Zna się na polityce jak nikt. Jest najlepszym selekcjonerem. O medycynie wie wszystko. Flagę wiesza tylko od święta. Oto Polak mały, i duży. Patriota tylko od święta. Kochający swój kraj przy okazji pięknych skoków, świetnych meczów i miejsc na podium. Witamy w kraju nad Wisłą!
Nigdy nie spotkałem się z takim przejawem polskości, z taką więzią narodową i dumą z bycia Polakiem, jak podczas Euro 2012. Wszyscy typowali wynik, ubierali szaliki, przyozdabiali samochody i trzymali kciuki za naszą reprezentacją lub jak inni wolą reprezentację PZPN-u. Jak wyszło, wszyscy wiemy. Nigdy nie zapomnę obrazków ze Strefy Kibica w Warszawie, gdzie ponad 100-tys. tłum eksplodował radością po bramce strzelonej Rosjanom (wiadomo nic bardziej nie cieszy jak pstryczek w nos ukochanym sąsiadom). Trudno nawet opisać to słowami. Przeżyłem coś podobnego na stadionie. Bramka Błaszczykowskiego i szał na trybunach. Stadion omal nie odleciał. Czułem się wtedy taki dumny… Sam też nie wytrzymałem emocji i cieszyłem się z innymi. To było takie naturalne.
Warszawa tego dnia była bardziej polska niż kiedy indziej. Już od rana do stolicy sunął sznur samochodów, pociągów i autokarów z kibicami. Na stacjach widywałem ludzi ubranych w koszulki, wokół czuć było atmosferę piłkarskiego święta.
Do Warszawy wyruszyliśmy z rana (pozdrowienia dla kolegów z redakcji). Przez całą drogę z Trójmiasta wysłuchiwaliśmy coraz to nowszych wieści ze stolicy. O tym jaka jest pogoda, jakie są nastroje w narodzie, czym zaskoczy (wiem to mało prawdopodobne) nas Franciszek Smuda. Mojej uwadze nie umknęły też wieści pozasportowe, bo w dniu tego meczu, świat bardziej skupił się na rychłej (oczywiście nieco przesadzone fakty) konfrontacji Polaków z Rosjanami na ulicach niż na murawie. To było jednak nieuniknione, a ja wciąż pozostaję przy zdaniu, że obchody narodowego święta Rosjan w polskiej Warszawie i pozwolenie na przemarsz tylko spotęgowało następujące po sobie zdarzenia. A potem wielkie zdziwienie, oburzenie, jacy to Polacy źli.
Ale do sedna. Mecz z Rosjanami obudził w polskim narodzie instynkty dawno zapomniane. Poczucie polskości, tego, że do jasnej cholery! , jako naród nie mamy się czego wstydzić. Nie inaczej było w dniu otwarcia, na meczu z Czechami. Zresztą całe Euro 2012 było pod tym względem wyjątkowe. I szkoda, że tylko na kilka tygodni, że potem znów wróciła dawna, szara Polska. Flagi i koszulki nagle wszyscy pochowali w ciemnym kącie. Przegraliśmy - koniec świata!
Porażka z Czechami kosztowała nas odpadnięcie z turnieju. Pamiętam jak nazajutrz w drodze do pracy jachałem w koszulce (tak, w biało-czerwonej!) i czułem na sobie przenikliwy wzrok ludzi i pytające spojrzenia „po co dziś ją nosisz, przecież przegraliśmy?!”. Podobne pytania słyszałem od pewnych osób w pracy. Przegraliśmy, no i co? Mam się wstydzić bycia Polakiem. Mam spalić koszulkę, wstydzić się trzech literek „pol” przy narodowości? Nie. To nie dla mnie. Polakiem byłem i jestem zawsze. Nie tylko od wielkiego święta.
Niestety Euro 2012 i wielkie wydarzenia sportowe pokazują, że jako naród patriotami jesteśmy sporadycznie. Cieszymy się gdy Kowalczyk i Stoch stają na podium. Gdy Glik strzela bramkę Anglikom, a Pałka nie myli się na strzelnicy.
Wdajemy się w publiczne dyskusje czy Kowalczyk powinna rozstać się z trenerem po nieudanym, dla wielu (srebrny medal!), występie na MŚ. Padają pytania „dlaczego tak słabo?” I nagle przestajemy być i czuć się Polakami!
Na Boga POLAKIEM się jest, a nie bywa…
Pewnie, że cieszę się gdy zdobywamy medale, gdy bijemy Niemców, strzelamy bramki w Bundeslidze. Ale trzeba pamiętać, że to tylko sport. I nie mieszajmy do niego polityki!