Autyzm Jurka zmienił moje życie, ale na lepsze. Dzięki niemu skończyłam oligofrenopedagogikę i odnalazłam drogę życiową – mówi Eliza Kwiatkowska z Olsztyna, mama 13 – latka z autyzmem. – Kiedy syn miał 5 lat i trafił do przedszkola w Zespole Placówek Edukacyjnych, nie rozumiał poleceń, nie potrafił rysować, nie szukał kontaktu, mówił zaledwie kilka słów we własnym języku. Dziś czyta, pisze i liczy, zadziwia wiedzą geograficzną, komputer obsługuje lepiej ode mnie. Nigdy nie można więc tracić nadziei, wiary w możliwości dziecka.
Mama zdrowej Milenki i Nataszki z autyzmem. Pracuję w ZPE Olsztyn.
Jurek od samego początku był dziwny, inny niż jego starsi brat i siostra – wspomina Eliza Kwiatkowska. – Najbardziej niepokoił mnie brak rozwoju mowy. Zaczęliśmy szukać pomocy, poszliśmy do lekarza, psychologa. W końcu dostaliśmy diagnozę: autyzm wczesnodziecięcy.
Tak więc Jurek w wieku pięciu lat zaczął chodzić do przedszkola specjalnego w olsztyńskim ZPE. Pierwsze miesiące były trudne, Jurek płakał, nie chciał zostawać w przedszkolu. Kiedy jednak po pół roku lekarka zobaczyła go ponownie, była zdumiona postępem, zdobytymi przez tak krótki czas umiejętnościami. Wtedy zdecydowałam się na studiowanie oligofrenopedagogiki, żeby lepiej zrozumieć chorobę syna i lepiej mu pomóc. Dziś sama pracuję z niepełnosprawnymi dziećmi.
Teoria, która sprawdza się w praktyce: w autyzmie zawsze dochodzi do zaburzeń mowy. Jurek mówi płynnie, ale nie zawsze gramatycznie, nie zawsze wszystko od razu potrafi pojąć. Przypuszczam, że lepiej funkcjonujący autyści, czyli także mój syn, rozumieją język ojczysty tak jak średniozaawansowani adepci języka angielskiego. Bardziej kontekstowo niż dosłownie, czasem intuicyjnie domyślają się znaczeń, słysząc szybki potok słów wyłapują tylko pojedyncze wyrazy. Myślą obrazami, wizualizacjami. Kiedy Jurek usłyszy jakiś nowy wyraz i chce wiedzieć, co to jest, wpisuje w grafikę Google`a. W ogóle ma ogromną potrzebę wiedzy, ciągle pyta, wszystko go interesuje. Nawet który leci właśnie odcinek telenoweli czy jak nazywają się sprzedawczynie w supermarkecie.
Nietypowe zachowania, połączone z nadaktywnością, bywają kłopotliwe dla rodzica. Dlatego z miejsca spodobał mi się pomysł ZPE, by zakładać dzieciom znaczki informujące o autyzmie. Znaczek sprawdził się doskonale, szkoda że nie mogę przypiąć go Jurkowi na plaży. Nigdy nie spotkałam się z negatywną reakcją, ludzie są zawsze mili, reagują pozytywnie. Oczywiście nie jest tak, że skoro Jurek ma autyzm, wszystko mu wolno, praca nad umiejętnościami społecznymi jest w tym schorzeniu szczególnie ważna. Zakładając znaczek nie przepraszam nikogo za autyzm, informuję o ewentualnych trudnych zachowaniach, uprzedzam reakcje.
Ludzie dziwią się, gdy mówię, że lubię autyzm, a ja po prostu lubię mojego syna. To normalne, że kochamy nasze dzieci takimi, jakie są, mi Jurek pasuje. Są z nim chwile ciężkie, ale są i ze zdrowymi dziećmi. Akceptacja autyzmu to niełatwy proces, ale innego wyjścia nie ma. Nadzieja jest zawsze, nigdy nie można tracić wiary w dzieci, w ich postęp, trzeba cieszyć się małymi kroczkami. Czasem boję się o przyszłość Jurka, ale wiem, że przebywa w najlepszym miejscu, w najlepszej szkole, pod opieką stowarzyszenia Wyjątkowe Serce.