Mięso z koniny ubrane w wołowe szatki identyfikowane jest w coraz to nowych krajach. Rynki jeszcze się nie chwieją, lecz ta afera z całą pewnością nie jest ostatnią, która wstrząśnie konsumentami. Nie można wykluczyć, że w przyszłości oprócz wartości energetycznych posiłków czy produktów w gazetkach reklamowych podawane będą wyniki badań DNA nieszczęsnego dawcy kotleta czy steku.
Piszę o consciousness, a czasem o awareness. Chyba :)
Problem jest bardziej złożony niż się może wydawać, a badania DNA rzeczywiście mogą stać się standardową informacją, której będzie oczekiwać konsument. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy ofiarami pogoni za najniższą ceną i jest to wspólny mianownik afer bankrutujących biur podróży i zawartości koniny w wołowinie. Ciśnienie, którego doświadczają producenci i handlowcy ze strony konsumentów, może w pewnych przypadkach prowadzić do kuszących decyzji obniżenia ceny kosztem jakości. I w ten sposób, paradoksalnie, możemy zacząć rysować spiralę ... rosnących cen napędzaną strachem przed oszustwem czy troską o jakość, jak to chętnie i pewnie słusznie podkreślają handlowcy. Dlaczego rosnąca spirala? Bo ta troska o klienta kosztuje - działy kontroli jakości w sieciach handlowych, dystrybucyjnych czy restauracjach fast foodowych już dzisiaj należą do najbardziej rozbudowanych i ciągle są rozwijane. Między innymi dlatego wykryto koninę w wołowinie i mamy pewność, że nie jedliśmy jej przez lata. To kosztowna troska, która różnie jest finansowana - albo przez zmniejszenie własnej rentowności, albo poprzez oszczędności w zatrudnieniu w innych obszarach biznesu albo przerzuca się te koszty bezpośrednio na klienta. A ten przecież oczekuje, że ma być taniej a nie drożej ! I tu spirala nabiera nowego rozpędu.
Wydaje się, że dzisiaj nie ma alternatywy. Klienci nie są gotowi, aby za zwykłe produkty spożywcze płacić więcej. Rozwój marek własnych w wielu sieciach supermarketów to jedna z rozsądnych odpowiedzi handlowców dla tak nastawionych klientów. Niska cena za porównywalną z tradycyjnymi towarami jakość - to brzmi obiecująco. A co się będzie działo z nieco droższymi brandami od lat kupowanymi przez klientów ? Koszty reklamy i promocji, badania i rozwój - to wszystko musi znaleźć się w końcowej cenie. Będą bezwzględnie wycinane z ofert supermarketów, których Zarządy regularnie doznają konwulsji widząc na swoich półkach towar już zapłacony dostawcy a jeszcze nie kupiony przez klienta. Wtedy znów nowe negocjacje z dostawcami, zawężenie oferty i .....kolejne obniżenie ceny. A dla niektórych to znowu pokusa, aby spekulować na jakości.
Czy przyszłośc handlu to nieustanna walka o niższą cenę? Nie sądzę. Znam dziesiątki badań i publikacji dotyczących handlu detalicznego w Polsce. Większość z nich nie wytrzymało próby czasu . Jeszcze w połowie lat 90-tych myśleliśmy, że przyszłość polskiego handlu to wielkie hale hipermarketów - hektar pod dachem i masz wszystko. Teraz myślimy, że to dyskonty zaspokoją nasze konsumenckie oczekiwania, bo tanio i blisko. Ale to tak, jakbyśmy wierzyli, że do pełnej edukacji wystarczy nam tylko lektura tabloidów.
Przyszłość handlu jest zarówno w rękach konsumentów jak i w głowach menadzerów poszczególnych sieci, które stają się coraz bardziej kompleksowe obejmując nowe obszary biznesu. Liczą się wybitne kompetencje i specjalistyczna wiedza. Dzisiaj już nie wystarczy zbudować halę, taniej kupić i drożej sprzedać. Nowoczesny handel to zaawansowane modele algorytmiczne z tysiącami danych. Nie zmienia się tylko końcowy efekt -na klienta czeka rumiane jabłuszko lub swieża bułeczka.
A jeśli alogorytm szwankuje, to znajdzie się i konina w wołowinie. Fascynujące, prawda?