Współprzewodniczący Polsko-Ukraińskiego Forum Partnerstwa. Poseł na Sejm I, V i VI kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Były Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.
Uwolnienie Julii Tymoszenko to wspaniała wiadomość, bo nie ma zgody na polityczne procesy i nękanie przeciwników politycznych. Ale jej wystąpienie na Majdanie jest szkodliwe. Jeśli wsłuchać się w sens przemówienia, to konstatacja może być tylko jedna - Julia próbuje przejąć protest poprzez radykalizowanie tłumu. Niestety mam głębokie przekonanie, że na takiej radykalizacji zyskałaby jedynie sama Julia, a negatywne skutki tego wyboru ponieśliby Ukraińcy.
Wielkim sukcesem Majdanu było to, że nie dał się sprowokować. Pamiętam scenę, którą w czwartek pokazywały wszystkie stacje telewizyjne na świecie, kiedy protestujący uwięzili kilkunastu Berkutowców i zamknęli ich w wolno stojącym autobusie. Scena jak z horroru. W zamkniętym autobusie przerażeni milicjanci, a wokół skrzywdzeni przez nich ludzie. Wydawać by się mogło, że nic nie uchroni milicjantów co najmniej od ciężkiego pobicia. A jednak nie! Aktywiści zareagowali błyskawicznie i zatrzymali tłum. – Damy im jeść i będziemy się nimi opiekować, tak żeby nic im się nie stało. Nie wypuścimy ich dopóki nie wrócą nasi aresztowani koledzy z Majdanu! Nie dajmy się sprowokować, nie bądźmy jak bandyci – krzyczała jedna z protestujących, a wokół autobusu szybko powstał kordon myślących podobnie ludzi. Gdy wokół wszystko płonęło, koło głów świszczały kule, którym towarzyszyły wybuchy i blask palących się opon i budynków, Berkutowcy byli bezpieczni. Kilka godzin później Majdanowcy eskortowali ich poza plac Niepodległości.
Jest oczywiste, że tylko dzięki wielkiej mądrości, rzadko spotykanej w tłumie zdesperowanych, milicjanci uniknęli śmierci lub kalectwa. Takie gesty przemawiają z niezwykłą siłą i dają nadzieję, że konflikt będzie można pokojowo skończyć. Przykładów jest więcej. Samoobrona Majdanu nie została stworzona by zwalczać siłą ludzi Janukowycza czy milicję. Nie ma ona charakteru bojówki, oddziału paramilitarnego stworzonego by bić Berkut czy dresiarzy na usługach władz. To służba porządkowa, która razem z aktywistami wielokrotnie interweniowała właśnie po to, by nie dopuścić do linczu i samosądów.
Rozumiem gniew rozstrzeliwanych przez snajperów ludzi, którzy nie chcieli się zgodzić na dalsze sprawowanie funkcji przez Janukowycza. Misja Sikorskiego doprowadziła do zaprzestania przelewu krwi i na tym polega jej najważniejszy efekt. Dała też szanse na utrzymanie integralności kraju. Mamy jednak prawo czuć gorycz, po tym jak osoba, która wychodzi z więzienia – dzięki procesowi, który zapoczątkował Sikorski, przyjeżdża na Majdan i potępia porozumienie. Fakt, że pani Tymoszenko postanowiła przemilczeć kluczowy sens mediacji ministrów Polski, Francji i Niemiec nie jest najważniejszy. Problem polega na tym, że najwyraźniej pani Julia de facto zakwestionowała to, co w proteście na Majdanie było wyjątkowe – samokontrolę i jego absolutnie pokojowy charakter. Wskazywanie na to, że protestujący są radykalni, a od soboty w Kijowie rządzi anarchia, to przekaz Kremlowskiej propagandy. Mam wrażenie, że obecność Julii i jej emocjonalne, ale nieskładne przemówienie podważa dorobek Majdanu. Ale Majdan nie uległ jej emocjom. Tam ludzie nie ufają politykom. Majdan nie zapomina i nie przebacza. Fakty mówią za siebie. Mój kolega z europarlamentu, Jacek Saryusz–Wolski, dostał dużo większe oklaski jako polityk z bratniej Polszy. Był jeden moment, który w przemówieniu eurodeputowanego Platformy Obywatelskiej przywitał chłód. Nasz europoseł gratulując protestującym i nawiązując do wystąpienia Julii, życzył ludziom zwycięstwa. Tych słów Majdan bynajmniej nie fetował. Ciszę i sporadyczne gwizdy zakończyło dopiero wykrzyczane ze sceny "Ukraina jest Europą!". I choć entuzjazm dla Polski zawsze cieszy, akurat w tym momencie brak chemii między Julią a Majdanem jest znamienny.
Już sam nie wiem wobec kogo pani Tymoszenko jest bardziej nielojalna. Czy wobec misji PE pod przewodnictwem Coxa i Kwaśniewskiego, czy wobec ministra Sikorskiego, czy wobec kolegów z opozycji, którzy wywalczyli porozumienie. W jakiej sytuacji stawia ona polskich polityków? Czy będąc prezydentem Ukrainy będzie chciała być naszym partnerem w rozwiązywaniu jej problemów? Ale ważniejsze pytanie brzmi, czy może być liderem Ukrainy, który zintegruje ją i zmieni system tak, aby służył ludziom a nie oligarchom? W tej ostatniej kwestii odpowiedź już znamy. Miała na to szanse, ale widać nie po to wygrała Pomarańczową Rewolucję.