"Gdyby w Polsce media latami zatruwały umysły, że np. Wielkopolanie, Ślązacy, ktokolwiek zresztą, mogliby to być i fryzjerzy i tokarze, są inni niż pozostali, gdyby dopisano im sztuczną, medialną tożsamość, to i wy rzucilibyście się na nich z widłami. Nawet wasz Papież nie byłby w stanie zatrzymać tego szaleństwa”
Piszę o consciousness, a czasem o awareness. Chyba :)
Uliczna kawiarenka w Sarajewie w roku 1998. Spotykam się z Milanem, moim kolegą z czasów studenckich. Dookoła nadal widoczne zniszczenia wojenne. Przecież Aleja Snajperów jeszcze trzy lata temu siała ślepą śmierć. W Polsce w tym czasie pierwsze inwestycje, politycy, którzy jeszcze zasługiwali na szacunek, a przede wszystkim pamięć, że wychodzimy z cienia komuny, nadzieje na lepszą przyszłość. Czułem się jakbym przyleciał z Marsa. A tu ruiny i posępny wzrok mojego przyjaciela. „Jak to możliwe? – pytam – tradycja, historia, kultura, to wszystko w niczym nie zatrzymało Was w zabijaniu sąsiadów?” Milan, który pewnie nie po raz pierwszy słyszy takie pytanie patrzy mi prosto w oczy i odpowiada : "Gdyby w Polsce media latami zatruwały Wam umysły, że np. Wielkopolanie, Ślązacy, ktokolwiek zresztą, mogliby to być i fryzjerzy i tokarze, są inni niż pozostali, gdyby dopisano im sztuczną, medialną tożsamość, to i wy rzucilibyście się na nich z widłami. Nawet wasz Papież nie byłby w stanie zatrzymać tego szaleństwa”
Ta rozmowa przypomina mi się zawsze, gdy widzę, jak podatni jesteśmy na opinie czerpane z mediów, w jak wielkim stopniu media poptrafią wpływać na postrzeganie świata. Smoleńsk, Magda z Sosnowca i teraz ten nieszczęsny człowiek, wypuszczony na ulicę po 25 latach ciężkiego więzienia. Emocje, które wywołują te i podobne tematy, podobne są do tych, którymi musiała żyć Jugosławia na początku lat dziewięćdziesiątych. To czy, ze wzburzeniem dzielimy się naszymi przemyśleniami tylko z przyjaciółmi na kawie czy z tłumem z pochodniami w rękach walącym Krakowskim Przedmieściem, to tylko kwestia ilości informacji i ich odpowiedniego wzmacniania. No i w wszechogarniającej ich obecności – w telefonie, w metrze, w domu, pracy czy w aucie…
W coraz większym stopniu jesteśmy społeczeństwem, które ubożeje duchowo, kulturowo a wielu przypadkach także materialnie. Wielu z nas nie zdążyło sobie nawet zbudować takiej pozycji materialnej, aby móc zubożeć. To także jeden z powodów, że już ponad trzy miliony Polaków opuściło kraj. Codziennie spotykam ludzi, którzy nie mają nic do stracenia, a spora część, którzy trwają tutaj, walczy raczej o codzienne przetrwanie, ograniczając się do tylko koniecznych wydatków. Stajemy się łatwą pożywką dla tanich propozycji, budujących ograniczony w swoim komforcie, lecz jednak względnie stabilny byt. Czarno – białe rozwiązania są coraz bardziej popularne i akceptowalne.
Część z nas staje się wtórnymi analfabetami, gdyż po latach czytania dwóch porannych tabloidów, gdzie tylko zdjęcia i tytuły wystarczają na wyrobienie sobie własnego zdania na każdy temat, nie jesteśmy w stanie przebrnąć przez rozbudowane teksty, nie mówiąc już o czytaniu ze zrozumieniem.
To idealne podglebie dla prostych medialnych przekazów. Jeśli zagaduje mnie taksówkarz, który przez 25 lat nie miał pojęcia o osadzonym w więzieniu przestępcy, że gdyby zobaczył Trynkiewicza, to nie wie , co by mu zrobił, jeśli człowiek, który odsiedział karę i wychodzi na wolność i obejmowany jest ochroną policyjną, gdyż od tygodni zgodny chór specjalistów (psychiatrzy, psycholodzy – gratuluję Wam kolegów po fachu, bez skrępowania wypowiadających się na temat stopnia zaawansowania choroby Trynkiewicza), to dlaczego nie może się powtórzyć inna forma Jedwabnego czy Wołynia. Niezależnie, czy dotyczy różnic rasowych, religijnych, czy … jakichkolwiek. Żerując na prostych ludzkich atawizmach, zwiększenie nakładu, czy przychodów z reklamy nie staje się wielkim wyzwaniem.
Redaktorzy i Redaktorki – macie władzę zamkniętą w piórze, kamerze i mikrofonie. I zanim coś opublikujecie, zastanówcie się, czy za kilka lat, czytając dzisiejsze swoje dzieła, Wasze lica nie będą się zalewać rumieńcem wstydu. Przyznaję, jeśli nic się zmieni, to raczej Wasze dzisiejsze publikacje rozumiane będą wręcz za łagodne i stonowane, no i ryzyko wstydu jest niewielkie.
Ale może jednak niektórzy z Was chociaż się zastanowią. Warto!