Saudyjski 34-letni następca tronu, Muhammad bin Salman, nazywany MBS, dał się poznać jako amator szybkiej i ostrej jazdy. Tylko czy monarchia przetrzyma?
MBS zaczął od razu od pozytywnego przekazu. Przed bardzo młodym społeczeństwem saudyjskim roztoczył świetlaną Wizję 2030. Następca tronu lubi opowiadać o nowoczesnej gospodarce, która ma uniezależnić się wreszcie się od sektora naftowego, a także, jak na warunki konserwatywnej monarchii, rewolucji obyczajowej i uwolnienia kobiet z gorsetu wielu ograniczeń.
Młody, niezwykle ambitny MBS przez lata był przygotowywany do przejęcia władzy. Gdy na początku 2015 r. odszedł wiekowy i schorowany król Abd Allah, zgodnie z oczekiwaniem zmarłego jak i najbliższego otoczenia, na tronie zasiadł dobiegający osiemdziesiątki Salman ibn Abd al-Aziz, ojciec MBS.
Przejęcie władzy przez kolejnego wiekowego i schorowanego króla stało się już pewną tradycją. System władzy opierał się na rodzinnym konsensusie. Wybujałe oczekiwania członków tego wielkiego rodu starano się godzić licznymi przywilejami, tych najbliższych i najbardziej wpływowych dopuszczając do współrządzenia. Przez wiele lat strategicznym ministerstwem spraw wewnętrznych kierował Mohammed bin Najef, który nadzorował także wywiad wewnętrzny i pion zajmującym się zwalczaniem terroryzmu, z kolei Khalid bin Sultan był szefem Saudyjskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Ambitny następca tronu zerwał z tą tradycją współrządzenia.
MBS wciąż jest ukochanym synem, może się cieszyć poparciem swojego sędziwego ponad osiemdziesięcioletniego ojca. Wiedząc, że ma mało czasu - od razu zaczął z przytupem. Najpotężniejszy rywal, wspomniany książę Najef został aresztowany, upokorzony i zastraszony. W zamian za uwolnienie, musiał się pokajać i zrzec swoich roszczeń do ministerstwa i tronu. Odsunięcie wpływowych krewnych umożliwiło w 2017 r. oficjalne namaszczenie MBS następcą tronu. Zmienił się styl rządzenia, wcześniej wiele kluczowych decyzji konsultowano i włączano najważniejszych członków rodu do współrządzenia, obecnie można mówić o autokracji i podejmowaniu decyzji praktycznie bez konsultacji. MBS otoczył się równolatkami, a niedoświadczeni współpracownicy nie za bardzo mają ochotę i odwagę podważać jego decyzje.
Od samego początku energiczny, pełen wigoru i pomysłów MBS stał idolem dla młodego pokolenia, które stanowi prawie trzy czwarte społeczeństwa. Wielu podobało się to, że w imię walki z korupcją rozprawił się z najbogatszymi przedstawicielami saudyjskiej rodziny. Zamknął setki bogaczy w rijadzkim luksusowym hotelu Ritz – tam byli zastraszani, poniżani, a niekiedy bici. Zwolniono ich dopiero po oddaniu „ukradzionych” 106 miliardów dolarów.
MBS chce by go postrzegano go, w królestwie jak na świecie jako reformatora i wizjonera, który unowocześnia od podstaw Arabię Saudyjską. Zmiany wiążą się z reformą systemu edukacyjnego w monarchii, łagodząc najbardziej ortodoksyjną wersję wahabickiego islamu. Otwarcie kin, umożliwienie kobietom prowadzenia samochodu, otwarcie im drogi do różnych zawodów – także w służbach mundurowych - to wszystko zaopwiedział w ramach programu Wizja 2030. Gospodarka monarchii ma przestać być uzależniona od ropy, a zamiast tego przeobrazić się innowacyjny hub ściągający zagraniczne inwestycje.
Kosztująca wiele milionów dolarów promocja inicjatywy Wizja 2030, w znacznej mierze opracowanego przez McKinseya i wynajęcie agencji PR APCO Worldwide zaczęły szybko przynosić efekty. Znani publicyści David Ignatius z Washington Post i Thomas Friedman z New York Times rozwodzili się nad doniosłością reform i niezwykłej determinacji młodego lidera. Podekscytowany Friedman zachęcał - jeśli chcesz zobaczyć zmiany na Bliskim Wschodzie – pojedź do Arabii Saudyjskiej. W kwietniu 2018 r. w czasie wizyty w USA, MBS spotkał się z miliarderami Billem Gatesem, był gościem Rupperta Murdocha i Jeffa Bezosa oraz z aktorami Michaelem Douglasem czy Morganem Freemanem. Zwieńczeniem intensywnych spotkań, lawiny pochwał i dyplomacji czaru był jego udział w programie Oprah Winfrey.
To nie celebryci czy wielcy biznesmeni, a bardzo bliskie, wręcz przyjacielsko-biznesowe relacje z Jaredem Kushnerem, zięciem prezydenta USA, no i co najważniejsze także z samym Donaldem Trumpem, są największym sukcesem i atutem następcy tronu. Gdy w maju 2018 r. prezydent Trump wycofał USA porozumienia nuklearnego z Iranem, mógł się chwalić, że osobiście namawiał go do takiego kroku.
Niezwykle ambitny i przebojowy następca tronu mógł żywić przekonanie, że jest już najwyższy przejść czas, aby podjąć zdecydowane ofensywne działania, także mając poparcie prezydenta Donalda Trumpa. Odszedł od dosyć ostrożnej polityki zagranicznej swoich poprzedników. W Radzie Współpracy Monarchii Zatoki (Perskiej), Rijad narzucił decyzję o wkroczeniu do Jemenu by poskromić Hutich, których rebelię wspiera Iran. Operacja militarna miała trwać krótko, przerodziła się w saudyjski Wietnam, w którym obok według różnych danych zginęło blisko 100 tysięcy ludzi, odnotowano przez Human Rights Watch saudyjskie zbrodnie wojenne, ponad milion znajduje się w kryzysie humanitarnym, a Huti są jeszcze silniejsi, aniżeli przed inwazją cztery lata temu. Spektakularne porażki dopełniają czary goryczy,
W polityce wobec pozostałych sąsiadów też nie najlepiej. Decyzja o zablokowaniu Kataru, nie doprowadziła do rzucenia go na kolana. Natomiast położyła kres instytucjonalnej współpracy w zakresie bezpieczeństwa arabskich monarchii w Zatoce Perskiej. Powstaje niebezpieczna próżnia po Radzie Współpracy Państw Zatoki, tak długo spełniającej swoją rolę po 1981 r. wobec zapędów dyktatora irackiego Saddama Husajna czy Iranu.
Kolejną kompromitacją specyficznej dyplomacji następcy tronu było zaproszenie, a właściwie wezwanie do Arabii Saudyjskiej libańskiego premiera Saada Haririego, następnie uprowadzenie go, upokorzenie i zmuszenie do dymisji - jak na gangsterskich filmach. Dzięki fali międzynarodowych protestów, Saadiemu Harriemu udało się powrócić do Libanu i odwołać wymuszoną dymisję. Inna sprawa, że ten sam premier kilka tygodni podał się dymisji z powodu fali protestów w Libanie. Wydawało się, że już to już koniec złej passy. Nic bardziej mylnego.
Na początku października 2018 r., Dżamal Ahmad Chaszukdżi pełen niepokoju, jakby coś przeczuwając, przekroczył próg konsulatu saudyjskiego w Stambule. Zwabiony tam, miał odebrać dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa. W konsulacie został brutalnie zamordowany i poćwiartowany. Nagranie z egzekucji ujawniła Turcja, która miała zainstalowany tam nielegalny sprzęt podsłuchowy. Upublicznienie nagrań było rewanżem za antyturecką politykę MBS. Chaszukdżi był świetnie zorientowany w mechanizmach władzy i splocie powiązań i zależności w rodzinie Saudów. Miał tę wiedzę, bo sam był częścią establishmentu i regularnie pisał na łamach saudyjskiej prasy. Gdy zapanowały nowe porządki, stracił dobrze opłacaną pracę i zdecydował się wyjechać do USA. Wielkim problemem dla MBS był fakt, że Chaszukdżi miał rozległe kontakty z ekspertami, a przede wszystkim kongresmenami w Waszyngtonie, pisywał również do „Washington Post” i był szeroko znany w kręgach waszyngtońskich. Krytyczne słowa stanęły ością w gardle MBS, który krytyki nie lubi jak mało kto – opowieści o samowolnym działaniu 10 rządowych agentów brzmią nieprawdopodobnie, tym bardziej w warunkach politycznych monarchii saudyjskiej.
Dwa miesiące temu doszło do największego ataku przeprowadzonego przez drony na rafinerie i szyby naftowe należące do saudyjskiego Aramco i doprowadził do zmniejszenia przez kilka tygodni o połowę mocy przerobowych produkcji ropy. Niezwykle celne uderzenie w splot nerwowy saudyjskiego przemysłu wydobywczego zaszokował opinię międzynarodową -królestwo okazało się stosunkowo łatwym celem i mimo znacznych nakładów na obronę nie było w stanie się przed nimi obronić. Najgorszy dla Rijadu jest fakt, że za atakami stoi Iran i zostały prawdopodobnie przeprowadzone z terytorium Iraku, kontrolowanym przez milicje szyickie. Mimo, że Huti wzięli na siebie odpowiedzialność, nikt nie daje im wiary, nawet oficjalnie Berlin, Paryż i Londyn wskazują na Teheran jako głównego mocodawcę ataków. Mimo bardzo szybkiej i sprawnej naprawy zniszczonej infrastruktury naftowej, agencja Fitch ku wściekłości Saudyjczyków zmniejszyła rating z A+ do A, tłumacząc, że królestwo ze względu na napięcia i konflikty w najbliższym otoczeniu jest szczególnie zagrożone na tego typu ataki i to ryzyko trzeba brać pod uwagę. Osłabia też plany wejścia na giełdę pakietu akcji Aramco, zmniejszając spodziewany dochód z ich sprzedaży.
Zimnym prysznicem dla MBS była dość powściągliwa reakcja Waszyngtonu, w końcu za atakami na rafinerie stał Iran. Dopiero wysłanie amerykańskich sił wsparcia nieco uspokoiło napiętą sytuację. Rijad z coraz większym niepokojem przygląda się działaniom Trumpa. Do tej pory dawał zielone światło na różne działania i nie reagował, gdy coś szło nie tak. W tej chwili zaczyna mu coraz bardziej doskwierać nieobliczalność prezydenta. Z jednej strony Trump był prawie gotowy na wojnę z Iranem, a z drugiej zgodził się na plan mediacji z Iranem zaproponowanym przez prezydenta Francji - Emanuela Macrona. Mimo, że mediacje jak dotąd zakończyły się fiaskiem, już sam fakt, że Trump zakłada rozmowy z Iranem prowadzi do nerwowości i niepokoju w Rijadzie.
W ciągu kilku lat MBS dał się poznać jako reformator, ale jest także odpowiedzialny za fatalne decyzje, które kładą się długim cieniem na monarchii. Jemen, Chaszukdżi, kryzys z Iranem, a także wewnętrzne napięcie w Arabii Saudyjskiej. Pojawiają się coraz śmielsze krytyczne wypowiedzi na temat poczynań następcy tronu i to ze strony bliższego kręgu rodziny. Odpowiedzią na zmiany obyczajowe i znoszenie ograniczeń dla kobiet jest natomiast wzrastająca fala radykalizmu islamskiego -już w tej chwili dochodzi do wielu incydentów, a nawet zamachów.
Pojazd jest już mocno poobijany, kończy się cierpliwość współpasażerów. MBS mimo, że miał jeszcze kilka lat temu tak wiele atutów, dzisiaj ma kłopoty. Arabia Saudyjska stoi w obliczu poważnego napięcia z Iranem, nie może zakończyć wojny w Jemenie i w dodatku coraz bardziej targana jest przez wewnętrzne napięcie. Kierowca usilnie chce wyprowadzić pojazd z kolejnego wirażu. W tej chwili jest przygotowywany plan wycofania się z Jemenu i być może dojdzie do poluzowania blokady Kataru i złagodzenia napięcia z Iranem. Jeśli nie – pozostaje pytanie czy nie zmienić kierowcy?