Nie dalej jak miesiąc temu Grupa Ponton oraz Fundacja Nowoczesnej Edukacji Spunk przekazały Ministrowi Zdrowia rekomendacje dotyczące zmian, jakie powinny mieć miejsce w zakresie opieki zdrowotnej i praw reprodukcyjnych młodych ludzi.
Wyczekiwana odpowiedź nadeszła i to należy docenić. Niestety, ujęta na 13 stronach formatu A4 analiza nie jest napisana w sposób przystępny i zrozumiały. A szkoda, bo na tym zależało nam najbardziej. Dodatkowo przekazane rekomendacje miały przyczynić się do wprowadzenia zmian, tu i teraz, a nie jedynie teoretycznych rozważań. Wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i chyba Ministerstwo Zdrowia zbyt uparcie patrzy na rzeczywistość przez pryzmat przepisów a nie codzienności, z którą zmagają się młodzi ludzie - pisze edukatorka Pontonu Patrycja Wonatowska
Bezpłatne poradnie zdrowia seksualnego dla młodzieży to dla Ministerstwa to samo, co „opieka zdrowotna w zakresie specjalistycznych świadczeń zdrowotnych w zakresie ginekologii i położnictwa”. Lepszym rozwiązaniem, mimo wszystko, jest jednak podział zadań pomiędzy medycyną a poradnictwem, z którego mogliby skorzystać młodzi ludzie niezależnie od wskazań prozdrowotnych. Może wtedy wizyta w gabinecie ginekologicznym nie musiałaby trwać zaledwie 15 minut? Wtedy też czas oczekiwania na wizytę w niektórych miejscach w Warszawie nie wynosiłby 45 dni.
Sprawa kolejna. Zgodnie z przepisami Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, na które powołuje się Ministerstwo Zdrowia czytamy, że „dziecko do 18 roku życia lub osoba ubezwłasnowolniona całkowicie pozostają pod władzą rodzicielską lub opiekuńczą”. Dalej, o zgozo, dowiadujemy się, że osoby do 13 roku życia, nie są w stanie podejmować świadomych decyzji i umiejętnie stosować antykoncepcji. Dlaczego zatem w myśl Kodeksu Karnego „karze pozbawienia wolności podlega osoba, która „obcuje płciowo z małoletnim poniżej lat 15 (...).” A co z nastolatkami pomiędzy 15 a 18 roku życia, którzy jednak chcieliby udać się na wizytę lekarską, czy to ginekologiczną czy to urologiczną, a ich prawni opiekunowie (rodzice) mają inne spojrzenie i nie pójdą ze swymi dziećmi do lekarza/lekarki? Rzecz ma się podobnie do możliwości wykonania badań na obecność HIV. Powinniśmy przecież promować zachowania prozdrowotne wśród młodzieży.
„Pacjent ma prawo do poszanowania intymności i godności.” A jeżeli ten warunek nie jest spełniony to co należy zrobić, gdzie się udać? Wspomniane wcześnie poradnie mogłyby podpowiedzieć, co robić w takich sytuacjach, bo lekarz ma obowiązek wykonywania zawodu w oparciu o aktualną wiedzę medyczną. Nie ma tu miejsca na „kazania” czy pouczanie pacjentki na temat wyższości jednej metody antykoncepcyjnej nad inną, w przypadku braku medycznych przeciwskazań.
Torpedowanie pomysłu odnośnie utworzenia darmowych punktów rozdawnictwa prezerwatych jest niezrozumialym zachowaniem ze strony Ministerstwa Zdrowia, ponieważ powinno ono promować zdrowie, a nie zasłaniać się kampanią realizowaną przez Krajowe Centrum ds. AIDS i to w latach 2011-2012. Rozumiem, że skoro w tym czasie rozdano 34 000 pakietów edukacyjnych z prezerwatywą powinno to „wystarczyć”. Tylko wystarczyć na jak długo i ilu nastolatkom? A co z tymi, którzy mimo powszechnej dostępności prezerwatyw nie mają na nie środków finansowych? Znacznie „tańsza” jest profilaktyka niż leczenie, a Ministerstwo Zdrowia powinno wiedzieć o tym najlepiej.
Dalsza lektura wyjaśnień nasuwa kolejne wątpliwości, bo skoro w odpowiedzi na postulat "Chcemy łatwiejszego dostępu do nowoczesnych metod antykoncepcyjnych" Ministerstwo Zdrowia powołuje się na rekomendacje Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego z 2003 roku, kiedy dzisiejsze nastolatki były jeszcze w przedszkolu, to mówienie o nowoczesnej antykoncepcji jest grubo naciągane.
W związku z tym, że nie jesteśmy prawniczkami, poprosiłyśmy ekspertkę w tej dziedzinie Karolinę Więckiewicz o skomentowanie odpowiedzi MZ:
"Ministerstwo potraktowało autorów listu jak osoby nieświadome tego, jakie jest w Polsce prawo i za swoje zadanie uznało wyedukowanie Pontonu i Spunka w zakresie odpowiednich przepisów. To jest lekceważenie dorobku i świadomości osób, które problemami młodzieży zajmują się od lat i wyręczają w tym państwo. Nastolatki wystosowały swoje postulaty, ponieważ tak, jak jest, jest źle i chodzi o to, żeby ministerstwo to zrozumiało. A jeśli na przeszkodzie stoi prawo to być może warto się nad nim pochylić.
Prawo rzadko wyprzedza rzeczywistość, najczęściej ją goni. A w sytuacji, gdy chodzi o sprawy najważniejsze, gonić musi szybko. A tu chodzi o zdrowie młodzieży. Obowiązujące przepisy ograniczające młodzieży dostęp do świadczeń zdrowotnych są szkodliwe i narażają młodzież na niebezpieczeństwo. Od ministerstwa oczekujemy nie edukacji w zakresie obowiązującego prawa - te ograniczenia znamy aż nazbyt dobrze, ale zrozumienia wagi problemu i deklaracji wspólnej pracy nad jego rozwiązaniem."
Odpowiedź Ministerstwa pokazuje, jak jest duża przepaść między rzeczywistością a suchymi przepisami. Miejmy jednak nadzieję, że Ministerstwo Zdrowia przyjrzy się uważniej problemom z jakim borykają się młodzi ludzie i wspólne działania przyniosą oczekiwane rezultaty.
Patrycja Wonatowska jest z wykształcenia pedagożką