W 1942 r. Irańczycy przyjęli blisko 120 tysięcy wynędzniałych Polaków, którzy zostali ewakuowani ze Związku Radzieckiego. Zawszeni i wynędzniali, wyniszczeni chorobami z łachmanami, które od razu trzeba było spalić. Nie mieli niczego, a mimo wszystko Irańczycy pospieszyli z pomocą i nikomu nawet przez głowę nie przeszło, że to przecież obcy i dodatkowo z chorobami zakaźnymi. W fali napływających ludzi byli katolicy, prawosławni i wyznawcy religii mojżeszowej. Od samego początku nasi rodacy spotkali się z ogromną życzliwością.
Późnym latem 2017 r. odbyliśmy podróż do Iranu – śladami polskich uchodźców. Przejechaliśmy 6 tysięcy kilometrów. Dotarliśmy do Ahwazu, Maszchadu, Bandar-Anzali, Isfahanu i Teheranu. Najbardziej wzruszający moment tej wyprawy – w Ahwazie, miejscowi społecznicy z zaangażowaniem dbali o polskie groby i pamięć o Polakach w tym mieście.
W Isfahanie spotkaliśmy innego lokalnego działacza – jego marzeniem było odtworzenie Cafe Polonia – w której chciano przypomnieć także o polskich dzieciach i pamięci o Polakach w tym malowniczym mieście. Do dzisiaj wiekowi isfahańczycy pamiętają boski smak polskich pączków.
"Kraj ten jawił nam się jako marzenie"
Pan Reza Nikpour przekazał nam wspomnienia swojej mamy, Heleny Stelmach. W 1942 r. była nastolatką, która zapisała: "wyrwaliśmy się zatem ze szponów komunizmu i faszyzmu i wkroczyliśmy do Iranu. Moja mama już wcześniej co nieco opowiadała mi o okazałości tego kraju i gościnności jego mieszkańców. Pamiętam też, że pewnego dnia, dawno temu mój ojciec opowiadał o historii Polski i Iranu. Kraj ten jawił nam się jako marzenie i w końcu to marzenie spełniło się – byliśmy w Iranie. Dało to nadzieję nabrania ponownego oddechu w życiu”.
We wspomnieniach innych wygnańców:
"Byliśmy grupą bezradnych i słabych istot ludzkich, które z głodu niedożywienia i rozmaitych chorób znajdowały się na skraju śmierci. Gdy dotarliśmy do Pahlewi, wokół nas zbierali się miejscowi ludzie i przynosili nam jedzenie, ubrania i buty, a nawet słodycze i owoce, uśmiechali się do nas. Irańczycy zaakceptowali nas takimi, jakimi byliśmy, nie pytali o nasze matki i ojców. Nie pytali, w co wierzymy ani skąd przybywamy. Widzieli, że potrzebujemy pomocy i pomoc tę nam ofiarowali”.
Iran stał się drugą ojczyzną
Oddajmy ponownie głos Helenie Stelmach: "Mam w pamięci dokładnie moment, w którym mieszkańcy Pahlewi, kiedy dowiedzieli się, że polscy zesłańcy wjadą do miasta, zbierali się na trasie autobusów i witali nas podarunkami w postaci ciasteczek, chleba, słodyczy i daktyli".
"Zetknęliśmy się z naprawdę bardzo przyjaznymi mieszkańcami. Widziałam jak większość z nich – w szczególności kobiety – płakała, kiedy widziały naszą tragiczną sytuację. Byli bardzo życzliwi, serdeczni i wrażliwi, a my, Polacy, po dwóch latach nędzy i oglądania jedynie czarnego chleba byliśmy spragnieni słodyczy, byliśmy głodni i zarazem bardzo szczęśliwi, kiedy nasze oczy zobaczyły kolory słodkości i naturalny chleb”.
Iran stał się drugą ojczyzną dla naszych rodaków. Tysiące polskich dzieci, często sierot w Isfahanie odnalazły szczęśliwe chwile z tego, co im pozostało z dzieciństwa. Tak jak: Eleonora Barska czy Helena Stelmach oraz setki innych osób – związały swoje losy z Iranem na dobre i złe.
W czasie naszej wyprawy śladami Polaków – spotkaliśmy serdecznych Irańczyków, którzy wtedy jeszcze bardzo życzliwie wypowiadali się o Polsce – jak ją określają Lahestanem.
Wielu napotkanych mieszkańców okazało się niezłymi znawcami polskiej kultury – tej sprzed lat, jak i współczesnej. Już pierwszego dnia jeden z teherańczyków niemal jednym tchem wymienił najważniejsze filmy Kieślowskiego. To zaskakujące zainteresowanie naszą kulturą, ale także emocje sportowe zdawać się budowały silne i przyjazne relacje. Nie mieliśmy jakichkolwiek zatargów i pozytywny bilans we wzajemnych relacjach.
Powinni mówić jednym głosem
W lutym ubiegłego roku polski MSZ wyraził zgodę na zorganizowanie konferencji bliskowschodniej. Głównymi inicjatorami tej konferencji była administracja Trumpa, a przede wszystkim szef Departamentu Stanu – Mike Pompeo. Nie była to fortunna decyzja – nie mieliśmy wpływu na prelegentów oraz tematykę wystąpień. W świat poszedł przekaz, że Warszawa popiera antyirańską politykę Trumpa.
Wbrew różnym opiniom – uważam, że polska dyplomacja i władze RP mimo wszystko dalekie są od zaangażowania w konflikt USA z Iranem (nadal żywię nadzieję, że da się tego nieszczęścia uniknąć). Zebraliśmy też bolesne doświadczenia z naszego zaangażowania w Afganistanie i Iraku. Niepoprawnie upieram się przy tym, że opozycja i władze RP powinny choć w tym jednym przypadku mówić jednym głosem.
Przedstawiciele opozycji powinni zostać ZAPROSZENI na wtorkową Radę Gabinetową przy Prezydencie RP – sytuacja jest nadzwyczajna i nie można okazywać małostkowości tak często okazywanej przez antagonistów politycznych. Powaga sytuacji wymaga zmiany nastawienia. Nie powinno się też tego kryzysu przemilczać.
Powinni zaprosić także opozycję
Zamiast pogardliwych słów "lokaj" "wasal" – w ocenie polityki władz RP i relacji z administracją Trumpa – należy mówić o WSPÓŁPRACY – by wyrazić jasno stanowisko – też z troski wobec naszego amerykańskiego sojusznika, by się opamiętał i szukał dyplomatycznego rozwiązania tego kryzysu. Przedstawiciele najwyższych władz powinni zaprosić także opozycję w tej nadzwyczajnej sytuacji oraz groźby eskalacji konfliktu. Wymaga tego troska o Irańczyków oraz naszego sojusznika, by niezwłocznie przystąpił do rozmów.
Owocem takiej współpracy ponad podziałami może być inicjatywa dla mediacji amerykańsko-irańskich w Warszawie, jak nie u nas to wszędzie tam, gdzie jest to możliwe np. w Omanie. Działanie takie wymaga olbrzymiego wysiłku – by na nowo otworzyć zatrzaśnięte drzwi do rozmów. Jeszcze nie zniszczyliśmy relacji z Iranem.
W ostatnich dniach – dzięki zaangażowaniu wielu naszych rodaków, w pięknym geście – irański kierowca dostał nowego tira. Nie krył wzruszenia i zaskoczenia szybko zorganizowaną pomocą.
Kiedyś Irańczycy nie zawahali się przez moment i zaoferowali naszym rodakom bezinteresowną pomoc. Pamiętajmy o tym. Eskalacja konfliktu z Iranem to przede wszystkim cierpienia dla Irańczyków i destabilizacja regionu jak i wiele negatywnych skutków, o których pisałem już wcześniej.
Apeluję do środowiska akademickiego i polityków – działajmy, póki nie jest za późno: MAKE PEACE NOT WAR.
Bibliografia:
Hossein Ebrahimi, Historia polskich tułaczy II wojny światowej w Iranie; http://bliskiwschod.pl/2013/05/historia-polskich-tulaczy-ii-wojny-swiatowej-w-iranie/
Helena Stelmach, Wspomnienia (tłumaczenie z farsi Katarzyna Rodacka)
Radosław Fiedler, Iran Śladami Polskich Uchodźców, Wydawnictwo FNCE, Poznań 2019