Jestem w znakomitej mniejszości. Uważam bowiem, że wszelkie akcje charytatywne to dla państwa jeden wielki wstyd, a nie powód do radości, celebrowanej w mediach. Akcja WOŚP jest emanacją tego publicznego wstydu.
Kocham czytać. Lubię pisać. Moje serce bije po lewej stronie. I co ciekawe, od urodzenia. https://twitter.com/PrzemekPrekiel
Idea jest oczywiście słuszna. Charytatywność, wolontariat, filantropia czy w końcu społecznikostwo są w gruncie rzeczy oznaką wielkiej empatii i chęcią podzielenia się z drugim człowiekiem, tym, czego on sam nie ma. Ale nigdzie jeszcze na świecie filantropia nie załatała dziury, której zszyciem winno zająć się państwo. I dlatego w gruncie rzeczy wszelkie akcje charytatywne budzą mój niesmak. To jednym słowem, zamykanie oczu na prawdziwe problemy i bolączki społeczne. Uważam ponadto, że akcje charytatywne w znacznym stopniu blokują nawet ten rozwój.
W noweli Elizy Orzeszkowej pt. „Dobra Pani”, filantropia, jako forma wsparcia służyła bardziej ofiarodawcom niż darczyńcom. Jej idea została tam przedstawiona w bardzo krytycznym zarysie. Niekiedy bowiem, faktycznie lepiej dla korzystających z filantropii, aby z tej pomocy nigdy nie skorzystali. Takich osób jak Ewelina Krzycka jest chyba dziś sporo. Filantropię traktują jako formę własnej promocji, na której świetnie wychodzą. Z kolei Stefan Pacek, polski felietonista, znakomicie opisał prawdziwą działalność filantropii-„Prawdziwy filantrop jest zawsze anonimowy; filantrop znany – nigdy nie bywa bezinteresowny”. Ciężko za takich uznać całą masę pożytecznych idiotów, czyli celebrytów, którzy w świetle kamer i fleszy pokazują swoje rzekomo dobre serca, dając na licytację WOŚP, takie piękne prezenty jak kapelusz(Monika Olejnik), długopis(Justyna Pochanke) i wiele innych gadżetów. Niestety, opinia publiczna ulega złudnej opinii, że to wszystko ratuje życie dzieci. Jeżeli już, to ratuje je składka zdrowotna.
Narodowy Fundusz Zdrowia padł niejako ofiarą mitu WOŚP. Jak to bowiem wygląda w przekazie medialnym? Ano tak, że WOŚP kierowany jest na zbawcę w służbie zdrowia, na każdych oddziałach widnieją naklejki i neony WOŚP, sugerujące, że nasze życie zawdzięczamy akcji Jurka Owsiaka. Przy takich akcjach NFZ wypada blado. Niekończące się kolejki po życie i zdrowie, niczym za komuny po ocet. Rzeczywistość jednak jest zgoła odmienna, co na pewno wprawi w konsternację zwolenników WOŚP. Otóż płacąc składki na NFZ robimy 1000x więcej dla chorych niż WOŚP, bowiem budżet NFZ to 60 mld zł, z kolei WOŚP daje tylko 60 mln zł, różnica jest więc ogromna. Co więcej, NFZ to również- a może przede wszystkim- lekarze, pielęgniarki, to oni ratują nasze życie i zdrowie w pierwszej kolejności.
Nasza służba zdrowia, wbrew propagandzie, bez akcji Jurka Owsiaka na pewno by się nie zawaliła. Coroczne żebractwo, to wstyd dla polskiego państwa. To powinien być standard, który zapewni nam nasze państwo. Powiem więcej, dobroczynność stoi w sprzeczności z rozwiązaniami systemowymi. A bez tych systemowych rozwiązań, cała akcja Jurka Owsiaka nie miałaby żadnego sensu. Julian Tuwim napisał kiedyś, że „Filantrop jest to człowiek, który publicznie zwraca bliźniemu drobną cząstkę tego, co mu ukradł prywatnie”. I trudno się z tym nie zgodzić.
Marzę o tym, aby Jerzy Owsiak stanął kiedyś na czele Ministerstwa Zdrowia. Jest przecież tą osobą, która ratuje ludzkie życie, nich więc uzdrowi naszą służbę zdrowia od podstaw, raz na zawsze!