Zastanawialiście się kiedyś, po co właściwie istnieją przepisy ruchu drogowego? Wychowywani nadal w nurcie myślenia stalinowskiego policjanci zdają się uważać, że po to, by było za co karać. Politycy aktualnie rządzącej partii są pewni, że przyczyną istnienia przepisów ruchu drogowego jest konieczność pobierania podatku od posiadania samochodu. A rzeczywisty powód jest zupełnie inny. Otóż reguły ruchu na drodze stworzono dlatego, że nie ma obiektywnych dowodów na istnienie telepatii.
Gdybyśmy zawsze wiedzieli, co chce zrobić każdy inny użytkownik drogi, żaden zestaw reguł nie byłby potrzebny. Oczywiście w każdej zbiorowości są sekty i kliki; jedna z nich wierzy w to, że pozostali użytkownicy ronda pamiętają, gdzie każdy inny użytkownik ronda znajdował się chwilę temu i dla nich bezsensownie włączają kierunkowskaz przy wjeździe na rondo – na którym w Polsce można jechać tylko w prawo.
Nie wiem do końca, czy jadąca przede mną pani, hamująca przy każdym dotknięciu klawiatury w lśniącym Blackberry skręci w prawo czy w lewo, i czy ćmiący ogryzek papierosa jegomość w zardzewiałym Lublinie nagle zatrzyma się przede mną i cofnie znienacka, bo za wolno sylabizuje nazwy poprzecznych ulic. Dlatego też wynaleziono światła stopu i migające kierunkowskazy, dlatego na samochodach montuje się lusterka i dlatego istnieje kodeks drogowy. Chodzi o to bowiem, by zachowanie kierowców było przewidywalne bez korzystania ze zjawisk paranormalnych.
Na naszym prawie o ruchu drogowym ciąży brzemię komunizmu, a zwłaszcza słynnej wypowiedzi współpracownika Bolesława Bieruta, który stwierdził, że warszawska trasa W-Z nie potrzebuje podwójnego tunelu, bo „w Polsce nigdy nie będzie prywatnych samochodów, a partia przejedzie jednym”. Drogi dwujezdniowe to coś, do czego się starsi Polacy nie umieją przyzwyczaić, ale i młodym sprawia to zjawisko trudności. Jazda lewym pasem stała się odpowiednikiem przepychania się w wiejskim kościele w niedzielę, by koniecznie usiąść w pierwszej ławce.
W Polsce nie ma przepisu, który nakazuje jazdę prawym pasem drogi dwujezdniowej, ciągle znajdujemy tam tylko mgliste zalecenie. A od czasu, gdy decydenci w brązowych garniturach i zielonych koszulach, eleganccy jak porucznik Zubek z serialu „07 zgłoś się”, zbudowali fundament tych przepisów, przybyło na naszych drogach ładnych parę milionów pojazdów. I liczenie na to, że ruch na zatłoczonej drodze sam się zorganizuje jest tak samo głupie, jak wsadzanie chorej Rozalki do pieca w kuchni. W Niemczech jazda lewym pasem autostrady, gdy prawy jest pusty, jest monitorowana przez specjalne kamery i karana – mandatem tudzież punktami w rejestrze federalnym we Flensburgu.
Zastanówcie się przez chwilę, do czego prowadzi owczy pęd do jazdy lewym pasem za wszelką cenę (powodem od dawna nie są już koleiny, bo na idealnie gładkich asfaltach ludzie robią to samo). Na lewym pasie jest po prostu zbyt wiele samochodów, by nawet przy znikomej prędkości uniknąć zderzeń. Kierowcy nie rozumieją, że w prawostronnym ruchu prawy pas drogi dwujezdniowej służy do rozprowadzania ruchu na na inne drogi i do włączania się do ruchu – a obecnie jeździ się po nim SZYBCIEJ, bo lewy stoi. W normalnych krajach jasno zdefiniowany przepis mówi o tym, jak jechać po takiej drodze – a u nas coraz modniejsza jest uporczywa jazda po lewej, by przed skrzyżowaniem zatrzymać się całkowicie (!) i skręcić gwałtownie w prawo przez dwa pasy. Chęć siedzenia tuż przed ołtarzem jest silniejsza od rozsądku.
Ekstremalne przypadki potwierdzają syndrom lewego pasa, którego apelami się nie wyleczy. Jechałem kiedyś przez kilkadziesiąt minut w ślimaczym tempie za panią, która blokowała lewy pas, po czym raptownie skręciła w prawo. Zapytana, czemu w takim razie trzymała się lewej strony, spojrzała na mnie jak na idiotę i rzuciła: „Przecież siedzę po lewej stronie! Jak będę jechała prawym pasem, to wpadnę do rowu!”. Muszę przyznać, że na ciętą ripostę zabrakło mi szarych komórek.
Innym razem długo nie mogłem wyprzedzić na autostradzie A4 koło Krakowa wypolerowanego do przesady Citroena C5. Gdy w końcu ślamazarnie się przesuwający wehikuł zjechał na prawo, zbaraniałem. Starszy pan, prowadzący wóz, i jego równie wiekowa towarzyszka, RAZEM oglądali film na odtwarzaczu DVD, znajdującym się z przodu. Co powodowało, że robiąc rzecz tak piramidalnie głupią, jednak trzymali się lewego pasa? Wiara w telepatię, chyba. Bo na pewno nie logiczne myślenie.
Kolejny przykład to niestety znowu pani, tym razem w Alfie MiTo. Auto również wypucowane jak na konkurs elegancji w Villa d’Este, jechało autostradą A2 lewym pasem. Z prędkością 45 km/h. Pani pewnie myślała, jak myśli wielu Polaków, że to bezpiecznie. A to, że wbrew logice rządzącej ruchem na autostradzie, to już jej nie przeszkadzało. Z prawej mijały ją wielkie TIR-y, trąbiąc niemiłosiernie, a ona wygrażała im pięścią. Zjechałem na stację, by zatankować, a niedługo potem znów ją dogoniłem. I zobaczyłem coś niesamowitego. Otóż owa pani jechała lewym pasem tak długo, aż rozbiła auto o barierki zamykające lewy pas z powodu robót drogowych. Pragnienie wyleczenia własnych kompleksów poprzez jazdę lewym pasem sięgnęło u niej zenitu.
Co z tego wszystkiego wynika? Trzeba jak najszybciej zmienić prawo, bo tak naprawdę ta część kodeksu drogowego, która w Polsce reguluje jazdę drogą dwujezdniową, to kuriozum – dopuszcza nawet wyprzedzanie z prawej na autostradzie, de facto sankcjonując sarmackie prawo do jazdy po lewej. Zwróćcie uwagę na puste skrzyżowania – nawet w środku nocy, gdy do takiego podjeżdża skorodowany Lanos ze zwisającym ze zderzaka korkiem od gazu, zawsze staje na lewym pasie. Tak jakby zakładał, że gdy na prawym zatrzyma się posiadacz Ferrari, to on wtedy wygra z wozem z Maranello wyścig spod świateł.
Na zachodzie Europy zawsze było tak, że mężczyzna przeżywający kryzys wieku średniego kupował sobie sportowe auto, by poprawić sobie samoocenę tudzież szanse zjednania sobie młodych kobiet. U nas do poprawy samooceny wystarczy poobijany dostawczak i miejsce na lewym pasie. Może wzorem ludzi, którzy przyklejają sobie na tylny zderzak naklejkę o patrzeniu w lusterka i motocyklach, naklejajmy sobie podobną. O tym, że tylko gamonie tkwią na lewym pasie, gdy prawy jest pusty. Bo na zmianę głupiego przepisu chyba nie mamy jednak co liczyć.