Facebookowa grupa "Zjedz u Gesslera - nie zapłać" liczy już ponad 1200 osób. Zjedzą? Nie zapłacą? To są pytania, na które trudno dzisiaj odpowiedzieć. "Data wydarzenia" ustawiona jest na 1 sierpnia. W warunkach warszawskich jest to data znacząca.
Radzę sobie w życiu z różnym powodzeniem, przy czym słowo "powodzenie" nie zawsze jest słowem właściwym. Nigdy nie wpadł mi do głowy żaden pomysł na biznes. Nigdy nie wpadł mi do głowy żaden pomysł na przekręt. Byłoby może i wstyd, gdyby nie parę innych rzeczy, za które wstydzę się bardziej. Ale ja teraz nie o tym.
Tylko o tym, co mnie fascynuje w tej historii. To, że tak zwany aparat państwowy oraz tak zwany cały świat można robić bezkarnie w tak zwanego wała? Wieść nienowa. Kiedy człowiek, jak czytamy, "wynajmuje najlepszych adwokatów", a także "składa niezliczone wnioski", aparat państwowy może mu co najwyżej naskoczyć. Jaki aparat, takie możliwości. Jakie państwo, taka jego odkryta słabizna.
Przy czym, nie gorączkujmy się: niejedyne to państwo z takimi mankamentami. Z drugiej jednak strony: czytając o wyczynach dzielnych urzędników skarbówki, doprowadzających do bankructwa rozmaitych przedsiębiorców - trudno w tę słabiznę aparatu państwowego uwierzyć. Jak się naprawdę chce, to można!
Ale ja i nie o tym.
Fascynuje mnie sama postać Adama G., jego dobrotliwy uśmiech, mucha, przycięta starannie bródka. Widzisz go na ulicy? Chcesz przeprowadzić na drugą stronę. Puka do twoich drzwi? Sadzasz gościa przy stole, dajesz mu jeść i pić. (O ile sam nie rzuci się do kuchni, żeby coś upichcić. Wtedy mu pozwolisz.) Mówi, że twój wnuczek w potrzebie i przysłał go po pieniądze? Biegniesz w podskokach do bankomatu. Jesteś prezesem telewizji publicznej? Z miejsca dajesz mu program.
Czasy barbarzyńskie, aż tu nagle pojawia się postać z jakby trochę lepszego, jakby minionego świata. I zaprasza do konsumpcji - jednak do wysmakowanej konsumpcji! Przez żołądek do serca. A co za nim stoi? Miliony.
Morału większego w tym nie ma. Być uwodzonym i nie ulec - oto prawdziwe zwycięstwo. A kogo by nie uwiodła wizyta w przedwojennym bistro? Zaklęte rewiry! W uszach dudnią mi słowa klasyka: "wszyscy i tak zginiemy w zupie".