Fiat w swojej historii nie za bardzo interesował się samochodami zdolnymi do jazdy w terenie, wyłączając naturalnie całe mnóstwo wozów sprzed drugiej wojny światowej: wtedy bowiem praktycznie każdy samochód osobowy był w jakiejś mierze SUV-em. Teraz, gdy klienci ustawiają się w kolejki przed salonami, gdzie sprzedaje się przystrojone bojowymi nadwoziami zwykłe osobówki o wyżej umieszczonym fotelu kierowcy, także i włoska firma oferuje coś w tym stylu.
najbardziej znany za granicą polski dziennikarz samochodowy, redaktor naczelny kwartalnika Ramp
W latach 1951-1987 Fiat produkował hardkorową terenówkę, najpierw w wersji 1101 Campagnola, a od 1974 roku jako 1107 Nuova Campagnola, i to jest ten model samochodu, którym poruszał się papież Jan Paweł II, gdy postrzelił go turecki zamachowiec, nakłoniony do tego czynu przez bułgarską tajną policję, podlegającą rozkazom KGB. Fiat Campagnola to przemyślana i piekielnie wytrzymała konstrukcja, o ciekawym zawieszeniu z 6 kolumnami MacPhersona (4 z tyłu), głębokości brodzenia do 70 cm i w ostatniej wersji produkcyjnej z silnikiem z Fiata 132 (ale bez dwóch wałków rozrządu w głowicy). Samochód, którego pierwszą wersję zaprojektował genialny Dante Giacosa, wytwarzano w wersji militarnej (po konkursie w którym produkt Fiata konkurował z Alfą Romeo), a także cywilnej. W 1951 roku dwóch włoskich kierowców przejechało Campagnolą z Kapsztadu do Algieru, czyli całą przekątną kontynentu afrykańskiego, w 11 dni i 4 godziny - co zabawne, żaden samochód do dziś nie poprawił tego wyniku.
Czy pojechałbym aktualnym Fiatem 500X, dzielącym platformę z Jeepem Renegade, z Cape Town do Algieru? Nie. Ale nie dlatego, że boję się, iż rozpadnie się na atomy gdzieś na trasie, ale dlatego, że między tymi dwoma punktami sporo jest zgromadzeń, złożonych z owiniętych w szmaty wojowniczych jegomościów, u których selektor wyboru rodzaju ognia w karabinkach AK zardzewiał już dawno w pozycji "ogień ciągły". A mały SUV Fiata na pewno kuloodporny nie jest.
Ma za to inne zalety. Przede wszystkim fantastycznie wygląda, niczym skurczone w praniu Porsche Macan. Po drugie widać, że to samochód włoski. Minimalizm Giacosy wyziera z prostej elegancji wnętrza, a pozbawiona chińskopodobnej ornamentacji stylizacja nie znudzi się po dwóch dniach użytkowania samochodu. Po trzecie, i najważniejsze, fantastycznie jeździ. Jeździ nie jak typowy miejski SUV o wybujałych ambicjach, ale raczej jak hot hatch czy klasyczne GTI. Szybko reaguje na ruch kierownicy, benzynowy silnik turbo brzmi soczyście bez jakiegokolwiek wsparcia z głośników, a na granicy przyczepności, wspierany przez napęd na cztery koła, wóz brawurowo trzyma się długo, nim łagodnie przejdzie w czterokołowy, przewidywalny poślizg. To jeden z tych samochodów, w których granica możliwości pojazdu przesuwa się wraz ze wzrostem pewności siebie kierowcy. Jazdę czystą, płynną, bezbłędną Fiat 500X nagradza brakiem interwencji ESP, które skalibrowano bardzo odważnie. Kawał dobrej roboty włoskich inżynierów.
A ja zastanawiam się, w jaki sposób przetransportować 500X do RPA... 64-letni rekord może jednak jest do pobicia?