W 70. lecie zbrodni wołyńskiej nareszcie w Polsce powiedzieliśmy prawdę o Wołyniu, nazwaliśmy jej sprawców i otwarcie określiliśmy jej ludobójczy charakter. Ale też, w moim przekonaniu, w wielu słusznych inicjatywach poszliśmy za daleko, osłabiając wymowę tegorocznych obchodów. Ja również, wyrażając zaniepokojenie próbami fałszowania historii o zbrodni wołyńskiej podczas łuckiego festiwalu "Bandersztadt" przypisałem nazwie nacjonalistycznego zespołu Żelazny Krzyż pochodzenie od odznaczenia niemieckiego, a nie ukraińskiego krzyża z 1920 roku, za co ten zespół przeprosiłem. Co nie zmienia faktu, że otwarte gloryfikowanie w piosenkach tej grupy UPA i ukraińskich esesmanów nadal budzi mój sprzeciw.
Współprzewodniczący Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa. Poseł na Sejm I, V i VI kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Były Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.
Myrosław Marynowycz, prorektor uniwersytetu ze Lwowa, próbuje tłumaczyć Ukraińcom reakcje Polaków dotyczące zbrodni wołyńskiej posługując się metaforą sprężyny. Przez wiele lat sprężyna związana z ludobójstwem na Wołyniu wyginana była w stronę przemilczenia i unikania tematu. Teraz z impetem wyskoczyła w drugą stronę, prowadząc do nadmiernych i czasem absurdalnych zachowań. Trudno nie odmówić mu racji, kiedy równolegle z płonącymi podczas rekonstrukcji w Radymnie chatami, pojawia się nagonka na popularny w Polsce zespół, którego dwóch członków należy do mniejszości ukraińskiej w Polsce.
O ile jestem w stanie zrozumieć intencje rekonstruktorów, to dziennikarz i polityk stawiający pod ścianą członków zespołu Enej i ich oskarżenia o kultywowanie banderowskich tradycji skierowane w stronę muzyków, budzą już we mnie tylko zażenowanie.
Ale zacznijmy od początku. Po doniesieniach medialnych w Polsce i na Ukrainie poprosiłem moich współpracowników, nie bez pewnego zakłopotania, żeby dowiedzieli się dokładnie jak to z tym Enejem jest. Musiałem im wytłumaczyć, że pojawiają się oskarżenia i teksty sugerujące, że członkowie zespołu są tak naprawdę ukraińskimi nacjonalistami. Według autorów oskarżeń muzycy przebrani w polskie szatki, zdobywają masową popularność, aby ordynarnie drwić sobie z Polaków, a w szczególności z ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Skąd ten pomysł?
Były dziennikarz, a ostatnio bloger tuż przed 70 rocznicą ludobójstwa na Wołyniu ujawnił kolejny antypolski plan „banderowców“. Chodzi oczywiście o zespół Enej, któremu dziennikarz poświęcił wpis na swoim blogu, atakując i zarzucając, że tak dobrali sobie nazwę, aby gloryfikować zabójców. Gadowski uderza w „gówniarzy” jak dyplomatycznie zapewne ich określa, albowiem zarzuca im brudną ukraińsko - nacjonalistyczną grę. W czym rzecz? W nazwie zespołu. Choć Gadowski wie, że Enej był bohaterem eposu, stworzonego przeszło 200 lat temu przez ukraińskiego pisarza Iwana Kotlarewskiego i omawianego na Ukrainie już w szkole na lekcjach ukraińskiego. I fakt, że jeden z organizatorów ludobójstwa na Wołyniu w 1943 roku, wyjątkowo okrutny Petro Olijnyk przyjął właśnie ten przydomek literacki, zdaniem Gadowskiego jest dowodem na współczesną pułapkę młodego zespołu zastawioną na nieświadomych niczego „naiwnych“ Polaków. No cóż, sam w nią wpadłem, bo jako miłośnik literatury klasycznej, w Eneju Kotlarewskiego zawsze będę rozpoznawał Eneasza, bohatera dzieła Wergiliusza zagubionego na szlakach prowadzących ku początkom Rzymu.
Rozumiem, że dziennikarz nie musi znać kanonów ani literatury klasycznej, ani literatury sąsiednich narodów, ale kpiny z jednego fundamentalnych dla ukraińskiego języka dzieł nie można nazwać inaczej niż kompromitacją. Nazywanie Eneidy „marną podróbką” Wergiliusza to raczej powód do wstydu, niż oznaka literaturoznawczej wiedzy. Kotlarewski bawił się tym dziełem, tworząc udaną, żartobliwą trawestację, ale nie spodziewał się zapewne, co zrobi z nim Gadowski w dwa wieki później.
Niestety, paranoja z historią starożytną w tle, nie skończyła się na tym wpisie, którego nie mam zamiaru dalej analizować, bo przypomina stylem literaturę ze słynnej carskiej propagandowej podróbki - Protokołów Mędrców Syjonu. Czemu w ogóle zajmuję się dyskusją na poziomie tak żenującym, że najlepiej byłoby ten fakt przemilczeć?
Bo mleko się już rozlało. Enej – postać dla każdego przeciętnego Ukraińca kojarząca się tylko ze szkolnym bohaterem literackim, w 70. rocznicę ludobójstwa na Wołyniu nagle okazuje się kontrowersyjna. Przykład polsko – ukraińskiego zespołu, to historia tego, jak niesłusznie można kogoś skrzywdzić przypisując mu absurdalne motywy, bez żadnego uzasadnienia doszukując się wrogów wewnętrznych za każdym rogiem. Tyle, że tekst nadal żyje swoim życiem. Ruszyła lawina. Najpierw szlam na forach, hejterzy i ksenofobowie. Na standardowym jadzie jednak się nie kończy. Kolejny „śledczy” tropi z kolei kryptoreklamę UPA w teledysku grupy, który zaczyna się od ujęcia chmary ludzi pędzących o świcie do jakiejś wioski. Na nic zdało się jednoznaczne dementi zespołu. Tłumaczenie, że nazwa zespołu wywodzi się od Eneja, bohatera ukraińskiej „Eneidy“ – wesołego Kozaka, który przemierza świat. Otwieram oczy coraz szerzej i czekam na rozwój wypadków.
Trudno się dziwić komentarzom na Ukrainie, że Polacy zachowują się niezrozumiale. Święty by nie wytrzymał.
Nie uważam, że fakt, iż kwestia nazwy zespołu wypłynęła dokładnie przed obchodami 70. rocznicy rzezi wołyńskiej jest jakąś „prowokacją”. Przypisuję to raczej zwykłej bezmyślności autora, który już dawno nie jest praktykującym dziennikarzem śledczym. Może została mu już tylko podejrzliwość. Nie chcę być wobec niego okrutny, choć on okrutnie skrzywdził zespół. Zasiał ziarno plotek i insynuacji, które rozpleniło się w Internecie i będzie długo się ciągnąć za członkami zespołu. To właśnie ten zwyczajnie niemądry i chyba w zamierzeniu ironiczny tekst stał się początkiem horroru chłopaków. Przykro, że zamiast usunąć wpis ze swojego bloga, brnie dalej w nieuzasadnionej napastliwości. Mija właśnie rok od momentu, gdy Figurski opowiadał, jak to by zgwałcił swoją Ukrainkę. Poniósł tego ciężkie konsekwencje. Ostracyzm, usunięcie z radia, znaczący spadek honorariów, to w pełni zasłużone następstwa za obrażanie innych nacji i hołdowanie najgorszym stereotypom. I mimo tej powszechnie znanej historii, dziś cios dostają faceci, których zespół jest żywym dowodem, że Ukraińcy w niczym nie są gorsi, że Polacy i Ukraińcy mogą nie tylko się przyjaźnić, ale i robić wspólnie rzeczy, które porywają masy. W końcu - i to nie bez znaczenia - nasi z pochodzenia Ukraińcy są dziś częścią polskiego społeczeństwa. Mogą grać popularną muzykę w zespołach podbijających serca polskich fanów.
Dlatego głębokie rozczarowanie i smutek przyniosła kolejna informacja. Młodzi artyści z Eneja, otwarci i nie budujący swojego wizerunku na skandalach i kontrowersjach, ale na wesołej muzyce łatwo wpadającej w ucho i zawierającej nuty folkloru (czy on się komuś podoba czy nie) dostają bolesny cios i to ze strony, z której nie mieli podstaw się go spodziewać. Zaatakowała ich polityka. A dokładnie mój kolega z Parlamentu Europejskiego Janusz Wojciechowski. Żąda zmiany nazwy i mówi, że w Izraelu nikt nie nazywał by zespołu Mengele. Pomysł z tym, że politycy mieliby dyktować nazwy zespołów czy piosenek jest żenujący. Czy gdyby jakiś zbrodniarz przyjął przydomek „Kmicic“, to powinniśmy spalić wszystkie egzemplarze Potopu (uwaga: nie odnoszę się tu do żadnego z żołnierzy, którzy licznie przyjmowali ten przydomek podczas ostatniej wojny)? Albo czy poseł Wojciechowski nakazałby Kazikowi zmianę na inną nazwę, gdyby ten pseudonim miał fatalne historyczne konotacje?
Najgorsze jest to, że przecież takie zohydzenie wobec polityki jako czegoś brudnego, agresywnego i głęboko zideologizowanego w najgorszym tego słowa znaczeniu widać na przestrzeni ostatnich lat wyraźnie. Mimo to, trzeba jednak odróżnić wtrącanie się polityków do życia młodych Polaków od dyskusji politycznej. Osobiście uważam i powtarzam to do znudzenia, że polityka to nic innego jak rozwiązywanie problemów obywateli, zwykłych ludzi, przedsiębiorców, wolnych strzelców, gospodyń wiejskich i miejskich, warszawiaków i słoików, studentów i emerytów. Każda z grup ma swoje problemy i często przeciwstawne interesy. Należy jednak tak je bilansować i rozwiązywać, aby dbać o Rzeczpospolitą zgodnie z jej znaczeniem – dbać o dobro wspólne. Czemu ten polityczny wtręt? Bo dziś sam jako polityk wstydzę się żenujących wyskoków polityków różnych frakcji i barw. Ale kopanie zespołu Enej przez Janusza Wojciechowskiego, człowieka, którego publiczny dorobek musi budzić uznanie, kompromituje polityków i dlatego czuję się zobowiązany do zabrania głosu.
Jeśli powszechnie krytykujemy ukraiński nacjonalizm, to musimy być sami bez grzechu, bo tylko wtedy nasza krytyka będzie wiarygodna. I dlatego też nie można w moim przekonaniu milczeć. Drodzy Panowie z Enej, jest mi osobiście przykro, że te bzdurne pomówienia uderzyły w was, bardzo pozytywnych, charyzmatycznych młodych ludzi, działających charytatywnie na rzecz dzieci z Centrum Zdrowia Dziecka i innych szpitali, dając innym tak wiele pozytywnych przeżyć. Grajcie dalej, budujcie przyjaźń polsko-ukraińską, zdobywajcie kolejne nagrody i dajcie innym wiele pozytywnej energii.
Nie może być tak, że bezkarnie sieje się niechęć i przypisuje idiotyczne zarzuty, które ciągną się latami. Skoro Gadowski nie zdjął bloga, a Wojciechowski nie dostrzega swojej śmieszności, to może czas na konsekwencje. Czy mamy lepszego kandydata do tytułu Hieny Roku? Drodzy koledzy ze SDP, oficjalnie zgłaszam kandydaturę. Internauci, jeśli macie ochotę mnie wesprzeć – piszcie na ten adres Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich sdp@sdp.pl. Posłowi Wojciechowskiemu zaś proponuję, żeby zwrócił się do filologów klasycznych świata i ukrainoznawców: może zmienią w Eneidzie imię Eneasza i dziele Kotlarewskiego imię Eneja na bardziej „poprawne politycznie“. Tylko czyje imię w oczach szyderców będzie bez skazy?