Europa Środkowa. Uchodźcy i odpowiedzialność
PRAGA – Piętnaście lat temu mąż stanu i dramaturg Václav Havel stwierdził, że niektórzy z czeskich polityków „uznają dwa różne rodzaje przemocy, ludobójstwa, terroru i mafii – lepszy i gorszy. Lepszy to pansłowiański; gorszy – islamski”. Sądząc po reakcji na obecny napływ głównie nieeuropejskich uchodźców i imigrantów, taki właśnie światopogląd, ukształtowany przez strach przed nieznanym, dominuje dziś w Europie Środkowej.
Podnosimy jakość debaty publicznej.
Nienawiść, otwarty rasizm i słabo skrywane marzenie o ogrodzonych drutem kolczastym obozach dla uchodźców to między innymi efekt długotrwałej tolerancji dla nietolerancji w Europie Środkowej. Nie jest to nietolerancja ślepa, ale wymierzona w ludzi odmiennej rasy, przekonań czy poglądów, reprezentujących w najlepszym wypadku jakiś podmiot abstrakcyjny, a w najgorszym – zagrożenie.
Nietolerancja rośnie wraz z ignorancją. Gdy brakuje bezpośrednich doświadczeń w kontaktach z ludźmi innej kultury, rasy czy religii, powstaje przestrzeń dla uprzedzeń, mitów i czarnego PR, wzmacnianych przez apokaliptyczne wizje mediów brukowych.
Ignorancja niczego jednak nie usprawiedliwia. Tradycja dyktuje nam obowiązek zapewnienia uchodźcom przynajmniej pierwszej pomocy, ochrony, żywności i dachu nad głową – pomaganie innym, będącym blisko czy daleko, ma kluczowe znaczenie we wszystkich trzech monoteistycznych religiach; stanowi podstawę naszej kultury i część naszej tożsamości.
Aż się prosi, żeby przerwać w tym miejscu wszelkie dyskusje i żarliwie zaapelować do obywateli, by pomogli uchodźcom. Na tym jednak nie koniec, a dlaczego – to pomoże nam zrozumieć Havel, dla którego obowiązek oznaczał coś więcej niż żarliwą retorykę.
Rządy i instytucje Unii Europejskiej muszą nie tylko zadać sobie pytanie, czy wypełniają zobowiązanie zapewnienia uchodźcom najpilniejszej pomocy, ale także czy robią wszystko, co trzeba, by zapobiec takiej sytuacji jak obecna, choćby działając na rzecz przerwania wojny w Syrii. Powinny też się zastanowić, czy realizują obowiązek ochrony zewnętrznych granic UE przed wielką falą imigracji, która zatarła różnicę między ludźmi uciekającymi przed śmiercią i tymi, którzy szukają szans zarobkowych.
Państwa członkowskie Unii Europejskiej wciąż różnią się też w opiniach co do tego, czy ich obowiązki obejmują udzielenie prawa stałego pobytu lub obywatelstwa niektórym lub wszystkim uchodźcom; Unia musi te różne stanowiska pogodzić. Także w tej sprawie część państw zachodnich wykazuje bardziej pozytywne nastawienie niż większość Europy Środkowej. Zbyt łatwo jednak byłoby przypisać to niedojrzałości środkowoeuropejskich demokracji.
Jak wynika z sondaży, większość obywateli Europy Środkowej nie jest generalnie nastawiona wrogo do imigrantów. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat do krajów tego regionu przybyło ich bardzo wielu i – poza nielicznymi wyjątkami – nie spotkali się z przejawami rasizmu czy dyskryminacji. Liczba ludności w tych państwach maleje, a ich rozwijające się gospodarki tak samo jak niemiecka potrzebują młodej i taniej siły roboczej.
Europy Środkowej nie cieszy jednak wizja zalewu imigrantów z Bliskiego Wschodu i Czarnej Afryki; kraje środkowoeuropejskie chcą nie tylko decydować ilu, ale także którzy konkretnie będą mogli do nich wjechać. Takie stanowisko wywołało oskarżenia o „dyskryminację” i „brak solidarności”; mieszkańcom Europy Środkowej powiedziano, że każdy kraj europejski musi ponosić współodpowiedzialność za przybywających uchodźców; jeśli nie dobrowolnie, to w wyniku nacisków dyplomatycznych lub zarządzeń. Najwyraźniej starcie zatwardziałego szowinizmu z humanizmem z sercem na dłoni zagłuszyło zdrowy rozsądek.
Dla rozjaśnienia sprawy warto byłoby przyjrzeć się, jak do tego zagadnienia podchodził Havel. Jego pierwszym odruchem byłoby udzielenie pomocy, zgodnie z przekonaniem, że przyjęcie człowieka „uciekającego przed wojną, biedą i cierpieniem” jest „kwestią elementarnej, powszechnej solidarności ludzkiej”.
Havel nie posuwa się jednak do witania z otwartymi rękami każdego, kto chce osiedlić się w Europie. Między innymi z powodów praktycznych: „nie zdołamy upchnąć” w Europie wszystkich tych, którym nie podobają się reżimy w ich państwach.
Drugi powód bierze się z zasady odpowiedzialności. „Myślę, że nie szkodzi delikatnie przypomnieć ludziom żyjącym w państwach totalitarnych, że oni sami też mogą coś zrobić ze swym totalitaryzmem, nie tylko od niego uciekać”, twierdził w 1986 roku Havel, w owych czasach najsłynniejszy antykomunistyczny dysydent. „Skoro żądam, by Zachód nie myślał wyłącznie o swoich partykularnych interesach i by postępował tak, jak wszyscy powinniśmy – czyli tak jakbyśmy byli bezpośrednio odpowiedzialni za los całego społeczeństwa – nie widzę powodu, dla którego nie miałbym domagać się tego samego od ludzi żyjących w krajach totalitarnych”.
Havel przyznawał, że ten nakaz, który może mieć zastosowanie także do ludzi uciekających przed innego rodzaju reżimami, jest „twardy”; jednak po trzydziestu latach wcale nie stracił na znaczeniu. Łatwiej to powiedzieć, niż zrobić, ale problemy kraju albo regionu – czy to gospodarcze, czy polityczne – można rozwiązać tylko na miejscu.
Jeśli chodzi o Europę Środkową, jeszcze jeden czynnik utrudnia zaakceptowanie uchodźców – tych państw nie obciąża poczucie winy za imperialną przeszłość. Zdaniem Havla to właśnie poczucie winy każe dawnym europejskim mocarstwom kolonialnym wynagradzać krzywdy z tamtej epoki, co prowadzi w intelektualny „ślepy zaułek”. „Najlepiej pomożemy sobie nawzajem´– pisał – jeśli nie będziemy zgłaszać pretensji, pozostaniemy sobą i będziemy po prostu szanować i honorować się takimi, jakimi jesteśmy”.
Zastanawiając się nad przyszłością Europy, Havel często mówił o poszukiwaniu etosu, który służyłby sprawie integracji. Obecny kryzys uchodźczy mógłby być zalążkiem, z którego taki europejski etos rozwinąłby się i rozszerzył. Czy mógłby on jednak zrodzić się, a co dopiero zakorzenić, mocą zarządzenia – co do tego Václav Havel na pewno miałby wątpliwości.
Michael Žantovský, były ambasador Republiki Czeskiej w Sanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz Izraelu, jest dyrektorem Biblioteki Václava Havla.