„Ray Donovan”, dziecko telewizji Showtime, to jeden z najciekawszych ubiegłorocznych seriali. W Polsce jego pierwszy sezon miał telewizyjną premierę kilka miesięcy temu i okazał się oryginalną, a przy tym pełnokrwistą produkcją.
Serial Showtime jest tak interesujący, bo poza ciekawą fabułą oferuje nietuzinkowe i przekonujące postacie. Pierwsze skrzypce gra tytułowy Ray Donovan – nie w ciemię bity i pewny siebie twardziel, zajmujący się wyciąganiem z kłopotów sławnych postaci filmu, muzyki czy sportu. Jednak często łamie przez to prawo, ale stresującą i ryzykowną pracę rekompensują ogromne pieniądze. Bohater (Liev Schreiber) ma piękny dom i luksusowe auto, nosi ubrania od Armaniego, a jego żonie i dwojgu nastoletnich dzieci niczego nie brakuje. Problemy zaczynają się, gdy po 20 latach odsiadki z więzienia wychodzi ojciec Raya, Mickey. Syn go nienawidzi i wierzy, że doprowadzi on do rozpadu jego rodziny, a na pewno wywoła kłopoty. Lecz bracia Raya, chory na Parkinsona Terry i molestowany w dzieciństwie przez księdza Bunchy, darzą ojca sympatią.
Terry, mimo choroby, prowadzi rodzinny klub bokserski, z kolei Bunchy, nie mogąc od lat dojść do siebie, rozpamiętuje przy alkoholu krzywdy wyrządzone mu przez duchownego. W tym serialu każdy ma, mniej lub bardziej, przerąbane. Nawet obowiązki Raya to wyjątkowo nieprzyjemne sprawy, takie jak tuszowanie faktu, że uwielbiany aktor spotykał się z transwestytą albo maskowanie tego, że zawodnik NBA był z dziewczyną, która zmarła w skutek przedawkowania narkotyków. Co gorsza, sytuacja komplikuje się, kiedy wraca Mickey – w tej roli świetnie trzymający się ponad 70-letni Jon Voight, ojciec Angeliny Jolie. Bezkompromisowy i nadal energiczny mężczyzna, chcąc nie chcąc, sprowadza bowiem na syna spore problemy.
Początkowo wszystko wydaje się jednoznaczne: Ray jest tym dobrym i jako jedyny zdaje sobie sprawę z prawdziwej twarzy byłego skazańca, a Mickey to ten zły. Scenariusz, nie dając widzowi jasnych odpowiedzi, wykracza jednakże poza proste podziały i schematy. Wszystkie postacie są pełnowymiarowe i, za sprawą znakomicie dobranej obsady, wiarygodne. Role Terry’ego i Bunchy’ego (Eddie Marsan i Dash Mihok) uderzają autentyzmem. Obaj, ze względu na trudne doświadczenia, są pozbawieni wysokiego – zdrowego – poczucia własnej wartości i brakuje im pewności siebie, co jest widoczne na ich wszystkich płaszczyznach. Ray okazuje się zupełnie inny, podobnie jak Mickey: stąpają twardo po ziemi, stawiając czoła trudnym sytuacjom. Ale z czasem wyłania się obraz o wiele bardziej skomplikowanych i ludzkich postaci, pokazując że scenarzystka, Ann Biderman, stawia na pełnokrwiste i nieoczywiste charaktery.
Najlepszym tego przykładem jest to, że Mickey – mimo początkowej niechęci – z odcinka na odcinek zyskiwał moją sympatię. Człowiek lubiący kawały o księżach pedofilach, opowiadający je biednemu Bunchy’emu, i wypowiadający rasistowskie komentarze okazuje się bowiem przy tym prawdziwy i zdystansowany, robiąc z nawet najbardziej przykrych i niepoprawnych politycznie spraw hecę, tym samym zyskując na autentyzmie. W istocie „Ray Donovan” z pewnym dystansem traktuje o trudnych rzeczach: problemach rodzinnych, pedofilii, zagubionych celebrytach, wyborach moralnych i szeregu innych spraw. Autorka scenariusza jednak definitywnie wystrzega się dydaktyzmu, pozostawiając interpretację i ocenę odbiorcy.
Produkcja łączy więc w sobie poważną tematykę i czystą rozrywkę. Trudne tematy zostały ubarwione porcją czarnego humoru i ciekawą, ale nie przesadzoną akcją. Mamy odrobinę strzelania i walki wręcz, przede wszystkim jednakże chodzi o opowiadaną fabułę – największym atutem „Raya Donovana” nie są efektowne sceny akcji, tak jak na przykład w „Banshee”, tylko zawarta historia. W ostatecznym rozrachunku cała pierwsza seria jest wciągająca – jedynie w połowie na chwilę pojawia się lekki spadek formy. Napisano bowiem znakomity, pieczołowicie dopracowany scenariusz, gdzie brak miejsca na kuriozalne wolty. A cała obsada doskonale się uzupełnia i tworzy prawdziwe filmowe kreacje.
W przypadku „Raya Donovana” osiągnięto wysoki poziom nie epatując przemocą ani seksem, lecz oferując interesującą historię i oryginalne, przekonywujące postacie, dzięki czemu na 2015 rok zaplanowano wypuszczenie trzeciego sezonu. Przy okazji nie przesadzono z realizmem ani jego brakiem, tworząc produkcję idealnie wypośrodkowaną między jednym, a drugim. Dodając do tego jeszcze pierwszorzędną obsadę, otrzymujemy jedną z najciekawszych serialowych propozycji w ostatnim czasie.