Przed Donaldem Trumpem tylko wobec dwóch prezydentów przeprowadzono do końca impeachment. Byli nimi Adrew Johnson oraz Bill Clinton. Żaden z prezydentów nie został usunięty z urzędu. Prezydent Richard Nixon podał się do dymisji, bo nie chciał ryzykować nieprzychylnego dla siebie wyniku głosowania w Senacie. W przeszłości postawienie w stan oskarżenia prezydenta elektryzowało media i opinię publiczną. Obecnie zainteresowanie jest letnie. Nasuwa się pytanie czym różni się procedura impeachmentu wobec Trumpa od wcześniejszych? Co zyskują oskarżyciele i czy prezydent straci szansę na reelekcję?
Procedura impeachmentu wywodzi się z tradycji anglosaskiej i można szukać jej źródeł już w XIV wieku. Stosowana była jako oręż wobec nadużyć władzy wykonawczej i sądowniczej. Miała być biczem powstrzymującym zbyt wybujałe ambicje poszczególnych jednostek, a także chronić przed tendencjami autorytarnymi. Narzędzie to niekiedy bywało przez władzę ustawodawczą stosowane z pewną nadgorliwością. Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych Ameryki, dziedzice systemu brytyjskiego chcieli procedurę impeachmentu udoskonalić, by nie powielać błędów brytyjskiej monarchii parlamentarnej przede wszystkim wzmocnić rolę kontrolną ciał ustawodawczych.
Na podstawie amerykańskiej konstytucji: prezydent, wiceprezydent i każdy urzędnik państwowy może zostać usunięty z urzędu z powodu nadużyć w sprawowaniu władzy, zdradę, przekupstwo i inne zbrodnie i przestępstwa. Impeachment jest długą i skomplikowaną procedurą, najpierw komisja prawna przygotowuje artykuły impeachmentu, potem tenże akt oskarżenia przegłosowywany jest zwykłą większością w Izbie Reprezentantów, następnie trafia do Senatu i tam toczy się proces, w którym mogą zostać wezwani świadkowie, a oskarżony urzędnik ma prawo do obrony. Procedurę zamyka głosowanie w którym zdjęcie oskarżonego prezydenta z urzędu wymaga 2/3 głosów.
Od 1789 r. Izba Reprezentantów 62-krotnie wszczęła impeachment wobec różnych urzędników federalnych. Procedurę tę jednak udało się do końca przeprowadzić jedynie w 20 przypadkach. Z tej liczby w dwóch przypadkach nie doszło do ich oskarżenia, bo urzędnicy wcześniej podali się do dymisji, siedmiu zostało uniewinnionych, a osiem osób, które zostały skazane to sędziowie. Ciekawym przykładem było skazanie za korupcję sędziego Alcee’a Hastingsa i usunięcie go zajmowanego stanowiska – nie było to przeszkodą by potem, czyli od 1992 r. z powodzeniem ubiegał się o reelekcję deputowanego do Izby Reprezentantów.
Największe zainteresowanie wiąże się z postawieniem w stan oskarżenia pierwszej osoby w państwie. Procedura impeachmentu prezydentów Andrew Jonhsona i Richarda Nixona przypadała w burzliwych czasach. W pierwszym przypadku były to bardzo trudne lata rekonstrukcji po wojnie secesyjnej - liczne wstrząsy, napięcia i kryzys polityczny. W drugim, USA wciąż nie mogło się otrząsnąć z klęski wojny w Indochinach, kryzysu naftowego i gospodarczego. Natomiast impeachment Clintona i Trumpa przypadł na spokojny okres bez poważniejszych kryzysów międzynarodowych i wewnątrzkrajowych, a także dobrej sytuacji gospodarczej.
Prezydent Johnson w głosowaniu w Senacie niewiele brakowało, a zostałby skazany i usunięty z urzędu. Być może pomyślny dla siebie wynik głosowania zawdzięczał temu, że jego następca Beniamin Wade był dla wielu zbyt radykalny w swoich poglądach. Takiego etapu nie chciał ryzykować prezydent Richard Nixon. W jego przypadku nadużycie władzy wiązało się z wykorzystaniem nielegalnych metod do walki z oponentami i utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. Nixon zyskał przydomek „sprytny Rysio” - poparcie dla niego w macierzystej Partii Republikańskiej sięgnęło dna i nie mógł liczyć na uniewinnienie w Senacie. Podał się do dymisji by uniknąć potem upokarzającego procesu i skazania nawet na wieloletnie więzienie z powodu „afery Watergate”. Nixona ułaskawił jego następca Gerald Ford.
Sporo kontrowersji wywołał natomiast impeachment prezydenta Clintona, którego oskarżono o obstrukcję wymiaru sprawiedliwości i kłamstwa w zeznaniach pod przysięgą. Przyczyną wszczęcia procedury usunięcia prezydenta był jego romans ze stażystką Moniką Lewnisky i kluczenie prezydenta w tej sprawie. „Afera rozporkowa” i wytoczenie najcięższych dział przez większość republikańską w Izbie Reprezentantów przeciwko prezydentowi i zaangażowanie przewodniczącego Newta Gingricha na niewiele się zdały. W głosowaniu w Senacie, prezydent został uniewinniony. Nie tylko demokraci bronili prezydenta, ale całkiem spora liczba dziesięciu republikańskich senatorów było przeciwko impeachmentowi, bo uznali, że sprawa jest zbyt małej wagi, by doprowadzać do kryzysu na najwyższym szczeblu władzy w USA. Uważano, że impeachment stał się jedynie narzędziem politycznej zemsty, obsesyjnej wręcz krucjaty i sama procedura została osłabiona takim działaniem. Newt Gingrich zakończył swoją karierę polityczną przewodniczącego oraz aktywnego polityka i został komentatorem politycznym. Clinton nie tylko nie został usunięty czy osłabiony, ale wręcz wzrosły jego notowania w badaniach opinii publicznej.
Podobnie jak w przypadku Clintona, obecnemu prezydentowi został postawiony impeachment przez większość Partii Demokratycznej mającą przewagę w Izbie Reprezentantów. Demokraci reprezentowani przez przewodniczącą Izby Reprezentantów - Nancy Pelosi uzasadniają swoją decyzję o pociągnięciu od odpowiedzialności prezydenta troską o stan demokracji amerykańskiej, której zagraża nadużycia władzy wykonawczej. Impeachmentu prezydenta Trumpa domaga się elektorat Partii Demokratycznej od chwili jego zwycięstwa w wyborach prezydenckich. W przeciwieństwie do impeachmentu Clintona, demokratom nie udało się przekonać do swych racji choćby kilku republikańskich senatorów. Natomiast ich szeregi zwolenników impeachmentu Trumpa stopniały o trzech deputowanych, którzy od samego początku krytykowali inicjatywę uważając ją za bezcelową, jeśli nie ma możliwości usunięcia prezydenta. Ich wolta także wynikała z faktu, że e w ich okręgach wyborczych przeważają zwolennicy Trumpa.
Procedura usunięcia wobec Trumpa zainicjowana została we wrześniu 2019 r. Artykuły impeachmentu dotyczą nadużycia władzy i utrudnianie pracy Kongresu USA. Przyczyną wszczęcia procedury związane są z tzw. aferą ukraińską. Na podstawie informacji złożonej przez sygnalistów, 25 lipca 2019 r. prezydent Trump w rozmowie telefonicznej wywarł presję na prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zelenskiego. Uzależnił w niej odblokowanie pomocy wojskowej wynoszącej blisko 400 milionów dolarów dla Ukrainy w zamian za śledztwo przeciwko Joe Bidenowi – jego prawdopodobnemu rywalowi w wyborach prezydenckich – oraz jego synowi Hunterowi, który w latach 2014-2019 zasiadał w radzie nadzorczej w ukraińskim koncernie energetycznym Burisma Holdings z pensją 50 tysięcy dolarów miesięcznie. Znajdując się w bardzo niekomfortowej sytuacji na linii frontu pomiędzy demokratami i republikanami, władze ukraińskie nie mają innego wyjścia, jak zaświadczać przy każdej okazji, że nie doszło do wywierania presji na prezydenta Zelenskiego, a Hunter Biden nie złamał prawa i wątek śledztwa wobec Burismy nie był wymierzony w jego osobę.
Impeachment Trumpa różni się pod dwoma względami od poprzednich, mianowicie jeden z głównych zarzutów wiąże się z polityką zagraniczną, czyli wspomniana wcześniej afera ukraińską. Brzmi to mało zachęcająco w porównaniu z pełną emocji „aferą rozporkową” prezydenta Clintona. Dla przeciętnego Amerykanina, polityka USA wobec Ukrainy wiążę się z jakimś egzotycznym krajem, którego trudno byłoby znaleźć na mapie i do końca nie rozumieją o co tam chodzi. Drugą nowością, że akt oskarżenia prezydenta przypada na okres wyborczy i wiadomo Trump, że zamierza walczyć o kolejną kadencję. Będzie pierwszym prezydentem ubiegającym się o reelekcję po impeachmencie.
Publiczne przesłuchiwanie świadków m.in. ambasadora przy Unii Europejskiej Gordona Sondlanda oraz zebrany materiał przez komisję ds. wywiadu kierowanej przez demokratę Adama Schiffa umożliwił sformułowanie artkułów impeachmentu i przegłosowanie ich przez Izbę Reprezentantów 19 grudnia. Kolejnym etapem jest proces w Senacie i gdy dojdzie do głosowania, wiadome jest, że demokratom nie uda się zebrać wymaganej 2/3, czyli 67 głosów, by doprowadzić do usunięcia z urzędu prezydenta Trumpa.
Proces w Senacie prawdopodobnie nie będzie trwać zbyt długo. Nie wiadomo, czy zostaną wezwani świadkowie ani kiedy dokładnie się rozpocznie – prawdopodobnie w styczniu. Demokraci liczą jeszcze na zeznania byłego doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa Johna Boltona. Jednym z powodów jego zdymisjowania przez Trumpa była rzekoma różnica zdań pomiędzy Boltonem a prezydentem na temat sposobu prowadzenia polityki zagranicznej. Nawet jeśli jakimś cudem uda się go nakłonić do zeznań, to sceptycy uważają, że nie odmienni to nastrojów i nie doprowadzi do gwałtownego spadku poparcia dla Trumpa.
Kilka tygodni temu pisałem o tym na moim blogu, że trudno będzie pokonać Trumpa, mimo że jego notowania są stosunkowo niskie i wynoszą około 42% i dość stabilne. Impeachment nie doprowadził do ich tąpnięcia notowań prezydenta, jak to było w przypadku Nixona. Senatorowie oraz deputowani Partii Republikańskiej są nadal przekonani, że Trump ma bardzo spore szanse na reelekcję. Stosunkowo niewielkie jest zainteresowanie opinii publicznej - impeachmentem prezydenta ledwie 35% w miarę na bieżąco śledzi zawiłą skądinąd procedurę, np. impeachment Clintona pasjonował 71% Amerykanów, co spowodowane było naturą zarzutów wynikająca z ciekawszej dla większości ludzi tematyki nadużyć seksualnych, zdrady, relacji małżeństwa Clintonów.
Do impeachmentu Trumpa doszło w zaostrzającej się od lat polaryzacji politycznej i okopywania się antagonistów na swoich pozycjach. Jeśli demokratom chodziło o wstrząśnięcie społeczeństwem i obrzydzenie prezydenta Trumpa części jego własnego elektoratu, to wg sondaży nie udało się to. Elektoraty żyją w swoich bańkach medialnych, tworzących nie przystające do siebie alternatywne rzeczywistości. W środkowych stanach i w pasie rdzy, a także w pasie biblijnym dominuje przekaz religijno-prawicowy, który widzi w Trumpie bastion tradycyjnych wartości, rękojmię przed inwazją gejów, transseksualistów i aborcją.
W tej chwili Trump praktycznie wychodzi niemal bez szwanku po trwającej przez kilka miesięcy batalii demokratów. Możliwe, że jego pozycja umocni się po pomyślnym dla siebie głosowaniu w Senacie. Nie oznacza to, że demokraci są skazani na porażkę. W najbliższych tygodniach trwać będą prawybory w Partii Demokratycznej i zostanie wyłoniony/a kandydat/ka do zmierzenia się z Trumpem w wyborach prezydenckich. Demokraci mają o co walczyć, po pierwsze powinni dotrzeć do tych siedmiu milionów wyborców, którzy wcześniej głosowali na prezydenta Obamę, by w 2016 r. opowiedzieć się za Trumpem oraz obudzić zwolenników z tych 33,5% elektoratu, które zostało w domu w czasie ostatnich wyborów prezydenckich.
Dzisiaj wiadomo, że impeachment nie daje paliwa politycznego demokratom dla zbliżającej się kampanii, a prezydent Trump jest niezwykle trudnym przeciwnikiem politycznym za którym przemawia stosunkowo dobra kondycja gospodarcza i jak dotąd żaden z kryzysów nie osłabił jego pozycji. Impeachment nadal pozostaje narzędziem walki politycznej, a nie podnoszenia standardów demokracji. Nie wiadomo czy nadużywana instytucja impeachmentu nie odbierze jej wiarygodności i siły rażenia. Nad tym można już debatować od „afery rozporkowej”. Obecnie impeachment odsłonił układy polityczne i powiązania i sposoby działania, nawet jeśli legalne, to etycznie niejednoznaczne. Próżno szukać pogłębionej refleksji zarówno po jednej jak i drugiej stronie.