Pierwszy ciekawy singel tego roku? Pierwszy ważny debiutant, na którego warto zwrócić uwagę? Czy tylko chwilowa fascynacja, o której nikt nie będzie pamiętał za kilka tygodni?
To powoli staje się moją świąteczną tradycją. Kiedy jest trochę więcej wolnego czasu, bo miasto nagle umiera, osierocone przez wszystkich, deklarujących, że przecież zwykłe życie, zwykły świat to nie oni, a potem, nagle, kiedy zabłyśnie pierwsza gwiazda, kiedy we wszystkich głośnikach zabrzmią kolędy, wybierają zwykłe życie i zwykły świat. Kiedy jest więcej wolnego czasu, bo zupełnie nie ma dokąd pójść, z kim się spotkać, co robić, wtedy zabieram się za przesłuchiwanie zespołów, które już za kilka, kilkanaście dni wystąpią podczas kolejnej edycji, odbywającej się w holenderskim mieście Groningen, imprezy zwanej Eurosonic - najważniejszego festiwalu dla... organizatorów festiwali. Mogą się tam spotkać, omówić strategię na nadchodzący sezon, wymienić się doświadczeniami z poprzedniego, ustalić wspólne zamierzenia, a na koniec po prostu pogadać. I jeszcze jedno - zobaczyć spory zestaw całkiem początkujących zespołów z całej Europy i tylko z Europy. Z reguły i z zasady są to formacje, które mało kto wcześniej widział na oczy i słyszał na uszy, zespoły, które dopiero co debiutowały, dopiero co zagrały swoje pierwsze koncerty, dopiero co opublikowały swoje pierwsze nagrania w internecie, a czasem nawet nie zdążyły nawet jeszcze tego zrobić.
Więc żeby nie chodzić na koncerty zupełnie w ciemno, żeby dowiedzieć się chociaż z grubsza, chociaż mniej więcej, czego będę się mógł spodziewać po kolejnych festiwalowych show case'ach, żeby sprawdzić, na co warto zwrócić uwagę i czemu warto przysłuchać się nieco dokładniej, przesłuchuję utwory niezliczonych wykonawców, znajdujących się w oficjalnym festiwalowym programie. Czasem to oczywiście droga przez mękę, znaczona milowymi kamieniami przeciętnych do bólu adeptów alternatywnego popu, amatorów siermiężnego poniżej wszelkiej godności ciężkiego rocka, imitatorów indie-folkowych gwiazd, singer-songwriterskich nudziarzy, bez pomysłu na siebie i swoją muzykę.
Ale czasem przychodzi jakiejś olśnienie, które natychmiast unieważnia poprzednie pięćdziesiąt wymęczonych piosenek. W tamtym roku jednym z nich była z pewnością grupa Daughter. Zaintrygowała mnie już podczas pierwszego przesłuchania, zauroczyła mnie podczas styczniowego koncertu na festiwalu, nie pozwalała o sobie zapomnieć podczas całego festiwalowego sezonu, a dziś potwierdza na każdym kroku swoją klasę i każe niecierpliwie czekać na swój pełnowymiarowy debiutancki materiał.
Czy w tym roku też znajdę coś równie emocjonującego i równie ważnego? Pierwsze, wstępne przesłuchanie festiwalowych propozycji sprawiło, że zapisałem sobie kilka nazw, żeby czasem mi nie umknęły podczas holenderskiej imprezy, żeby tak ułożyć sobie program, by móc zobaczyć te właśnie grupy na scenie. Na pierwszym miejscu jest chyba ta formacja. Formacja, o której - zgodnie z regułami tego festiwalu - nie wiem prawie nic. Poza tym, że brytyjscy dziennikarze zdążyli już zwrócić na nią uwagę, wyróżniając nawet w dorocznym typowaniu zespołów, które w ciągu najbliższych miesięcy mają szansę zrobić sporą karierę, poza tym, że jest z Dublina, że ma w składzie pięcioro muzyków, a w dorobku tylko jeden singel - właśnie ten. Singel, który zdążyłem już poznać na pamięć. Singel, w którym zdążyłem się już zakochać, bo przecież, jak głoszą jego słowa: „tak łatwo się jest w nim zakochać”. Ma wszystko, co potrzeba singlom, które zostają w głowie na długo: niezwykle przebojową melodię, niezwykle dziś popularne, na poły akustyczne, brzmienie, wpadające w ucho partie wokalne, refren, którego nie sposób nie nucić. Czy będzie więc pierwszym ważnym singlem tego roku? Czy będzie pierwszą jaskółką, czyniącą wiosnę w postaci zespołu, którego do końca roku będziemy słuchać już wszyscy?
A może to trochę tak, jak z nową osobą, którą się poznaje i bardzo, za wszelką cenę, chce się, żeby była tak samo ważna, jak ktoś, kogo znało się kiedyś? Albo może nawet, żeby zdołała tego kogoś zastąpić i przewyższyć? Więc zwraca się uwagę tylko na to wszystko, co dobre, nawet nie próbując szukać niczego, co złe? Więc nawet jeśli coś nie jest tak naprawdę dobre, nie zauważa się tego, albo stara się uwierzyć, że to jednak jest dobre? Więc może idealizuje się, patrzy trochę przez palce, dodaje się od siebie?
A potem, kiedy przyjdzie moment, że już się zrozumie, że to jednak nie może zastąpić tego, za czym się tęskni, zacznie się nagle dostrzegać wszystkie wady? A ten tekst, który wydawał się uroczy, nagle zacznie sprawiać wrażenie zupełnie infantylnego. A ta melodia, która tak łatwo wpadała w ucho, jaskrawo obnaży swoją banalność. A ten refren, do tej pory taki radosny, wyda się naraz zupełnie pusty i rozkrzyczany. Może tak być. A może wcale nie. Może da się do tego wszystkiego przyzwyczaić? Może da się tego wszystkiego nie dostrzegać? Może da się trochę obniżyć poprzeczkę swoich zupełnie nierealnych oczekiwań i uznać, że to wszystko w zupełności wystarczy? Może?