Współprzewodniczący Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa. Poseł na Sejm I, V i VI kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Były Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.
Od kilku miesięcy wokół Ukrainy rozgrywa się zażarta wojna informacyjna. Jej przebieg jest równie istotny dla przyszłości kraju, jak wynik realnych sporów o władzę w Kijowie. Czy w świadomości opinii publicznej utrwali się obraz pokojowych demonstrantów, walczących o przyszłość swoich dzieci, czy raczej prawicowych ekstremistów rzucających koktajlami Mołotowa?
Prezydent Janukowycz oświadczył po powrocie ze zwolnienia lekarskiego: „Musimy powiedzieć »nie« ekstremizmowi, radykalizmowi, rozniecaniu wrogości w społeczeństwie, u podstaw której leży polityczna walka o władzę". Podziękował też swoim zwolennikom za pracę, która "łączy w społeczeństwie ludzi zdrowych, wyzbytych nazizmu, rasizmu i ksenofobii". Zrównywanie Euromajdanu z nacjonalizmem i faszyzmem to sedno codziennego przekazu prorządowych ukraińskich i rosyjskich mediów. W przestrzeni postradzieckiej oznacza to carte blanche na ostateczne rozprawienie się z wrogiem pokonanym podczas Wojny Ojczyźnianej. Dlatego przeciwnicy Majdanu wpinają sobie w kurtki tzw. grigoriewskie wstążki, łączące strażników pamięci o Armii Czerwonej w krajach byłego ZSRR. Nie przypadkiem Sergiej Ławrow w Monachium gromił Europę za ignorowanie faszystowskich haseł Majdanu. Kremlowi zależy bardzo na utrwaleniu wizerunku protestujących jako radykalnych zadymiarzy. Służy temu specyficzny język oraz manipulowanie obrazem z ukraińskich demonstracji. Niestety, również część polskich mediów koncentruje się na tak jednostronnej narracji, kopiując informacje z mediów rosyjskich. Podobnie czyni ksiądz Isakowicz-Zaleski, twórcy profili na Facebooku “Polacy za Janukowyczem” oraz portalu kresy.pl. Zapewne nieświadomie sprzyjają Kremlowi poprzez historyczne antyukraińskie fobie. Więcej faszyzmu niż na Euromajdanie - z “hajlowaniem” i “siegami”, można znaleźć w Odessie czy Charkowie wśród “tituszek” atakujących protesty. I niestety także w ojczyźnie ministra Ławrowa.
Nie zapominam, że nacjonaliści i symbolika banderowska są obecne wśród demonstrantów. Stanowią jednak mniejszościowy element w skomplikowanej mozaice postaw, co pokazują badania sondażowe prowadzone na Euromajdanie. Sami protestujący spierają się co do wykorzystywania czerwono-czarnych barw nacjonalistycznych, krytykują za używanie okrzyków: “Smert woroham” i wystawianie portretów Bandery. Również “Swoboda” przechodzi istotną ewolucję: jej radykalizm ustępuje planom zreformowania państwa oraz ukierunkowania na Unię Europejską, w której Polska postrzegana jest jako istotny sojusznik. To pokazuje, jak poważna dyskusja o przeszłości czeka Ukraińców.
Oczywiście powinniśmy ostrzegać przed radykalnym nacjonalizmem na Ukrainie. Ale nie możemy zapominać, że nie jest on postawą dominującą. Póki co, skierowany przeciwko Rosji, żywi się niechęcią do pozostałości komunizmu. Niewykluczone, że kiedyś może zmienić się również w ruch antypolski. Ma swoje ograniczenia, choćby terytorialne: nie rozprzestrzeni się ani na wschód, ani południe. Prawdziwym nieszczęściem nacjonalizmu w formie radykalnej nie jest to, że zatruwa umysły czy przypomina o roszczeniach terytorialnych. Przejawy prawicowego radykalizmu ugruntowują dominację czynników przeciwko którym występują, odstręczając prawdziwych sojuszników demokratycznej Ukrainy. W imię walki z faszyzmem prezydent Janukowycz, czy inny polityk namaszczony przez Kreml, usprawiedliwiać będzie autorytaryzm i kult ideologii postradzieckiej. Będzie legitymizować wykorzystanie w walce ze społeczeństwem obywatelskim “środków nadzwyczajnych”. Zatem – jak zawsze – odpowiedzialność za losy wojny informacyjnej i rzetelność przekazu spoczywa na europejskich dziennikarzach i publicystach.
Opowieść o ukraińskim faszyzmie wykreowana przez kremlowskich PR-owców jest obliczona na zastraszenie własnych społeczeństw wizją rozlewającego się radykalizmu i zniechęcenie zachodnich sojuszników do popierania demonstrantów. Jeśli nie będziemy uważni ten schizofreniczny obraz przysłoni nam prawdziwą twarz Majdanu i odetnie poparcie dla ludzi, którzy jedyną nadzieję pokładają w dążeniu do wartości europejskich. Kremlowscy PR-owcy wiedzą bowiem doskonale, że Europa wspiera demokratyczne protesty, ale nie znosi ekstremistycznych zamieszek.