Nie rozumiem zaściankowego polskiego kościoła, który próbuje wmówić społeczeństwu, że gender to zagrożenie. Gender to postęp! I nie rozumiem, jak można pozbawiać człowieka prawa do swobodnego wyboru swojej płci tylko dlatego, że urodził się z jakimiś określonymi fizycznymi cechami. Toż to trąci średniowieczem!
Paweł Szwarcbach - doradca biznesowy, wykładowca, doktorant, członek Mensy Polskiej.
A poważnie: według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) gender to stworzone przez społeczeństwo role, zachowania, aktywności i atrybuty, które w danym społeczeństwie uznawane są za odpowiednie dla mężczyzn i kobiet. Jak podaje natomiast Wikipedia (podobno za: Mary Holmes: What is Gender?: Sociological Approaches. London: Sage, 2007, s. 2-3.), gender to: „suma cech osobowości, zachowań, stereotypów i ról płciowych przyjmowanych przez kobiety i mężczyzn w ramach danej kultury w drodze socjalizacji, nie wynikających bezpośrednio z biologicznych różnic w budowie ciała pomiędzy płciami, czyli dymorfizmu płciowego. Gender, czyli kulturowy komponent tożsamości płciowej, przekazywany jest poszczególnym jednostkom w sposób performatywny, czyli poprzez uczenie się, odgrywanie i powtarzanie zachowań innych osób tej samej płci. Na płeć społeczną składać się może np. sposób ubierania się, sposób zachowania, oczekiwane funkcje w ramach społeczeństwa, sprawowana władza itp. Gender odróżnia się tym od płci biologicznej (ang. sex), czyli sumy cech fizycznych i zachowań seksualnych wynikających z odmiennych funkcji i ról obu płci w procesie rozmnażania płciowego.”
I tyle. Rodzący się człowiek ma określone cechy fizycznie, niemal zawsze pozwalające na to, aby jednoznacznie zakwalifikować go jako samca lub samicę. Z wiekiem zaczyna zachowywać się w pewien sposób. Zachowania te są determinowane m.in. przez kulturę, w której dorasta. Wspomniana kultura niesie m.in. pewne oczekiwania związane z jego rolą w społeczeństwie, które są zależne od tego, czy osobnik ten wygląda bardziej jak samiec czy samica. I ja kompletnie nie mogę zrozumieć, o co można się tutaj spierać, walczyć, tudzież co można próbować forsować?
W różnych kulturach odmienne są oczekiwania w stosunku do mężczyzn i kobiet. Inne są w krajach muzułmańskich, Japonii, inne były w średniowiecznej Polsce czy w Sparcie. Oczekiwania te w naturalny sposób ulegają zmianom. Nie da się ich zmienić na siłę, muszą zmieniać się same. W moim odczuciu to jeden z niewielu obszarów, w którym demokracja ma sens, bo jest czymś zupełnie naturalnym. To ludzie tworzą kulturę i jeśli większość społeczeństwa uzna, że chorowitych dzieci z jakichkolwiek przyczyn nie należy jednak zrzucać ze skały, to przestaną je zrzucać. Gdy większość zacznie myśleć, że palenie odbiegających zachowaniem od standardów kobiet jest jednak niefajne, to palić przestaną. Nie później i nie szybciej. I jeśli kiedyś większość jakiegoś społeczeństwa uzna, że z dowolnych przyczyn warto przebierać chłopców w sukienki a dziewczynki w spodnie, nawet wbrew ich woli, to takie działania staną się powszechne.
Moim zdaniem problem polega na czymś innym. Problematyczna jest wolność, której niestety nie umiemy jako społeczeństwo ani brać, ani dawać. Bo jeśli są grupy osób, które chcą agitować „na rzecz gender”, to niech agitują. I im więcej ludzi przekonają, tym pewnie więcej zbiorą pieniędzy i tym bardziej będą mogły agitować – ich sprawa. Są też grupy, które chcą i będą agitować „przeciwko gender” z podobnymi mechanizmami. Specjalnie użyłem cudzysłowu, bo w kontekście przytoczonej na początku definicji gender tak samo trudno agitować za gender jak przeciwko.
Domyślam się, że tak naprawdę chodzi o to w jaki sposób wychowywane będą dzieci. Jako przykład posłużyć może Szczęśliwa 15 z Rybnika. Jednakże nie do końca rozumiem oburzenie rodziców, którzy decydując, że ich dzieci nie będą uczestniczyły w projekcie gender, oburzyli się na to, że dostali pisma informujące o skreśleniu dzieci z listy przedszkolaków. Mnie dziwi, że ci rodzice sami ich nie przenieśli…
Niech tworzy się jak najwięcej przedszkoli, w tym takich, w których się chłopców ubiera w sukienki. A jeśli znajdą się rodzice, którzy chcą tam posyłać swoje dzieci, to niech posyłają. Niech powstaje jak najwięcej placówek edukacyjnych o dowolnych profilach. I niech ich twórcy przekonują rodziców, by posyłali do nich dzieci. I nie zakazujmy nikomu wyboru.
To jest właśnie ta wolność, której moim zdaniem nie potrafimy ani dawać, ani nawet brać. Ale czego można się spodziewać, jeśli ludzie wolą płacić pieniądze instytucji, która część tych pieniędzy zmarnotrawi a część przeznaczy na ich ubezpieczanie, niż ubezpieczać się samemu… (http://kosedowski.natemat.pl/90717,chcesz-skladek-od-umo-w-o-dzielo-serio)