Po jesiennej wizycie Hilary Clinton, Birma, przestraszona coraz większymi wpływami Chin w regionie, postanowiła otworzyć się na Zachód. A to oznacza respektowanie zachodnich standardów i demokratyzację. Rządzący Birmą generałowie, muszą osiągnąć porozumienie ze stroną opozycyjną.
Wielu analityków wskazuję na olbrzymie podobieństwa z Polską 1989 roku: dyktatura generałów, która straciła oparcie w społeczeństwie popierające opozycje z jej ikoną, laureatką Pokojowej Nagrody Nobla, Ang San Suu Kyi, niezwykle wpływowy w Birmie kler buddyjski. Właśnie wczoraj i to wcale nie Prima Aprilis, odbyły się częściowo wolne wybory do parlamentu, które dla Birmy mogą być tym, czym 4 czerwca 1989 roku okazał się dla III RP.
Chociaż w ostatnich tygodniach, zdarzało mi się komentować sytuację w Birmie ( którą kilkukrotnie odwiedziłem) to jednak nie jestem w stanie uczynić tego tak jak mój dobry znajomy i nasz ekspert Michał Lubina, który z Birmy właśnie wrócił i obserwował kampanię wyborczą, a w sprawach tego kraju jest prawdziwym specem. Dlatego oddajmy mu głos: