Gender to słowo, które ostatnimi czasy jest mocno nadużywane. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że równość płci mylona jest znacznie częściej z noszeniem sukienek przez chłopców, aniżeli utożsamiania z równouprawnieniem. Podobnie sprawa ma się do edukacji seksualnej i nieustannego zrównywania jej z masturbacją. Niewątpliwie wszelkie, nazwijmy je „skróty myślowe”, nie prowadzą do niczego dobrego - pisze nasza edukatorka, Patrycja Wonatowska.
Dlaczego zatem w wywiadzie dla Gazety Wyborczej* ministra Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, z jednej strony obala społeczne mity na temat gender i równości płci, z drugiej zaś popiera pomysł ministry edukacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej dotyczący wprowadzenia dwóch ścieżek edukacji seksualnej – zgodnie z życzeniem rodziców dzieci uczęszczałyby na zajęcia, na których całościowo omawia się seksualność człowieka, a inne dzieci miałyby tylko możliwość w zajęciach okrojonych według konserwatywnej (i jak można się domyślić, katolickiej) wizji seksu i rodziny.
Najbardziej niepokojące jest to, że ta sama ministra, w tym samym wywiadzie mówi: Wiedza o życiu seksualnym człowieka jest takim samym obszarem nauki jak każdy inny. To zbiór faktów. I z tym stwierdzeniem nie można się nie zgodzić, ale propozycja podziału edukacji seksualnej jest już nieco absurdalnym pomysłem. Po raz kolejny pragniemy przypomnieć, że holistyczna edukacja seksualna to taka, która zawiera poznawcze, emocjonalne, społeczne, interaktywne i fizyczne aspekty seksualności człowieka. Jak zatem tak obszerną definicję można podzielić na tą, która jest naukowa i tą, która jest oparta na wartościach? Zadanie to iście niemożliwe.
Nie możemy pogłębiać społecznej segregacji, bo to, niezależnie od płci nie jest zgodne z polityką równościową. Niezbywalnym prawem rodziców jest prawo do wychowywania swoich dzieci, ale dzieci i młodzież swoje prawa także mają. Przede wszystkim mają prawo do wiedzy i informacji, która jest jednym z podstawowych praw człowieka. Skąd będzie wiadomo, komu o zakażeniach chorobami przenoszonymi drogą płciową mówić, a komu nie? Czy naprawdę dzieci i ryby głosu nie mają? A może czasem jednak warto posłuchać młodych ludzi, bo to dla nich i do nich kierowane są te programy. Całościowa edukacja seksualna nie polega na ścieraniu się różnych światopoglądów, ale na współpracy, wzajemnym słuchaniu i dialogu. Dopiero to wszystko razem wzięte pozwoli młodzieży zdobyć należytą wiedzę dla rozwoju pozytywnego i odpowiedzialnego nastawienia do seksualności.
Na koniec warto podkreślić jeszcze jedną, niezwykle ważną kwestię – wbrew twierdzeniom Agnieszki Kozłowskiej Rajewicz, że nauczyciele nie są gotowi na wprowadzenie obowiązkowej edukacji seksualnej, w całej Polsce jest całkiem duże grono osób mających odpowiednie przygotowanie by móc prowadzić takie zajęcia. Kursy doszkalające dla nauczycielek/nauczycieli oraz studia podyplomowe działają u nas od kilkunastu lat. Gotowe nie jest również podobno społeczeństwo – przeczą temu badania m.in. Instytutu Spraw Publicznych, z których wynika, że aż 82% polskiego społeczeństwa popiera obowiązkową edukację seksualną w szkołach.