Gotycka, barokowa, secesyjna. Romantyczna, fotogeniczna, magiczna...Przydomków ma Praga wiele i to zazwyczaj tak słodkich, że czasem aż mdło. Na początek roku trochę o Pradze śmierdzącej.
Politolog mieszkający w Pradze, licencjonowany, alternatywny przewodnik praski, http://www.gawlinskipopradze.pl/
Jeśli lubicie kiedy wyobrażenia układają się w spójne turystyczne puzzle, obrazy podciągnięte filtrem instagramowej nostalgii, czy litanie typu „must see” rodem z modnych przewodników...nie czytajcie dalej.
Coś dla kolekcjonerów
Mam nadzieję, że magistrat miasta nie potraktuje mnie tak samo jak ekipę National Geographic, która nakręciła w tamtym roku mało pochlebny film o czeskiej stolicy. Taksówkarz ich oszukał, ktoś sprzedał im udawany koks, ogólnie same nieszczęścia. Sprawa jest tak zagmatwana, że chyba sami zainteresowani tego nie rozumieją – najbardziej urażone poczuły się służby mundurowe: filmowcy mieli nie uzyskać pomocy ze strony policji.
Tym razem włodarze zainspirowali mnie sami, zachęcając mieszkańców do współtworzenia mapy Obsikana Praga. Szkoda, że tylko w wersji wirtualnej – byłaby to gratka dla kolekcjonerów. Mam już mapę Pragi w wersji kubistycznej, filmowej, tęczowej, ekologicznej. Oczekiwać, że ktoś pokazałby swoje złe strony na oficjalnych materiałach promocyjnych, jest błędem, ale już widzę jak informacja o takim zagraniu krąży po blogosferze. Sami mieszkańcy mogli przesyłać informacje o obsikanych miejscach, tym samym nikt z magistratu nie musiał się fatygować by siedliska smrodu wywęszyć.
Gdzie w Pradze po wrażenia ekstremalne – mieszkańcy radzą
Muzeum, Narodka (okolice Tesco), okolice Placu Jungmanna, Plac Republiki, Celetna, Kamzikova (jeśli ktoś będzie przechodził skrótem),
Plac Jana Palacha (a raczej Kaprova, pod stacją metra Staromestska - tu trzeba oddać sprawiedliwość – leją tam w zasadzie tylko konie, kiedy dorożka zatrzymuje się na światłach, jakaś żyła wodna?) Studenci wiedzą o co chodzi.
Uważajcie też na Ogród Franciszkański, szczególnie latem. Wyskoczysz na krótki odpoczynek do oazy w centrum miasta, skończysz w odorze niemytych ciał, owrzodzenia, alkoholu i substancji odurzających. No i na park przed Dworcem Głównym – na mapie zaznaczony szczególnie, przez większego „ludzika”. Tam nie chodźcie, to Sherwood – miejsce, gdzie kończą bezdomovcy i fetky (narkomani). Wejdziesz do tubusów prowadzących na parking przy dworcu – lepiej uważaj, żeby z trampek nie zrobił ci się jeż...ze strzykawek. Burmistrz poszedł kiedyś z dziennikarzami na spacer, spieprzał stąd aż się kurzyło. „Nie wiedziałem, że tak tu ciemno”, mówi.
Na mapie brakuje ważnego źródła smrodu na lewym brzegu -
okolic stacji metra Anděl (Smichov) – przejście pod Smichovską Synagogą może być szczególnym przeżyciem. Może i tam dotrą zapobiegliwi rajcy miejscy.
Będą wspomniane miejsca czyścić za 3 miliony koron.
Metra na Mustku nigdy nie uda im się spacyfikować – czemu tam tak jedzie? - wersje są dwie: pierwsza - pękła rura od kanalizacji i wszystko wsiąkło w grunt. Ja wierzę w drugą wersję – przy budowie metra próbowano ujarzmić ruchome piaski amoniakiem.
Niech pan tu nie siada – tu siedział bezdomny, całą drogę z pętli, aż do centrum.
Dziękuję pani bardzo, bardzo pani miła.
Dlaczego tak śmierdzimy
Ze smrodem jest jak z walką o pożywienie. Mniej śmierdzący zjada tego bardziej cuchnącego. Prascy bezdomni są najsłabszym ogniwem łańcucha, można się od nich odsunąć w tramwaju, wysyłać w ich kierunku drużyny „czyścicieli”, którzy wyprowadzą ich ze środków transportu. Czemu jednak wciąż tu tak słodkawie duszno? Przychodzi lato i wciąż te same pytania: Czesi – dlaczego tak śmierdzimy?
Na szczycie łańcucha zapachowego (pachnout – w czeskim: śmierdzieć, pach – smród) ci przebrzydli obcokrajowcy. Przybysz z daleka, Scott Cohen, przed laty napisał w Lidovych novinach: Czesi śmierdzą. Wywołał burzę. Nie lubimy, kiedy ktoś nam coś wytyka, tym bardziej obcokrajowiec, który przyjechał w gości.
Wygląda to prawie tak, jakby niedbałość była właściwością, do której Czesi świadomie dążą. Nieuczesane, nieumyte włosy i brody, brudne ubrania bez jakiegokolwiek zmysłu elegancji i spuchnięte brzuchy. Zaskakuje mnie, że Czeszki, które tak dbają o piękno, tolerują to u swoich mężczyzn.
Czech shower
Lato, upał, autobus, tramwaj, metro. Czujesz to?
To jest właśnie czeska łaźnia - moment kiedy dopada Cię słodycz tych gorących dni. Nie wiem czy określenie to wymyślił Scott Cohen, nie wiem też, czy wciąż legitymuje się własnym uzębieniem. A na reklamie znana aktorka Tatiana Vilhelmová wyciąga do nas dłoń z dezodorantem Rexona.
Z dezodorantów w Czechach korzysta 71% kobiet i tylko 49% mężczyzn – donosi gigant kosmetyczny Unilever. Do niedawna reklamy kosmetyków nie musiały w czeskich warunkach porównywać jednego produktu do drugiego. Trzeba było pracować nad potrzebą posiadania produktu w ogóle, dyskredytacja konkurencji– to przyszło potem.
Na facebooku strona: Nie znoszę smrodu w Komunikacji Miejskiej. Za stan rzeczy trzeba obwiniać: komunizm (a raczej jego dziedzictwo), brak edukacji, niechęć mężczyzn do golenia się pod pachami, złe połączenia komunikacyjne (ludzie pocą się więcej, bo muszą dojeżdżać do pracy dłużej), a może czeska kuchnia?
Nie wpuszczajcie tu żabojadów
Znów Ci przebrzydli obcokrajowcy. Camus wytrzymał w Pradze, w 1936, tylko 4 dni. Czeska kuchnia to mieszanina kaszy i kminku, która wykręca żołądek – napisał. Bohatera jego powieści „Śmierć szczęśliwa”, który ucieka do Pragi po popełnieniu morderstwa, prześladuje smród kiszonych ogórków. Taka jest cena zesłania.
Olivier Poivre d'Arvor zasługiwałby na szubienicę, gdyby ta stała jeszcze na Rynku Staromiejskim. Swoją powieść z 1994 roku nazwał dziwacznie „Małe praskie Antyle” - nie on pierwszy sytuował (symbolicznie) Pragę nad morzem, ale żeby robić to w tak smutnym roku 1969? Tak – Praga była wyjątkowym miejscem, jeśli chodzi o skład nieprzyjemnych aromatów, wychodzących z ludzkich ciał, ust i innych miejsc. Władczynią reżimu, w którym ideologia kroczyła ręka w rękę z wyżywieniem, była – duszona kapusta, która pomału, od kolebki aż po grób, rozkładała się we wnętrznościach mieszkańców. Zamoczona przez całą długość życia, w pękatych beczkach ludzkich ciał, w nieprzerwanej alkoholowej fermentacji, wytwarzała gazy, które się potem tędy i owędy wydostawały na zewnątrz, na wolność, przy pomocy niegrzecznej aktywności mięśni pośladkowych, które wsparte ciągłą konsumpcją piwa stawały się już rzeczą najzupełniej naturalną.
Wszędzie, w dzień i w nocy, na ulicy i w biurach, szerzyły się ciężkie do wytrzymania opary, spowodowane głośną bezpośredniością tak typową dla czeskiego ludu, w momencie kiedy zwyciężała nad nim potrzeba ulżenia sobie westchnieniem, wychodzącym z samego końca pleców.
Co jednym śmierdzi – drugim może pachnąć...
Mój ulubiony praski smród. Smród praskiej, tradycyjnej hospody: kiedy papierosowy dym, miesza się z aromatem piwa, smażeniny, kurzu, potu i testosteronu. Na stół przychodzi pivní sýr – tatar z romadura, z cebulą, musztardą, zalewany piwem, który co bardziej wrażliwych wysyła na drugą stronę lokalu. Ostrość schodzonych skarpet i niedomycia. Kiedy zmęczona twarz pada na sęk – ile historii można wywąchać ze starych słoi, ile przepychanek i zgonów? A z niedopranego, nadpalonego obrusu Gambrinusa?
Pewien znajomy opowiadał mi kiedyś o sesji z sensorykiem. Zabrał go na spacer, bo chciał się dowiedzieć, gdzie stolica śmierdzi najintensywniej. Poranna Wełtawa cuchnęła na wiosnę, podróżni z metra uciekali przed odorem. Przechodzili przez park – zawiało moczem, psimi odchodami. Dworzec, przystanek, bulwary? - Czy to już tu?
Sensoryk zatrzymał się przed magistratem: Tu śmierdzi najbardziej. Naprawdę? - zapytał kolega, myśląc, że to prowokacja.
To przecież ja jestem sensorykiem. Ty musisz resztę doczytać w gazetach.
Z Pragi
Piotrek Gawliński
Przewodnik po Pradze http://www.gawlinskipopradze.pl/, od 2008 roku w jednym z najbardziej inspirujących miejsc świata, gdzie stara się rozwijać turystykę alternatywną, także po śmierdzących ścieżkach.