Otwieram szafkę, chcę wyrzucić skórkę po bananie, a tam cztery kosze na
śmieci. Głupieję. Agata, gdzie mam to wyrzucić? Owoce tu, papier do
białego, puszki do zielonego itd., itd. Patrzymy po sobie zdezorientowani,
ale od pierwszego dnia naszej słoweńskiej majówki uczymy się dokładnej
segregacji śmieci. Najpierw Słoweńcy segregują na etapie własnych domów,
później na etapie zbiorowych pojemników. Nikomu nie przychodzi do głowy, by wymieszany worek ze śmieciami wrzucić gdziekolwiek, do któregokolwiek
pojemnika...To dlaczego w Polsce nie potrafimy ?
]Mało tego, że w Polsce nie potrafimy segregować śmieci, to na potęgę
potrafimy zaśmiecać otoczenie. Lasy są ulubionym miejscem Polaków, zwłaszcza tych od domków letniskowych, do wyrzucania wszystkiego, co niepotrzebne.
Spacerując po przepięknych wzniesieniach łódzkich, co krok potykałam się o sterty śmieci !
Ci sami, którzy na kolanach przycinają przydomowe trawniki chwilę po
zmroku, lub wczesnym rankiem wywożą do lasu wszystko to, co powinno się
znaleźć w sortowni śmieci, lub na wysypisku.
Ale do rzeczy. Segregacja. W Polsce to fikcja. Kto z nas ma w domu więcej
niż jeden pojemnik na śmieci??? Wśród najbliższych znajomych, czy rodziny
jakoś słabo kojarzę. Jedna znajoma faktycznie regularnie uczy wszystkich, że papierek po cukierku to tu, a kubeczek po jogurcie tam ale najpierw trzeba umyć. Z reguły jednak wszystko ląduję w jednym worze. Papier ze szkłem, folia z resztkami jedzenia itd., itp. Szumna idea segregacji pada na pierwszym etapie, jakim jest dom.
Nasi Słoweńscy znajomi nie mają problemu. Od gminy dostają worki. Każdy
jest przeźroczysty i podpisany nazwiskiem właściciela. Do worków dokładana
jest szczegółowa rozpiska, kiedy i skąd będą zabierane. Gdy tylko
przezroczystość worka wskazuje, że w środku coś jest nie tak, śmieci
zostają przed domem do poprawki, a przedstawiciel gminy stawia czerwony
krzyżyk ostrzegawczy. I co, jak jest ileś tych krzyżyków, to jest jakaś kara ? Pytam. Nie mam pojęcia, bo nigdy ani ja, ani moi znajomi nie zarobiliśmy krzyżyka.
Ale chyba nie. Tu jest po prostu olbrzymia świadomość segregacji.
Czyli zupełnie odwrotnie niż w Polsce. Osiedla, czy jak kto woli
blokowiska, to wolna amerykanka. Moi sąsiedzi z bloku obok powinni wrzucać
do osobnych pojemników szkło, do osobnego papier i osobno plastik. W
szczycie ich bloku ustawiono specjalne pojemniki do segregacji. Ale ja i
moi sąsiedzi, z mojego bloku, wrzucamy wszystko do jednego kontenera. U nas pojemniki nie zagościły. Zależy jak spółdzielni leży.
Czy pojemniki do segregacji śmieci są, czy ich nie ma, różnica żadna. Tylko
co piąty mieszkaniec blokowiska stara się segregować śmieci, co wcale nie
oznacza, że robi to prawidłowo. Stąd pracownicy MPO załamują ręce, gdy
teoretycznie posortowane odpadki, trzeba sortować od nowa, a to generuje
dodatkowe koszty.
Gorzej, niż na betonowych osiedlach, jest jeszcze tylko na osiedlach domów
jednorodzinnych. To dziwne, bo ich mieszkańcy odbiór posegregowanych śmieci mają za darmo. Jeśli tylko segregują, gmina odbiera je za całkowitą darmochę. Ale nie...Do specjalnych worków wrzucają dosłownie wszystko. Jak leci.
Teoretycznie więc powinni, za odbiór takiego śmieciowego miszmaszu zapłacić około 20-30 złotych miesięcznie. Ale to też nie...W ramach "oszczędności” wymieszane śmieci lądują w pobliskich lasach, na polach, czy przydrożnych łąkach.
W czym problem, spyta Kowalski ?
Odpowiedź jest prosta. Przeciętny Polak produkuje rocznie około 300 kg śmieci. Z niesegregowanych odpadków do recyklingu trafia TYLKO 30 kg, pozostał 270 kg powiększa góry śmieciowych wysypisk. Jeśli się nie ogarniemy, za chwilę będziemy jedną wielką górą odpadków.
Punkt Widzenia
Ps. Postanowienie. Dziś jedziemy po specjalne pojemniki do domowej
segregacji. Tylko nie wiem co później? Wyrzucać do mieszanego kontenera?
Czy podrzucać szczęśliwcom z bloku obok?