Veryinajs, Nr 361 (3) 3 IX 1941
Reklama.
Decydenci funkcjonują w określonym otoczeniu politycznym. W rozmaity sposób postrzegają różne wyzwania i zagrożenia. Niejednokrotnie mają ukształtowane poglądy na wiele problemów czy zagrożeń. Najlepiej, przed podjęciem decyzji jak ścierają się różne opinie i problem zostanie przedyskutowany w gronie najbliższych doradców i współdecydentów, co może odwieść od takiej niebezpiecznej drogi. Niekiedy też to zawodzi, ale gorzej, gdy tak nie jest.
Utarło się, że w demokracji, decydenci odpowiadają przed opinią publiczną oraz przynajmniej częścią krytycznych wobec nich mediów. Ich błędne decyzje bardzo szybko powinny przynieść dla nich poważne konsekwencje i spadki w słupkach poparcia. W autorytarnym systemie władzy, decydenci zazwyczaj mają o wiele mniej ograniczeń i bardziej spolegliwe otoczenie nie potrafiące zatrzymać autokraty przed zbyt ryzykownym działaniem, a nawet bezrefleksyjnie utwierdzające polityka, że uderzenie militarne jest najlepszą z dostępnych opcji. Uprzedzam, że nawet w systemie demokratycznym niekiedy nie ma mechanizmów obronnych zapobiegających przed decyzją mającą brzemienne skutki.
Truizmem jest stwierdzenie, że ludzie są omylnymi istotami i popełniają błędy, a w kampanii wyborczej niekiedy składa się obietnice na wyrost i operuje się uproszczeniami. Robert Jervis z Uniwersytetu Columbia wnikliwie przeanalizował rożne przykłady, dlaczego tak się dzieje, że liderzy byli skłonni podejmować poważne ryzyko, opierając się w głównej mierze na przesądach, uprzedzeniach i dysponując niepełnym obrazem. Główną osią analizy Jervisa była zimnowojenna rywalizacja pomiędzy USA i ZSRR, a dokładniej uwarunkowania psychologiczne decydentów w Moskwie i Waszyngtonie, których błędna kalkulacja co do intencji rywala mogła dorowadzić do wojny jądrowej. Jervis opisywał psychologiczne aspekty procesu decyzyjnego, predyspozycji i poglądów decydenta i jego otoczenia, co zapoczątkowało istotny nurt badań nad stosunkami międzynarodowymi. Wyłaniał się z tego niezbyt optymistyczny obraz liderów, którzy w sytuacjach kryzysowych mogli błądzić, dokonać błędnej oceny sytuacji, kierując się uprzedzeniami, czy nadreagowując wobec kryzysu czy zagrożenia, co mogło mieć brzemienne skutki.
Odwołując się do wydarzeń począwszy od 1914 do 2022 r. niestety można znaleźć liczne przykładów błędnych rachub, oderwanych od rzeczywistości ocen. Jest ich tak wiele, że odwołam się do zaledwie kilku przypadków. Potwierdza to, co podkreślił Jerrvis, wojny stają się szczególnie prawdopodobne, gdy państwo jednocześnie nie docenia siły przeciwnika i wyolbrzymia jego wrogość.
Odwołując się do pierwszego z przykładów, przed pierwszą wojną światową, decydenci cesarskich Niemiec i Austro-Węgier byli przekonani, że czas nie działa na ich korzyść i zwłoka jedynie umocni przeciwników i przez to redukuje szanse na wojnę błyskawiczną. Przywódcy państw Ententy z kolei, obawiali się, że jeśli okażą najmniejsze zawahanie, to ich sojusze się rozpadną i staną osamotnieni, czyli przerażający koszmar decydentów francuskich, że Paryż stanie sam wobec w ich ocenie agresywnych i silnych militarnie wilhelmińskich Niemiec. Z kolei, władze w Berlinie kalkulowały, że po rozprawieniu z Francją, gwoździem do trumny będzie równie szybkie pokonanie carskiej Rosji, a Wielka Brytania ogłosi neutralność. Miało być błyskawicznie, a była niezwykle krwawa i długa wojna przemysłowa. Gdyby decydenci o tym wiedzieli przed….
Natomiast największym błędem autorów polityki appeasementu było przekonanie, że Hitler zaakceptuje, wydawało się rozsądne dla niego rozwiązanie. Zupełnie nie doceniono agresywności hitlerowskich Niemiec i traktowania przez Berlin kompromisu jako dowodu słabości. Gdyby Anglicy i Francuzi szybciej właściwie odczytali Hitlera, wojna mogła być znacznie krótsza. Chamberlain wierzył przez moment, że uchronił Wielką Brytanię wraz z Europą przed wojną i to za cenę wydawało się stosunkowo niewielkich jego zdaniem ustępstw terytorialnych wobec III Rzeszy, nie własnym, a kosztem nieszczęsnych Czechów. Niechlubnym symbolem naiwności, a nawet zdrady stało się Monachium. Co gorsze, mimo tych doświadczeń, że Hitler szczycił się, że złamał wszelkie reguły, nadal w 1940 r. po upadku Francji, niemała część polityków brytyjskich była przekonana, że jedynym ratunkiem przed pewną klęską było porozumienie się z wodzem III Rzeszy. Dżentelmeni myśleli, że Hitler nie uczyni z dumnego Albionu satelity i nie zrujnuje Imperium Brytyjskiego. Szczęśliwie, że nie musieli boleśnie się o tym przekonywać.
Podobnie przywódcy cesarstwa Japonii byli słusznie przekonani, że czas działa na ich niekorzyść, że USA rosną w siłę, a mianowicie stale rozwijają marynarkę wojenną i nie tylko. Przekalkulowaniem okazało się, że jak uderzą w Pearl Harbor i po zadaniu dalszych druzgocących ciosów Amerykanom na przełomie 1941 i 1942 r., Waszyngton zdecyduje się na wycofanie z Pacyfiku i zostawi wolną rękę Japończykom. Decydenci japońscy nie byli, aż tak naiwni, zdawali sobie sprawę, że mają około 55% szans na wygranie wojny na Pacyfiku z Amerykanami i jeśli uda im się ten cel osiągnąć, to za cenę utraty połowy floty. Nie docenili potęgi i determinacji USA by utrzymać swoją obecność na Pacyfiku, a nawet ją umocnić.
W czasie kryzysu karaibskiego w październiku 1962 r. Chruszczow nie docenił Kennedy’ego, bowiem był przekonany, że Amerykanie przełkną radzieckie rakiety zainstalowane na Kubie z głowicami jądrowymi wymierzonymi w główne amerykańskie miasta. W pewnej chwili obie strony dzieliło bardzo niewiele od konfliktu jądrowego. W największym kryzysie, prezydent Kennedy wciąż liczył na to, że jeśli dojedzie do konfliktu to będzie on miał charakter konwencjonalny. Dobrze, że nie trzeba było testować tych wyobrażeń i obaj decydenci cofnęli się znad krawędzi.
„Teoria domina” jest kolejnym niechlubnym dowodem upartego przekonania, że komunizacja Wietnamu nieuchronnie zaczerwieni Azję Południowo-Wschodnią. Amerykańscy decydenci polityczni i wojskowi nie docenili olbrzymiej determinacji Wietkongu, a także zupełnie nie potrafili zrozumieć, że dla części Wietnamczyków komunizm był formą walki o niezależność ich kraju i byli zaprawienie w bojach z kolonialną Francją. Wietnamczycy byli gotowi na gigantyczne ofiary by doprowadzić do wycofania sił amerykańskich.
Wydawało się, że „syndrom wietnamski” otrzeźwi zwolenników interwencji zbrojnych. Nic bardziej mylnego. Po 11 września 2001 r. prezydent George W. Bush był pod wpływem neokonserwatywnych doradców i ich wyobrażeniu o konieczności wykorzystania jednobiegunowej chwili, a mianowicie, Stany Zjednoczone dysponując olbrzymią przewagą militarną powinny prowadzić interwencje by nijako przyspieszyć demokratyzację Afganistanu, Iraku, Syrii czy Iranu i wciągnąć te państwa w orbitę USA. Iracki reżim Saddam Husajna oskarżono o posiadanie broni masowej zagłady i jak się wkrótce okazało rozpoczęto interwencje zbrojną pod fałszywą flagą. Decydenci nakręcili narrację i wpływali na agencje wywiadowcze by potwierdzały ich rewelacje, co im się niestety udzieliło w fabrykowaniu dowodów, bo przecież Saddam był groźny. Ponadto, nie doceniono skali trudności budowy demokratycznego państwa w Afganistanie i Iraku i mimo znacznych środków nie udało się tego celu osiągnąć w Afganistanie, a Irak wciąż jest areną ostrej rywalizacji pomiędzy różnymi frakcjami politycznymi, także odzwierciedlających podziały klanowe, nie mówiąc o podziałach na Szyitów, Sunnitów czy Kurdów. Koszty zdecydowanie przerosły korzyści. W sierpniu ubiegłego roku, po nagłym wkroczeniu Talibów do Kabulu, był blamażem dla wycofujących się Amerykanów. Siły afgańskie i rząd, z takim trudem mozołem budowane rozleciały się niczym domek z kart.
No i ostatni przykład – jakże wymowny. Wciąż zapewne będą analizowane przesłanki decyzji Putina o pełnoskalowej zbrojnej agresji przeciw Ukrainie. Przywódca Rosji przyzwyczaił ekspertów do działań agresywnych, ale na mniejszą skalę i gdy miał pewność, że wygra. Przykładów wiele: Czeczenia, kryzys gruziński 2008 r, Krym i Donbas w 2014 r. Dlaczego Putin odstąpił od ostrożnych i skalibrowanych działań niewielkich zdobyczy terytorialnych i poszedł na całość? Jakie za tym kryły się kalkulacje? Wydaje się, że można w oczywisty sposób wytłumaczyć, że Putin rządzący Rosją od ponad dwudziestu lat zatracił zdolność krytycznej oceny sytuacji, a jego otoczenie jedynie rezonowało we właściwy dla niego sposób. Być może po latach badacze dostaną się do archiwów, a także uda im się dotrzeć do relacji współpracowników Putina by lepiej zgłębić proces decyzyjny ukierunkowany na wojnę. Można już teraz powiedzieć, że prezydent Rosji nie docenił determinacji Ukraińców, a także stosunkowo szybkiej reakcji Zachodu, łącznie z pomocą wojskową dla sił ukraińskich i nałożonego reżimu sankcyjnego. Niestety trudno o optymizm, że pomimo trudności i rosnących kosztów Putin nagle zmieni swój światopogląd i odpuści Ukrainie i nie będzie chciał z niej utworzyć nowej Białorusi. Być może, a to spekulowanie, gdy koszty zaczną zagrażać stabilności sytemu władzy, Putin dojrzeje do kompromisu. Jaki będzie miał wówczas charakter? I czy będzie akceptowalny dla Kijowa? Być może, zakończenie wojny będzie dopiero możliwe wraz z odejściem Putina, ale nie można na tym budować strategii i należy uwzględnić różne warianty pośrednie i taki, że konflikt będzie trwał jeszcze wiele lat.
Czy teoria Jervisa o błędnym postrzeganiu, a mówiąc najoględniej nie docenienie przeciwnika i jego determinacji może doprowadzić do o wiele gorszego konfliktu pomiędzy Chinami a USA, czego początkiem może być inwazja chińska na Tajwan? Wydaje się, że obie strony mają świadomość olbrzymich kosztów i zejdą w odpowiednim momencie ze ścieżki eskalacji. A co będzie, jeśli tego nie uczynią? Skutki takiej konfrontacji wepchnęłyby obydwa państwa w głęboki kryzys, nie mówiąc o załamaniu się koniunktury i światowej recesji Odwołując się do badań prowadzonych przez Jervisa, pesymista może powiedzieć, że Xi Jinping i jego wąskie otoczenie najbliższych doradców mogą popełnić błąd w założeniach, bowiem trudno być krytycznym wobec autokraty. Nie oznacza to wcale, że przywódcy USA są wolni od popełniania błędów. Być może jeszcze obecny, a zapewne przyszły lokator Białego Domu będzie skłonny do podejmowania jeszcze bardziej ryzykownych decyzji, które mogą przyśpieszyć konfrontację z Chinami. W pułapce Tukidydesa, która stała się popularną formułą, mówi się o obawach USA przed zbyt szybko rosnącymi w siłę Chinach i konflikt jest nieuchronny z powodów strukturalnych, bowiem nie będzie miejsca dla dwóch hegemonów. Czy wizja pułapki zakleszczającej w żelaznym uścisku, uchroni świat przed błędną percepcją decydentów amerykańskich i chińskich?
Podsumowując, niestety mamy do czynienia z wieloma przykładami mylnych wyobrażeń i niedocenienia uwarunkowań i przeciwności. Przywódcy, gdy już zdecydują się na użycie siły, żywią przekonanie, że to jedyny skuteczny sposób rozwiązania problemu i korzyści zdecydowanie górują na kosztami. Niejednokrotnie ich decyzje wywołują lawinę negatywnych skutków i strat. Historia wciąż nam o tym przypomina.
Podejście Jervisa ma także zastosowanie do zbadania i zdiagnozowania złożonych relacji między państwami. Pozwala zgłębiać motywy, wyobrażenia czy kalkulacje w odniesieniu do współpracy międzynarodowej, by wskazać na różne uwarunkowania percepcji decydentów, co powinno usprawnić proces komunikacji pomiędzy nimi, a także umożliwić rozwijanie różnych form współdziałania, co może być trudną sztuką, szczególnie powodu sprzecznych interesów.
Po 24 lutego 2022 r. takie zadanie jest o wiele bardziej złożone, bowiem wciąż borykać musimy się ze skutkami agresji Rosji przeciw Ukrainie, a to boleśnie uświadomiło, że utarta clausewitzowska fraza nadal jest aktualna, a mianowicie, że wojna jest kontynuacją dyplomacji tylko innymi środkami. I w takiej rzeczywistości nolens volens jesteśmy zanurzeni.

Bibliografia
Robert Jervis, Perception and Misperceptions in International Politics (Princeton, I976),
Robert Jervis, War and Misperception. The Journal of Interdisciplinary History, Vol. 18, No. 4, The Origin and Prevention of Major Wars (Spring, 1988),
Robert Jervis, Why Intelligence Fails: Lessons from the Iranian Revolution and the Iraq War, (Cornell University Press 2011).