Dziewczyny z Pussy Riot (Marija Alochina, Jekatierina Samucewicz i Nadieżda Tołokonnikowa) zostały uznane za winne chuligaństwa motywowanego nienawiścią religijną (cokolwiek to znaczy). Grozi im siedem lat łagru. O tym, że jest to jawna niesprawiedliwość, atak na wolność słowa, dowód na autorytaryzm (a nawet totalitaryzm) Putina i skorumpowanie Kościoła prawosławnego nie muszę chyba pisać, mam bowiem szczerą (choć może i naiwną) nadzieję, że jest to świadomość powszechnie podzielana.
W historii tej interesuje mnie na czym polega według rosyjskiego sądu 'nienawiść religijna', (bo 'chuligaństwo' jeszcze potrafię jakoś zrozumieć)? Czy dziewczyny nawoływały do przemocy? Czy w swoim wystąpieniu (modlitwie) w jakikolwiek sposób negatywnie odwoływały się do kościoła prawosławnego, patriarchy Cyryla, cerkwi lub jakiejkolwiek innej religii? Oczywiście odpowiedź brzmi nie, jedyny negatywny element ich akcji skierowany był do władzy. A zatem logicznie wnioskując, w Rosji religią jest również rząd, a przedmiotem czci prezydent Putin. 'Religia jest opium ludu' (sic!). Marks przewraca się w grobie, bolszewicy zresztą też.
Inna interesująca kwestia w tej historii, to wizja tego, co by się stało gdyby Pussy Riot weszły do polskiego kościoła i w trakcie mszy zainicjowały modlitwę 'Boże przegoń Jarosława Kaczyńskiego', albo (co tam, nie bądźmy małostkowi i tak już nie ma różnicy pomiędzy PO a PiS) 'Matko Boska Częstochowska proszę strąć Tuska ze stołka'? W Polsce poza oskarżeniem o chuligaństwo, dziewczynom zarzucono by zapewne ukochaną przez Rodaków obrazę tzw. uczuć religijnych czyli sławny art. 196 Kodeksu Karnego ("Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2."). Artykuł, który notabene częstokroć stoi w sprzeczności - a raczej jest w takiej formie wykorzystywany - z art. 54, ust. 1 Konstytucji RP ("Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji"), ale już nie czepiajmy się. Co to właściwie są te uczucia religijne i jak można je obrazić? Uczucia, według definicji psychologicznej to nic innego jak interpretacje emocji, te z kolei definiowane są jako stany psychiczne lub procesy wywołane poruszeniem umysłu, spowodowane bodźcem zewnętrznym. Wszechwiedząca Wikipedia objaśnia, że źródłem tych stanów są bodźce odbierane przez zmysły (Bóg?), przedmioty lub obiekty (Bóg?), dążenie do zaspokajania potrzeb (Bóg?), kontakt z samym sobą (Bóg?) lub słowa (Bóg?). Psychologia wyróżnia jeszcze afekty (uczucia powstające pod wpływem silnych bodźców zewnętrznych), nastroje (uczucia o spokojnym przebiegu, mniejszym nasileniu i dłuższym czasie trwania) i sentymenty (czyli postawy emocjonalne). Za bardzo nie widzę miejsca na religię w tych definicjach, najbardziej chyba pasują sentymenty. A zatem czym jest owa obraza sentymentów religijnych? No na przykład fiut na krzyżu, bo przecież krzyż jako 'przedmiot czci religijnej' charakterystyczny desygnat jedynie dla katolicyzmu, no i może jeszcze dla szpitali, nie może być łączony z męskimi genitaliami. Wiadomo przecież, że Jezus Chrystus (którego symbolizuje krzyż, a raczej w kontekście polskim, który symbolizuje krzyż, bo wszystko tak naprawdę sprowadza się w Polsce do krzyża) nie miał genitalii, a każdy katolik, który owe narządy posiada, powinien się tego wstydzić i wszelkimi możliwymi sposobami je zakrywać, wypierać, chować a najlepiej w ogóle je zlikwidować. Co jeszcze może obrazić uczucia religijne? Gej na okładce magazynu młodzieżowego z krzyżykiem na szyi, Madonna, plakaty filmowe z łonem kobiecym, poprzebierane zespoły muzyczne, które krzyczą, brzozy na pasie startowym, koncerty muzyczne w nieodpowiednim czasie, no i oczywiście Doda wypowiadająca się 'obraźliwie' o Biblii, która jak wiadomo jest własnością na zasadzie praw autorskich wyłącznie katolików. J. M. Coetzee w eseju Obrażanie się pisze, że "obrażają się nie tylko słabi lub ci, którzy znajdują się w sytuacji podporządkowania. Wydaje mi się jednak, że we wszystkie przypadki obrażania się wpisane jest przeczucie, iż władza, którą posiadamy, zostanie nam zagrabiona."
Gdy w zeszłym roku Artur Żmijewski wystawiał 'Msze' w Teatrze Dramatycznym poszedłem na ten spektakl z przekory. Chciałem aktywnie uczestniczyć w tej - jak mi się wtedy wydawało - prowokacji, a nawet bluźnierstwu, no bo czym jest wystawienie jeden do jeden mszy świętej w teatrze? Wydawało mi się, że Żmijewski poprzez ten spektakl chciał w kontestacyjnym geście artystycznym skrytykować polski kościół katolicki, obnażyć jego hipokryzję i świadomie obrazić uczucia religijne. W trakcie oglądania z minuty na minutę mój wojowniczy nastrój pierzchł, wbrew sobie (nie uważam się za katolika, choć byłem wychowany w religii katolickiej) doznałem obecność sacrum. Zdaję sobie sprawę z tego jak to brzmi, ale tak było. Moja chęć wyśmiania religii katolickiej zniknęła, pragnąłem w pełni niczym wierzący uczestniczyć w tym misterium. Nie wiem jak reagowali na ten spektakl wierzący katolicy, czy czuli, że Żmijewski obraził ich uczucia religijne, wiem tylko to, że sam chcąc 'obrazić' uczucia religijne katolików, doznałem czegoś wprost przeciwnego, poczucia obcowania z ich świętością. Spektakl ukazał jak bardzo msza święta, w ogóle wszelki religijne misteria, są potrzebne społeczeństwu. W pewien sposób poprzez bluźnierstwo (jakby nie patrzeć przeprowadzenie mszy świętej w nie świętym miejscu, przez osobę świecką jest bluźnierstwem) zwrócił mszy jej świętość, którą poprzez nadmierne zaangażowanie się w politykę, hipokryzję, konformizm społeczny i ekonomiczny utraciła. Teatr Żmijewskiego okazał się mniej teatralny i bardziej autentyczny, od prawdziwej mszy świętej. Czy na tym nie polegał również gest dziewczyn z Pussy Riot?
W ostatnim odcinku serialu Newsroom (najlepszego obecnie amerykańskiego serialu, gorąco polecam), ekipa przygotowuje próbną debatę polityczną, w której mają wystąpić republikańscy kandydaci na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Chronologia serialu jest o rok wstecz, zatem jedną z debatujących ma być Michele Bachman. Zastanawiając się jakie pytanie można by jej zadać, jedna z bohaterek, Maggie, proponuje by spytać się Bachman jak brzmi głos Boga. Jest to aluzja do wielokrotnie powtarzanej przez nią teorii, że sam Bóg kazał jej (dosłownie, jej to powiedział) startować w wyborach prezydenckich. Wszyscy stwierdzają, że nie mogą zadać tego pytania gdyż obrazi ono 'uczucia religijne' chrześcijan. Maggie podkreślając, że sama jest gorliwie wierzącą chrześcijanką stwierdza, że to właśnie Bachman, mówiąc takie rzeczy obraża jej uczucia religijne. Bo albo rzeczywiście słyszy Boga, tym samym jest prorokiem i wtedy trzeba na nią głosować albo bluźni. Nie jestem katolikiem, nie uczęszczam na msze święte, ale gdybym był, pewnie czułbym się obrażony tym, co w Polsce mówi się z ambon lub jak szkaradnie a nawet bluźnierczo wykorzystuje się 'przedmioty lub miejsca czci religijnej' w dyskursie medialno-politycznym i bynajmniej nie przez tych zdegenerowanych anarchistów, artystów, pisarzy czy intelektualistów, lecz przez głowy Kościoła, księży, wierzących katolików i bogobojnych polityków. To ich trzeba postawić przed sądem za obrazę uczuć religijnych i skazać na co najmniej 2 lata więzienia (bo łagrów - niestety w tym przypadku - nie mamy). Przy polskich prawicowych bluźniercach, obrażających uczucia religijne i katolikach szerzących nienawiść religijną Pussy Riot to Mała Mickey.
SPROSTOWANIE
W czasie pisania tekstu nie było jeszcze wyroku. Pussy Riot dostały dwa lata. Poza tym nie dysponowalem dobrym tłumaczeniem ich modlitwy (a niestety nie znam rosyjskiego) w której rzeczywiście padają inwektywy w stosunku do patriarchy Cyryla.