Dawno, dawno temu, gdy zrobiła się dziura w skarpecie, brało się igłę i cerowało. (Było kiedyś takie słowo w powszechnym użyciu) Aż pewnego razu ktoś odkrył Chiny, Tajwan, a potem jeszcze Bangladesz i Wietnam. I odkrył pewną zależność. Wyprodukowanie jednej pary skarpet w Chinach jest ułamkiem kosztów produkcji w Europie lub USA, ale zysk zeżre koszt transportu. Lecz gdyby cała populacja zachodniego świata dała sobie wmówić, że dziurawą czy zepsutą rzecz taniej jest wyrzucić niż naprawiać, a nowe skarpety będą tańsze niż ich cerowanie, to wtedy biznes zacząłby się opłacać.
Piszę o consciousness, a czasem o awareness. Chyba :)
Po około 40 latach procesu przenoszenia produkcji na Daleki Wschód, nie istnieje już żadna branża, której produkty byłyby wyłącznie związane z know-how jakiejkolwiek gospodarki a niemożliwe do wyprodukowania np. w Chinach. Może z wyjątkiem F-16, lecz po locie samolotem w Zimbabwe, co do którego byłem przekonany, że to poczciwy ATR- 72, a okazał się chińską kopią, i tego nie jestem już pewien.
Jedną z konsekwencji przenoszenia produkcji na Daleki Wschód jest zmiana zachowań konsumenckich. Pokolenie naszych dziadków byłoby zdumione naszą rozrzutnością. Tani produkt nie wymusza dbałości o jakość eksploatacji. Zepsuty produkt wymienia się na nowy, a stary w najlepszym razie jest utylizowany, aby nie zniszczyć środowiska. Przyznaję, że tani i coraz częściej dobrej jakości produkt, to możliwość oszczędniejszego wydawania ciężko zarobionych pieniędzy. Jeśli jednak możemy mieć tani produkt, to dlaczego nie zastąpić go jeszcze tańszym. I tu lądujemy w obszarach, które powodują, że chciwość przekracza granice zdrowego rozsądku i w sposób niekontrolowany przekracza ryzyka, od których „wysoko moralna“ Zachodnia cywilizacja odcięła się kilkadziesiąt lat temu. Wyręczanie się dziećmi przy taśmie produkcyjnej, produkcja w nieprzystosowanych i przepełnionych robotnikami budynkach, praca całodobowa to tylko kilka przykładów.
Widziałem takie fabryczki w Wietnamie i Kambodży, rozmawiałem też ze szczęśliwymi rodzicami dziesięciolatków, którzy mogli już odciążyć rodzinny budżet. A praca przecież nie była zbyt wymagająca – wystarczyło małymi stópkami maszerować po garbowanej skórze w basenie zalanym jakimś śmierdzącym roztworem chemicznym. I tak 10 godzin. Codziennie. A gdy skóra nóg zaczęła przypominać skórkę ziemniaków po zimowaniu w piwnicy, rodzice podsyłali kolejne potomstwo. Ważne, że kolejna partia butów punktualnie zdążyła trafić na statek do Europy, rodzina nie cierpiała głodu a Europejczycy mieli dobre i tanie buty na wiosenny sezon. Tak wygląda życie w swoim elementarnym wymiarze. W Europie zdążyliśmy ten wymiar wyprzeć z pamięci i świadomości. A przecież zupełnie niedawno Władysław Reymont opisywał Łódź, taką jaka była niecałe 100 lat temu. Wtedy taki nasz Bangladesz...
W kwestii utrzymania produkcji na Dalekim Wschodzie mam jasne zdanie. Byłoby lepiej, aby nigdy nie została przeniesiona, ale nie jest też możliwy powrót fabryk na Stary Kontynent. Akceptowany, bardzo niski poziom cen produktów powszechnego użycia przez dzisiejszych konsumentów, nigdy nie da się połączyć z żądaniami wysokiego standardu życia. (a mówimy o tych samych ludziach). A oprócz tego nie po to sobie zafundowaliśmy ograniczenia w emisji dwutlenku węgla, żeby teraz zaczęły dymić nam nowe kominy !
Nie zgadzam się z tezą postawioną w jednej z moich dyskusji z przedsiębiorcami w Indiach, że my, Zachód mitologizujemy 2595 śmiertelnych ofiar z World Trade Center a zapominamy o 1129 ofiarach katastrofy budowlanej w jednej z fabryk w stolicy Bangladeszu. Jeden z moich hinduskich dyskutantów postawił tezę, że europejskie czy amerykańskie koncerny są podobne do islamskich terrorystów. I jedni i drudzy sieją śmierć, z tym, że jedne ofiary kończą na pomnikach a drugie w zapomnieniu. Piękny populizm i jak to zwykle, kompletnie od rzeczy.
Namawiam do racjonalnego spojrzenia na istotę sporu. Świat nie potrafi funkcjonować bez tanich produktów z Azji a Azja bez fabryk. W głowach mamy już tak poprzestawiane, że odwracanie obsesyjnego trendu, aby kupić najtaniej, skazane jest na porażkę. Wiele firm zawsze stawiało na ścisłe kontrolowanie warunków pracy, udzielanie finansowego wsparcia czy budowanie programów edukacyjnych, a inne mają mają teraz swoje „5 minut“ i będą swoimi zdecydowanymi działaniami przekonywać klientów, że są zdeterminowane do zapewnienia godnych warunków w procesie produkcji. Tragedia w Bangladeszu to wielka czerwona kartka dla akceptowania wyzysku na Dalekim Wschodzie przez koncerny i przez ...klientów kupujących tekstylia, elektronikę a wkrótce być może auta i samoloty tam produkowane. Dostrzegam szansę, aby zbudować nowy porządek. Bezpieczeństwo i godny zarobek. Koszty pracy nadal będą wielokrotnie niższe niż te w Europie, nie obawiajmy się. Jeśli zapłacisz za buty z Wietnamu 10% więcej, to nadal będzie to dla Ciebie okazyjna cena, a dzieciaki przestaną biegać w enzymowych roztworach. A przynajmniej zwiększymy takie prawdopodobieństwo.
Nie wiem, jaki będzie końcowy rezultat tego, pewnie wieloletniego, procesu, gdyż musimy odrzucić naszą hipokryzję, zakłamanie i zdolność wygodnego dla nas tłumaczenia otaczającego nas świata. Wiem jednak, że jako konsumenci możemy sobie wywalczyć wybór i tu stawiam kropkę pisząc ten tekst na moim ślicznym, nowym komputerze Made in China.