Słyszałem ostatnio, że jedna z wielkich polskich korporacji zamierzała wprowadzić szkolenia z przechodzenia na ty. Niezrozumiałe są wyroki boskie, bo tylko działaniem sił nadprzyrodzonych mogę sobie wytłumaczyć próbę zlecenia takiego szkolenia. W przyrodzie wszystko ma swój czas, także przechodzenie na ty i szkolenie w tym nie pomoże.
Piszę o consciousness, a czasem o awareness. Chyba :)
Na temat przechodzenia na ty mam jasne zdanie od lat. Mam także "ulubione" zwroty „tak naprawdę”, „witam” używane w e-mailach, czy „witamy w ...” rozpoczynające formułki stewardess wygłaszane po wylądowaniu. Tłumaczę zawsze, że tak naprawdę, nie oczekuję, że ktoś mnie wita przesyłając elektroniczną informację, gdyż siedzę przecież przy biurku i nie zmieniłem miejsca pobytu od kilku godzin. Stewardessa, która pokonała ze mną trasę z Warszawy do Szczecina nie może mnie witać, skoro cały czas roznosiła wodę niegazowaną i wafelki Prince Polo. Aby mnie powitać, musiałaby polecieć wcześniejszym lotem i czekać na mnie na lotnisku. Pal jednak licho moje językowe fobie, jakoś muszę sobie z nimi dać radę. Przejście na ty jako obowiązkowa, naturalna i zapewne spontaniczna forma socjalizacji pracowników firmy, przebija w stopniu absurdu wszystkie znane mi naruszenia językowej etykiety.
W bliskiej mi firmie dobrodziejce, dla której od lat pracuję, oczywistym jest przechodzenie na ty od razu po pomyślnym przejściu interview. Najstarsi górale nie pamiętają, jak to się zaczęło i czy może wprowadzono ten zwyczaj biurokratycznie poprzez wydanie centralnej instrukcji. A może firma rozpoczynając działalność w Polsce miała tylko kilkunastu, kilkudziesięciu młodych ludzi, którzy będąc w zbliżonym wieku, pracując w międzynarodowym środowisku z angielskim jako wiodącym językiem, nie zastanawiali się, czy są na ty czy na pan, płynnie przechodząc z angielskiego na polski. I pewnie tak właśnie było. Nowi, później zatrudnieni pracownicy wchodzili w tę bezpośrednią atmosferę i mówienie sobie na ty, stało się naturalnym stylem komunikacji. Naturalnym, czyli mimo kaleczenia polskiej normy kulturowej nakazującej najpierw formę na pan/pani, odbieranym jednak jako osobisty czy korporacyjny kod językowy. Rodzaj identyfikacji grupowej. Dla równowagi dodam tylko, że pracownicy tej samej firmy, z tym samym rodowodem i profilem, ale w Czechach i na Słowacji, skrupulatnie przestrzegają, z kim jest się na ty, a z kim na pan. Wtedy właśnie boleśnie odczuwam upływ czasu, gdyż zdecydowana większość moich koleżanek i kolegów, mówi do mnie per pan, ale już do kogoś 20 lat młodszego per ty. Chwilami odczuwam to jako dyskryminację i z wielką radością wracam do polskiej firmy, gdzie wszyscy jesteśmy na ty.
Wystarczy jednak odwiedzić zaprzyjaźnioną niemiecką firmę i już jesteśmy w innym ładzie językowym. Niemieccy expaci w większości są na per Pan/Pani. Ci z dłuższym polskim stażem stosują formę Herr Piotr, co stanowi oczywiste pogwałcenie niemieckiej normy grzecznościowej i językowej, oddaje jednak liberalniejszą formę często stosowaną w Polsce czyli Panie Piotrze. Po dziesięcioleciach spędzonych w niemieckim obszarze językowym, gotów jestem nawet powiedzieć, że osoby mówiące sobie w niemieckiej czy austriackiej korporacji na ty, natychmiast wyróżniają się z tłumu Herren und Damen. To naprawdę elitarna mniejszość. I kulturowo odważna.
Myślę, że niemiecki bastion mówienia sobie na Pan/Pani nie utrzyma się bardzo długo i także on padnie pod naporem uproszczonej komunikacji. Ktoś powiedział, że świat, w którym wszyscy są na ty, nie jest światem powszechnej przyjaźni, lecz powszechnego lekceważenia. Być może kiedyś trafiało to stwierdzenie w sedno sprawy. Lecz długo przed internetem. Globalizacja komunikacji, jaką zaoferował internet, spłaszczył formy grzecznościowe i zgwałcił normy kulturowe, lecz będą o tym pamiętać tylko ci, którzy jeszcze doświadczyli rozmów bez dzwonków komórek schowanych w kieszeniach. Przyszłość etykiety językowej dla większości będzie jednowymiarowa, a nadchodzące pokolenia zadawać sobie będą pytania, jak zrozumieć frazę „Niech panicz wejdzie i zechce zdjąć palto”. Lecz od czego mamy przypisy końcowe, wszystko można wytłumaczyć. Tylko kto będzie chciał to wiedzieć ?