
Reklama.
W testach konsumenckich u naszego zachodniego sąsiada spotyka się określenie: "geheimtipp". W tłumaczeniu oznacza to poufną, dyskretną poradę, skierowaną tylko do adresata. Oczywiście to mrzonka, bo nie po to się o czymś pisze w popularnym tygodniku, by część czytelników tego nie dostrzegła. To raczej typowo niemiecka figura stylistyczna, którą ostatnio przypomniał mi pewien samochód.
Aktualny VW Passat w bazowej wersji nie urzekł mnie niczym oprócz wyglądu. Pomidorowy Passat Alltrack zaskoczył mnie zaś posiadaniem tych wszystkich cech, których standardowemu Passatowi dotkliwie brakuje. Po pierwsze mimo wyżej położonego środka ciężkości zdecydowanie lepiej reaguje na skręt i stabilniej zachowuje się w środku szybko pokonywanego, nierównego łuku. Po drugie od razu wiadomo, że wszystkie elementy metalowo-gumowe w zawieszeniu mają wreszcie należytą sprężystość i auto nie zachowuje się jak stygnący budyń na płaskim, deserowym talerzu, Po trzecie, przy mocnym dieslowskim silniku chwilowy napęd tylnych kół ze sprzęgłem Haldex pomaga rozpędzać się bez marnowania energii na mielenie kołami w miejscu lub hamowanie poszczególnych kół przez kontrolę trakcji.
Nie boi się nawet łagodnych bezdroży i tak dowiózł nas w miejsce katastrofy bombowca Liberator z lotnictwa bombowego Południowej Afryki, który został zestrzelony podczas zrzutu zaopatrzenia dla Powstania Warszawskiego. Najlepszy dowód na to, że istnieją samochody, które potrafią więcej niż przednionapędowy, lansiarski SUV, a na asfalcie jeźdżą lepiej od niego. Jeśli więc z jakiegoś powodu ktoś musi kupić Passata, to powinien zastanowić się nad modelem Alltrack. To mój… Geheimtipp.