Współprzewodniczący Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa. Poseł na Sejm I, V i VI kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Były Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.
Wielki sukces Kamila Stocha pozwolił mi zapomnieć, o feralnym biegu sztafety olimpijskiej, podczas którego zgasł olimpijski ogień. Samo zgaśnięcie pochodni to jeszcze nic. Chodzi jednak o sposób poradzenia sobie z tą sytuacją. Dla Rosjan sprawa była prosta – ogień zgasł! Nie straszno! Nic prostszego! Znalazł się szybko uczynny dżentelmen, który wspomógł zapalniczką i zapalił znicz na nowo. I jaki to problem? Dla nich żaden. A że w ten sposób w Soczi płonie ogień z rosyjskiej zapalniczki zamiast z olimpijskiego znicza w Grecji, to nic nie znaczący szczegół.
Po takim obrazie miałem pełne prawo patrzeć ze zwątpieniem i obawiać się, że Igrzyska Olimpijskie okażą się karykaturą samych siebie. Przecież podobnych „kwiatków” było więcej. Zostawmy już nieszczęsne pomalowanie trawników zieloną farbą, ujawnione przez reportera TVN24. Skupmy się na rzeczach ważnych i zauważalnych na całym świecie.
Chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby o wielkiej dyskusji, jaką wywołało wprowadzenie w Rosji praw dyskryminujących osoby homoseksualne. Był to jeden z powodów, dla których na wiele dni przed rozpoczęciem igrzysk media rozpisywały się o wielkim powrocie zespołu Tatu właśnie podczas ceremonii otwarcia IO. Dwie Rosjanki, które zbudowały swój sukces na mało wyrafinowanym obnoszeniu się ze swoją „lesbijską” miłością, na olimpiadzie w państwie, które prześladuje osoby homoseksualne – aż ręce składają się do oklasków. Triumf tolerancji nad autorytarną władzą – tak mógłby się nazywać ten odcinek serialu Soczi2014, który przez najbliższe dwa tygodnie będzie towarzyszył nam codziennie przez średnio 10 godzin. Tak, jak nie wierzę w przypadki, tak nie wierzę w to, że główny architekt Putin i jego podwykonawcy w rosyjskim Komitecie Olimpijskim nie znali historii Tatu. Założę się, że o wyborze gwiazd nie zdecydował ich przebój „Nas nie dogoniat”. Całość wpadek olimpijskich składa się na zaskakująco oryginalny Latający Cyrk Władimira Putina. Oto w kraju, powszechnie uznawanym za czołowego gwałciciela praw człowieka, gdzie opozycjoniści tracą życie z rąk zamachowców, performerki z Pussy Riot trafiają do łagrów, a geje i lesbijki realnie mogą obawiać się linczu, mamy koncert tolerancji. No bo czy Państwo pamiętają, żeby kiedykolwiek na otwarciu olimpiady zaśpiewały zadeklarowane lesbijki?
I tak oto, coś, co mogłoby być wyraźnym symbolem ustanawiania w Rosji tolerancji, stało się symbolem karykaturalnego przymilania się światowej opinii publicznej. To, że Tatu z miłością lesbijską ma tyle wspólnego co młody Iglesias z operą, to już insza inność. A tylko z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że panie z Tatu, już kilka lat po eksplozji zainteresowania ich działalnością sceniczną, bez żenady wyznały, że cała homoseksualna otoczka była jedynie wabikiem dla publiczności. Niektórzy jednak – jak to często bywa – na sprostowania nie zwrócili już uwagi.
I tak oto igrzyska stały się poniekąd smutną karykaturą fantastycznej idei pokojowej rywalizacji i fair play. Kiedy oglądałem wpadkę z gasnącym zniczem olimpijskim w Moskwie, myślałem, że nie będzie już wielu gorszych momentów. Bo czy jakikolwiek defekt laseru, który spowodował, że na ekranie wyświetliło się nie pięć kół olimpijskich, a cztery plus płatek śniegu, może się równać ze zgaśnięciem olimpijskiego płomienia? Dla mnie nie. Spytacie może – co za różnica? Zgasł ogień, czy nawalił laser? A jednak różnica jest. Bo nie chodzi o to, że coś się nie uda. Chodzi o to, jak podchodzimy do wartości i idei. O to, że ogień olimpijski od ognia z zapalniczki różni się czymś więcej, niż kolorem płomienia, czy konsystencją nafty. Chodzi w końcu o to, że idei otwartości nie da się zastąpić ideą para otwartości. Najpiękniejszy laptop bez duszy w postaci RAMu i twardego dysku będzie tylko bezwartościową skorupą. Internet z wyczyszczonymi wynikami wyszukiwań hasła „demokracja” nie będzie już enklawą wolności, ale mechanizmem manipulacji i propagandy. Półprawdą, która jest całym kłamstwem.
Dla Polski i Ukrainy, Euro2012 było okazją do zaprezentowania otwartości, tolerancji i gościnności. Putinowska Rosja pokazuje, że stawia na kiczowaty PR, pomalowane na zielono trawniki i smutny obraz teledysku z otwarcia, gdzie śpiewającym Tatu towarzyszy kilkoro dzieci, a tłem dla występu są puste krzesełka. A już najsmutniejsze są starania operatora, żeby uwiecznić choćby małą grupkę entuzjastycznie reagujących na ten występ Rosjan.
Wydaje się, że po tym wszystkim, o czym wspomniałem, moje argumenty wzmacniają tych, którzy twierdzą, ze igrzyska się kończą. Że wielka idea została zawłaszczona przez komercję. Że olimpijski znicz i pokój wypaliły się i na zawsze straciły blask.
Tak mogą myśleć właśnie tylko Ci, którzy większą wagę przywiązują do opakowania niż do zawartości. Do formy, a nie do treści. To właśnie powód, dla którego z takim grymasem zawsze wspominam populistyczne wezwania do bojkotu igrzysk i odwołania wyjazdu naszych sportowców. To dlatego z dystansem odnoszę się do fan page-ów typu "Nie oglądam igrzysk" i podobnych pomysłów.
Ci, którzy chcieli bojkotów, tak naprawdę plują sportowcom w twarz, lekceważą sobie ich pot, trud i znój. Kpią z wielkiego wysiłku, wyrzeczeń i hartu ducha jaki musi charakteryzować mistrzów. Bo dopóki mamy tych wszystkich współczesnych sportowych herosów, sytuacje, w których mimo bólu i komplikacji, a czasem na przekór dramatom, sportowcy przekraczają kolejne granice i pokonują kolejne słabości - igrzyska zawsze będą mieć wielki sens.