- kto to jest cwel (on sam, jak mówią o nim koledzy z pokoju),
- co oznacza skrót JP (w wersji innej niż Jan Paweł II),
- jak to jest mieć wiele penisów namalowanych markerami na ciele,
- jak boli podbite oko,
- jak czuje się ktoś, do kogo mówi się „liż fiuta”,
- jak chronić się przed ściąganiem spodni przez kolegów (zakładać drugie na wierzch),
- że lepiej kąpać się w ubraniu,
- że nie warto szukać pomocy u dorosłych - pisze Agata Kozłowska, edukatorka Grupy Ponton.
Dzieci zawsze sobie dokuczają
Lista jest pewnie dużo dłuższa, a doświadczenia siedmiolatka o wiele bogatsze. Albo może raczej bardziej bolesne. Ktoś mógłby powiedzieć: przemoc dzieje się od zawsze. Kierowniczka kolonii mówi: „dzieci zawsze sobie dokuczają”. Może przyjrzyjmy się tej sytuacji jeszcze raz.
Dzieci, które „dokuczają” to naprawdę dzieci. Koloniści z pokoju siedmiolatka mają po 8-12 lat. Pewnie są z różnych rodzin, także takich, gdzie problemy z przemocą i alkoholem są na porządku dziennym. Może też takich, gdzie alkoholu i przemocy fizycznej nie ma, ale jest przemoc słowna albo dużo stresów. Pewnie nie dla wszystkich rodzice mają czas i cierpliwość. Pewnie nie wszystkim opiekunom_opiekunkom wystarcza do pierwszego. I pewnie każdemu z tych dzieciaków zdarzyło się kiedyś być ofiarą. Słowem: dzieci po prostu. Takie, którym w życiu niełatwo i radzą sobie tak jak mogą.
Codzienność w polskich szkołach
A jak radzą sobie dzieci, którym życie nie poskąpiło problemów? Wiedzą, że jeśli znajdą kogoś słabszego od siebie, same przestaną być ofiarami. Trafiło akurat na Mateusza z Gliwic.
Tylko, że wcale nie musiało tak być. To wszystko, co wydarzyło się w Łazach, i wydarza codziennie w tysiącach polskich szkół, mogło zostać zatrzymane jeszcze zanim się porządnie rozkręciło. Ale zabrakło w tej całej sytuacji dorosłych ludzi. I pisząc dorosłych mam na myśli dojrzałych. Takich, którzy wiedzą, czym różni się „dokuczanie” od przemocy. Słuchają swoich podopiecznych. Rozmawiają z nimi. Nie zamykają drzwi, kiedy ktoś woła o pomoc. Uczą jak reagować, kiedy komuś dzieje się krzywda. Bo tym, co jest najbardziej przerażające w tej całej historii, jest nie okrucieństwo młodych, ale obojętność starszych. Przekonanie, że „każdemu musi się porządnie dostać, wtedy się nauczy”. Zamykanie oczu na wszystko, co niewygodne i zagrażające. Dokładnie ta sama postawa, która przebija przez autorów podstawy do Wychowania Do Życia w rodzinie.
To na tym przedmiocie dzieci powinny dowiadywać się, czym jest przemoc fizyczna, psychiczna, seksualna czy ekonomiczna. Powinny ćwiczyć zachowania asertywne, uczyć się tego gdzie szukać pomocy i jak reagować w sytuacjach, kiedy są świadkami takiej przemocy. A nauczyciele_nauczycielki powinni_e być od tego, żeby z nimi o tym rozmawiać, a nie udawać, że jeśli nie poruszą tego tematu to nigdy się to nie wydarzy.
Wydarza się. Między innymi ośmiolatki molestują seksualnie swojego rok młodszego kolegę. Skąd mają wiedzę na ten temat? A raczej: czemu nikt nie porozmawiał z nimi o tym, że są inne sposoby radzenia sobie z trudnymi emocjami? Czemu nikt nie powiedział: „stop” widząc limo pod okiem najmłodszego kolonisty? Oczywiście łatwiej jest udawać, że nic się nie dzieje. Że chłopak sam nabił sobie guza schodząc ze schodów albo, że pomazał sobie ręce dla szpanu przed kolegami.
Przemoc dorosłych nad dziećmi.
Możemy wymyślać miliony usprawiedliwień: przecież nie można kontrolować młodych bez przerwy, przecież sam był sobie winien, bo był niezaradny i ślamazarny. Ale to właśnie jest przemoc. Przemoc dorosłych nad dziećmi. Dziećmi, których nie uczy się, że gwałt jest zły, a czyjeś ciało należy traktować z szacunkiem. Dziećmi, z którymi nie rozmawia się na temat ich uczuć, ani tego jak radzić sobie ze złością.
Gdzie po pomoc?
Pracując na telefonie zaufania Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton coraz częściej dostajemy zgłoszenia dotyczące przemocy rówieśniczej, także seksualnej. Coraz częściej też dotyka ona chłopców. I oczywiście, problem jest szerszy, dotyka całego społeczeństwa. Ale jest też systemowy, bo dotyka dzieci w placówkach, które z założenia mają czegoś uczyć. A zdają się uczyć tylko tego, że lepiej się nie wychylać, bo można dostać po twarzy. Z tych dzieci wyrosną później dorośli. I jeśli nie pokażemy im teraz, że bierność nie jest rozwiązaniem, one nie nauczą tego swoich dzieci.
Jeśli potrzebujecie wsparcia, nie wiecie jak porozmawiać z dzieckiem/nastolatkiem_ą, lub wiecie o kimś, kto pomocy potrzebuje, ale nie ma gdzie się zgłosić zachęcamy do skorzystania z naszego Telefonu Zaufania. Rozmawiamy w każdy piątek między 16 a 20 pod numerem 22 635 93 92.