Już wkrótce czeka nas ponowne ograniczenie dostępu do antykoncepcji awaryjnej. Co to oznacza dla polskich kobiet, a szczególnie nastolatek, których nie będzie stać na prywatną wizytę u ginekologa? Komentarz edukatorki Pontonu Marty Zielińskiej.
Już za trzy miesiące antykoncepcja awaryjna zwana potocznie „tabletką po” znów ma być wydawana wyłącznie na receptę. Ograniczenie dostępu do niej to kolejna część „dobrej zmiany”, którą minister Radziwiłł uzasadnia rzekomymi niepokojącymi doniesieniami od lekarzy ginekologów, jakoby kobiety tabletki nadużywały, a ona sama była potencjalnie niebezpieczna. Niestety najwyraźniej rząd jest zdania, że polskie kobiety oraz polska młodzież odpowiedzialnością i inteligencją zdecydowanie nie dorównują średniej europejskiej (gdzie takie problemy nie występują), a pozostawianie im jakiejkolwiek dozy wolności w podejmowaniu decyzji w zakresie własnego zdrowia reprodukcyjnego to już, cytując pana ministra, „nienormalność”.
Antykoncepcja awaryjna - tu liczy się czas
Antykoncepcję awaryjną, jak sama nazwa wskazuje, stosuje się w wyjątkowych okolicznościach takich jak gwałt, niezabezpieczony stosunek lub gdy zawiedzie inna stosowana metoda antykoncepcji. W takiej sytuacji czas jest jednym z najważniejszych czynników, bo choć EllaOne może być stosowana do 120h po stosunku, to największą skuteczność wykazuje przyjęta w pierwszej dobie.
Konieczność uzyskania recepty oczywiście na samym starcie pozbawia nas kilku czy kilkunastu cennych godzin – i to w najlepszym wypadku. Samo oczekiwanie na wizytę u ginekologa przez NFZ najczęściej trwa około 2… tygodni. O małych miastach czy wsiach nie wspominając. Uzyskanie recepty na wizycie bez kolejki czy na Ostrym Dyżurze lub Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w praktyce wciąż najczęściej graniczy z cudem. Dlatego większość kobiet czy dziewczyn w takiej sytuacji decyduje się na wizytę prywatną.
Pominę tu wciąż pokutujące mity na temat wczesnoporonnego działania EllaOne. Ta tabletka nie powoduje poronienia, tylko nie dopuszcza do ciąży. Czyli dokładnie tak, jak każda inna forma antykoncepcji.
Rzekomo nadużywana przez kobiety pigułka kosztuje ok. 120-150 złotych. To bardzo duży koszt dla przeciętnej nastolatki czy nawet składającej się na pigułkę pary. Zbyt duży, by kupować ją w większej ilości. Kiedy powróci wydawanie pigułki na receptę, doliczyć trzeba będzie koszt prywatnej (liczy się czas!) wizyty u ginekologa. Razem około 250 złotych. To bariera ekonomiczna często nie do pokonania, a co za tym idzie, dla wielu kobiet ograniczenie dostępu do tej formy antykoncepcji.
Nie zakazujmy - edukujmy!
Jedynym realnym powodem, dla którego młode dziewczyny faktycznie mogłyby kiedykolwiek nadużywać antykoncepcji awaryjnej jest brak rzetelnej edukacji seksualnej. Wystarczy wejść na nasze forum. Paranoja ciążowa jest dosłownie wszędzie.
"Dziewczyny myślą, że zajdą w ciążę korzystając z wanny, w której kilka godzin wcześniej kąpał się ich brat (no bo przecież mógł się masturbować) albo od ocierania się w kompletnym ubraniu, kiedy nawet nie doszło do wytrysku."
Zewsząd bije brak elementarnej wiedzy o mechanizmie zapłodnienia, a więc w praktyce całkowita nieumiejętność rozpoznania, czy w ogóle doszło do ryzykownej sytuacji, w której byłoby wskazane zastosowanie antykoncepcji awaryjnej. Młodzież pozostawiona jest praktycznie sama sobie z chaosem związanym z dojrzewaniem oraz ze szczątkową wiedzą na temat seksualności. Na domiar złego często zaczerpniętą jedynie z pornografii albo od równie niedoinformowanych rówieśników. Co dobrego może z tego wyniknąć?
Polskie absurdy czyli nastoletni seks- tak, antykoncepcja - nie
Jeszcze większe ograniczenia w dostępie do antykoncepcji – w tym także tej awaryjnej – nie przyniosą absolutnie żadnych pozytywnych skutków. Zwiększą tylko kolejki u lekarzy, narażą kobiety na jeszcze więcej stresu w i tak wyjątkowo nieprzyjemnej sytuacji oraz zwyczajnie odbiorą im kolejną możliwość samodzielnego decydowania o własnym zdrowiu reprodukcyjnym. Oprócz tego będą kolejnym absurdem obok chociażby tego, że w świetle polskiego prawa dziewczyna może uprawiać seks od ukończenia 15. roku życia, ale jednocześnie nie może samodzielnie udać się do ginekologa, by zadbać o swoje zdrowie seksualne aż do ukończenia 18 lat.
To właśnie młode dziewczyny bez swobodnego dostępu do bezpłatnej opieki medycznej i rzetelnej edukacji seksualnej poniosą największe konsekwencje decyzji o ponownym wprowadzeniu recept na antykoncepcję awaryjną.