Reklama.
Trzymam w ręku „Kaleidoscope”nr 12/2012, znany pasażerom LOT-u z kieszeni w poprzedzającym fotelu. Czytam tradycyjnego „wstępniaka” Prezesa, dzisiaj już byłego Prezesa i zastanawiam się, jak bardzo moje możliwości poznawcze są uzależnione od skali i wielkości przekazu medialnego. Prezes opisuje w artykule upływający rok jako „wyjątkowy” oraz że LOT „ ma najmłodszą i najnowocześniejszą flotę samolotową w Europie”. Nazwa „Dreamliner” wielokrotnie pojawia się w tekście i jest odmieniana przez wszystkie przypadki, aż szkoda, że polszczyzna notuje ich tylko siedem, bo i 20 nie starczyłoby, aby w pełni przedeklinować „naszego” nowego Boeinga 787. Słowa Prezesa to tylko solówka na tle chóru gazet i wszelkich elektronicznych mediów, który jeszcze 3 tygodnie temu wyśpiewywał pieśni pochwalne na cześć pięknego samolotu. Wywiady z pilotami, pasażerami, politykami. W mediach panowała atmosfera zwycięstwa – my, jedyni w Europie mamy cudo amerykańskiej myśli technicznej. Warto było czekać na, chyba 2 lata spóźniony, produkt.
I nagle przekaz, że LOT jest na skraju bankructwa, tym razem realnego, bo zabraknie na pensje i paliwo. I chór – zmieniając tylko tonacje z dur na mol, ale utrzymując takie samo metrum, zaczął śpiewać, jak bardzo nieporadne jest to przedsiębiorstwo, jak nieporadny Prezes i mało kooperujące związki zawodowe. A ja słucham, czytam i kolejny raz widzę, jak łatwo daję się manipulować mediom. W czasie dreameuforii nie dostrzegłem w popularnych mediach żadnej analizy dotyczącej aktualnej sytuacji LOT-u, żaden ze znanych mi artykułów nie zwrócił uwagi na to, o czym od miesięcy mówiły stewardessy zaprzyjaźnionym pasażerom – że ciężko, że nie wiadomo, czy pensje będą wypłacane na czas etc. Mam pretensje do pracujących w mediach, że tak łatwo sami dają się manipulować.
I nie miejcie (niektórzy) Państwo Dziennikarze pretensji do czytelników, że nie chcemy Wam wierzyć, nie chcemy czytać Waszych artykułów, powielanych i zapożyczanych jeden od drugiego. Nie miejcie złudzeń – Wasz zawód upada a etos i wiarygodność gubią się w gąszczu coraz większej nieufności na Wasze własne życzenie. I proszę nie budujcie kontrargumentów, że świecicie światłem odbitym. Przez lata współkreowaliście i źródła tego światła i język i zachowanie. A teraz mamy to codziennie na ulicy, w domu i w pracy, więc po co Was czytać? Dla jednych strata, dla drugich zysk. Wiem, że nadchodzą czasy dla dziennikarzy, których nazwiska będą ostoją wiarygodności i obiektywnego przekazu. Oczekuję, że czytając lub słuchając ich, nie dowiaduję się tego, co chce przekazać mi Tusk, Kaczyński czy kolejny Prezes LOT i otrzymam pogłębioną analizę źródeł, z których dziennikarze czerpią wiedzę. Nawet, jeśli będziecie jeszcze czas jakiś głodować, my czytelnicy wkrótce do Was wrócimy.
Zacznijcie nareszcie mówić własnym głosem!