Co dalej po arabskiej wiośnie
KAIR – W grudniu 2013 roku w prowizorycznym centrum kulturalnym w śródmieściu Kairu młody Sudańczyk recytował wiersze egipskiego poety Amala Donkola ze zbioru Awrak al-Ghorfa 8 (Dokumenty pokoju nr 8), powstałego kilka tygodni przed śmiercią autora. Zakończył przejmującym "Darmo marzyć o lepszym świecie" i wtedy w oczach starszej pani siedzącej obok mnie pojawiły się łzy. Był to bowiem znakomity komentarz do sytuacji w krajach arabskich dziś, blisko trzy lata od wybuchu wydarzeń, które zyskały miano arabskiej wiosny.
Podnosimy jakość debaty publicznej.
Dwie trzecie z 350 milionów żyjących obecnie Arabów nie przekroczyło 35. roku życia. Ale niemal wszystkie systemy edukacyjne państw arabskich wypuszczają absolwentów, którzy nie są konkurencyjni na światowym rynku pracy. Oznacza to, że miejsca pracy, które pozwalają podnosić zamożność, są poza ich zasięgiem. Problem zaostrza jeszcze wykluczenie z rynku dużej części arabskich kobiet.
Za przykład niech posłużą państwa Zatoki Perskiej. Mimo że ich rodzima populacja jest bardzo młoda, gospodarkę napędzają głównie pracujący tam cudzoziemcy stanowiący ponad 30 procent mieszkańców regionu (szacunkowe dane znacznie się od siebie różnią). Udział arabskich chrześcijan na całym Bliskim Wschodzie zmalał w ciągu minionego wieku z około 20 do 5 procent ludności. W rezultacie po raz pierwszy od co najmniej 200 lat społeczeństwa w tym regionie w coraz większym stopniu tracą kulturalną i intelektualną różnorodność. Jeśli ta tendencja się utrzyma, dywidenda demograficzna stanie się katastrofalnym obciążeniem.
Większość produkujących ropę państw arabskich skupuje obligacje krajów Zachodu, a państwowe fundusze inwestycyjne kilku państw Zatoki należą do najbardziej dynamicznych i liczących się uczestników globalnych rynków kapitałowych. Jednak region ten wciąż jest niemal całkowicie zależny od eksportu ropy, a kraje pozbawione rezerw uzależnione są od finansowego wsparcia eksporterów.
W rezultacie, choć gospodarki kilku państw arabskich odnotowują wzrost rzędu 3-5 procent rocznie, cechuje je wysoka wrażliwość na rewolucyjne technologie (w tym pozyskiwanie energii z łupków) i wstrząsy ekonomiczne (na przykład recesję u głównych importerów ropy). I co najważniejsze, zależność od ropy oznacza, że jedynym źródłem siły gospodarczej jest branża dojrzała, niezwiązana z tym, co będzie kształtować globalną gospodarkę przyszłości: inżynierią biologiczną, robotyką, informatyką, fizyką molekularną i przetwarzaniem danych, żeby wymienić tylko kilka.
Arabska „miękka władza” jest niejednolita. Działająca w Katarze telewizja Al-Dżazira zdołała osiągnąć pierwszoplanową pozycję wśród światowych mediów. Filmy marokańskie i tunezyjskie regularnie pojawiają się na międzynarodowych festiwalach. Dubaj stał się centrum handlu i logistyki, a także atrakcyjnym celem podróży turystycznych.
Jednak wkład świata arabskiego w globalną twórczość literacką, filmową, teatralną i muzyczną jest zupełnie nieproporcjonalny do liczby ludności. Bardzo brakuje też sektora badań naukowych i technicznych. A panujący w nim system wartości – stosunek do praw człowieka, równości płci, roli religii w życiu politycznym i społecznym – z pewnością nie jest przykładem do podziwiania i naśladowania.
Ponadto wewnętrzne i zewnętrzne relacje w tym regionie komplikują się coraz bardziej. Napięte są stosunki największych państw arabskich – Egiptu i Arabii Saudyjskiej – z największymi sąsiadami – Iranem i Turcją. Wciąż nie ma trwałego rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Napięcia rodzi dostęp do kluczowych zasobów wodnych. Nawet strategiczne relacje ze Stanami Zjednoczonymi, na których od dziesięcioleci opierała się polityka zagraniczna państw arabskich, stają przed poważnym wyzwaniem z racji politycznych wstrząsów wywołanych arabską wiosną oraz zwiększonego zainteresowania USA rejonem Azji.
Świat arabski nie dysponuje też potencjałem militarnym opartym na zaawansowanych technologiach – nie ma pocisków balistycznych, broni antysatelitarnej ani możliwości prowadzenia wojny w cyberprzestrzeni. Jeśli dodać do tego stosunkowo niski poziom „miękkiej siły”, trzeba uznać, że jego zdolność przekonywania, nakłaniania lub przymuszania aktorów zewnętrznych jest poważnie ograniczona.
Elity coraz wyraźniej tracą wpływ na elektorat. Tymczasem w większości państw regionu dają o sobie znać wyraźne podziały, których osią są sprawy polityczne, gospodarcze i poglądy na rolę religii. Polaryzacja tego rodzaju osłabia nieliczne funkcjonujące instytucje państwa, budowane przez wielkie kraje arabskie od połowy XIX wieku.
Oczywiście, sytuacja społeczna i polityczna wciąż się zmienia, co na krótszą metę powinno łagodzić pesymistyczne oceny. Jednak ogromny świat arabski dysponujący realną siłą i potencjałem był przez ostanie pół wieku systematycznie osłabiany, i to głównie od wewnątrz.
Arabskie powstania ostatnich trzech lat to bunt młodzieży nie tylko przeciw okrzepłym elitom, ale i oderwanej od rzeczywistości narracji społecznej i politycznej. Nowe otwarcie jest rzeczywiście pilnie potrzebne.
Trzy minione lata przyniosły naturalnie wiele rozczarowań. Jednak dla arabskiej młodzieży nie ma już dziś powrotu do wiary w dawne pewniki i dogmaty, które przez dziesiątki lat hamowały postęp społeczny i polityczny. Miliony Arabów wybierają niezależność; wielu najbystrzejszych emigruje do USA i północnej Europy, najbiedniejsi z narażeniem życia przepływają Morze Śródziemne. Fala przemian napędzana frustracją młodego pokolenia wciąż ma ogromną energię i potencjał.
Jeśli jednak fala ta wygaśnie, a stan obecny się utrzyma, widoki na nadchodzące lata będą rysować się ponuro. Wtedy Arabowie zrozumieją, że naprawdę nie ma co marzyć o lepszym świecie, a konsekwencje tego mogą być niebezpieczne i dla nich samych, i dla ich sąsiadów.
Tarek Osman jest autorem książki "Egypt on the Brink" (Egipt na krawędzi).