Czy coraz bliżej nam do antycznych mieszkańców Sparty, którzy chore noworodki zrzucali ze skały - uznając, że w ich społeczeństwie jest miejsce tylko dla zdrowych? Czy mamy prawo decydować, kiedy skończyć życie ludzkie? A tym bardziej, czy możemy oddawać dzieciom wybór momentu, w którym chcą odejść z tego świata?
Blog wykładowców Pedagogium Wyższej Szkoły Nauk Społecznych w Warszawie.
Decyzja podjęta przez belgijskich parlamentarzystów pokazuje jeszcze jedno: jako cywilizacja mamy problem ze śmiercią. Nie umiemy zdecydować, czy jest czymś pięknym i heroicznym, czy czymś strasznym. A może zwyczajnie myślimy o niej już w kategoriach wirtualnych, znanych z gier komputerowych i internetowych tożsamości? Należy przy tym zapytać, czy ta decyzja nie oznacza znacznie więcej – wyłaniania się na naszych oczach nowej cywilizacji, opartej na poczuciu wszechwładzy człowieka nad życiem i światem.
Kiedy belgijski parlament zdecydował, że nieuleczalnie chore dzieci znajdujące się w tak zwanym terminalnym, czyli śmiertelnym stadium choroby, będą mogły prosić o przyśpieszenie śmierci w przypadku bólu, którego nie da się ukoić żadnymi środkami farmakologicznymi – nastał moment, w którym ludzie z naszego kręgu cywilizacyjnego odeszli ostatecznie od prawa naturalnego na rzecz prawa stanowionego. Najwyraźniej, sami chcemy się stać bogami, którzy w swych rękach mają decyzje o prawie do życia i śmierci. Jeśli ustawę podpisze król Belgii Filip I Koburg, to zgodnie z przepisami dzieci będą mogły poprosić o skrócenie cierpienia, pod warunkiem że na takie rozwiązanie wyrażą pisemną zgodę ich opiekunowie, a lekarz psycholog stwierdzi, że mały pacjent jest świadomy konsekwencji swojej decyzji.
Nie wiem, czy ktokolwiek z nas potrafi zdecydować, że czas już przerwać życie. Człowiek chyba do samego końca łudzi się – albo wierzy - , że może wydarzyć się cud. Czasem rzeczywiście tak się dzieje. Tym bardziej trudno jest stawiać się w sytuacji rodzica, którego dziecko prosi o zgodę na śmierć… A dziecko umie zdecydować, czy żyć dalej? Czy jest w stanie świadomie podjąć decyzję i rozumieć jej skutki? Czy rozumie, czym jest nieodwracalność śmierci? To największa obawa, jaka rodzi się w próbie nie tyle oceny belgijskich przepisów, co jej możliwie obiektywnym opisie. To problem zbyt wielowymiarowy, aby ulegać pokusie łatwych moralnych ocen. Nie sposób jednak nie zapytać, kim jesteśmy jako ludzkość, żeby dzieciom dawać prawo do tak nieodwracalnych decyzji? Podejmowaliśmy w historii już wiele, delikatnie mówiąc, nieodpowiedzialnych kroków i działań - vide krucjata dziecięca. Ale ta nowa propozycja z Belgii może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje cywilizacyjne.
I pojawia się przy okazji problem, czym jest dzisiaj sama śmierć? Z jednej strony tworzymy jej kult. Wysyłamy żołnierzy na śmierć - w imię różnych idei. Cenimy bohaterstwo, poświecenie i heroiczną odwagę. Poeci opiewają bohaterów, którzy zginęli dla ideałów. A z drugiej strony próbujemy uciekać przed śmiercią i bólem w eutanazję… W imię czego? Wiary, że uśmiercone dziecko na tamtym świecie będzie mieć lepiej? Czy ze strachu? Z poczucia ludzkiej nieomylności? Dla własnego spokoju? A może zwyczajnie, przenosząc nawyki i praktyki znane dotąd ze świata wirtualnego, który zaczyna wyprzedzać ten realny? Prawdziwe odpowiedzi na te pytanie będą zbliżać nas do oceny, gdzie jest nasza cywilizacja i dokąd zmierza. Decyzje Belgów mogą zwiastować zupełnie nowe jej otwarcie. Miejmy więc odwagę przy trudnych decyzjach zadawać trudne pytania o nas samych. I nie uciekać od odpowiedzi…