Dlaczego tak to wygląda? Skąd ta ciągła prowizorka? Ano stąd - i to jest zawsze pierwsza i najważniejsza sprawa - że my w systemie mamy za mało pieniędzy. A pieniędzy mamy za mało dlatego, że nie ma społecznej zgody na to, żeby podnieść składkę, albo zamiast zwiększyć składkę zapłacić podatek na zdrowie.
Co można dziś powiedzieć na temat tego, co się dzieje w naszym systemie zdrowotnym? Na pewno, że jest w trakcie reformy. To zawsze można powiedzieć w ciemno! Odkąd zajmuję się doradzaniem w ochronie zdrowia - a robię to od kilkudziesięciu lat! - my wiecznie jesteśmy w trakcie reformy. Zaczynałem doradzać placówkom ochrony zdrowia, głównie szpitalom, w latach dziewięćdziesiątych, kiedy powstawały kasy chorych. To była reforma! O książeczkach RUMowskich politycy AWS-u mówili tak rozmarzeni, jakby to miały być książeczki czekowe. Nasz pacjent, nasz pan. Pieniądze miały iść za pacjentem. Ostatecznie nie wiem, co za nim poszło, ale na pewno nie pieniądze. W związku z czym, SLD zastąpiło kasy chorych Narodowym Funduszem Zdrowia, ale to bynajmniej nie zakończyło reformy. Ona trwa ciągle i do czegoś pewnikiem ma zmierzać.
Dlaczego tak to wygląda? Skąd ta ciągła prowizorka? Ano stąd - i to jest zawsze pierwsza i najważniejsza sprawa - że my w systemie mamy za mało pieniędzy. A pieniędzy mamy za mało dlatego, że nie ma społecznej zgody na to, żeby podnieść składkę, albo zamiast zwiększyć składkę zapłacić podatek na zdrowie. W każdym razie: nie ma zgody, by zwiększyć daninę publiczną, zapłacić więcej za ochronę zdrowia. Z drugiej zaś strony mamy oczekiwanie społeczne, że z publicznej ochrony zdrowia obywatel będzie dostawał. Co dostawał? Moim zdaniem dziś obywatele już nie liczą na to, że dostaną wszystko, najlepsze leczenie, najnowocześniejsze leki, to, co „na Zachodzie”. Z moich obserwacji wynika, że w 2020 roku w Polsce pacjenci są zadowoleni, jeśli publiczny system zdrowotny da im w ogóle coś - choćby wizytę u lekarza, badania, diagnozę, standardowe leczenie. Z tym, że nie będą to wysokozaawansowane technologie już się pogodzili, dlatego sami organizują zbiórki na takie właśnie leczenie i jest to akceptowalne i często działa. Wielu pacjentom udaje się opłacać z własnej kieszeni swoje leczenie. System im tego nie da, więc radzą sobie sami.
Co w tym czasie robi państwo? Jak system i kierunek jego rozwoju widzą politycy? Powstaje nowa myśl: sieć szpitali podstawowego zabezpieczenia zdrowotnego finansowanych budżetowo. Dlaczego budżetowo? Bo mówimy już otwarcie, że tylko tyle mamy pieniędzy. Wydawać by się mogło, że można obniżyć jakościowo koszyk świadczeń i zapewnić bazalne, podstawowe świadczenia zdrowotne z tego budżetu, jaki mamy. No, ale co jest tą podstawą? Ratowanie życia? Na pewno. Porody? Jasne, że tak. Świadczeń z zakresu onkologii? W zdecydowanej większości też, oczywiście! A co z kardiologią? Pulmonologią?! Przecież we współczesnym świecie to są choroby cywilizacyjne, a więc - bazalne!
Tyle, że w budżecie jest za mało pieniędzy, by zabezpieczyć finansowanie nawet tych oto świadczeń.
A więc? A więc dzieli się rynek. Sieć dzieli szpitale na różne poziomy zabezpieczenia (coś na kształt dawnej „referencyjności” - widzicie Państwo! Reforma ciągle trwa!) po to by precyzyjnie kierować strumień pieniędzy i tak szpital powiatowy, który kiedyś może i przeprowadzał skomplikowane, drogie operacje, dziś już tego nie robi, bo NFZ uznaje, że lepiej, żeby skupił się na tych rutynowych, a więc tanich i dzięki temu taki szpital - I stopnia - może otrzymywać mniej pieniędzy od szpitala o II czy III stopnia, szpitala onkologicznego czy pulmonologicznego.
Oczywiście pod płaszczykiem tej reformy - którą robimy po to, żeby było tylko lepiej! - kryje się brak pieniędzy nie tylko na wspomniane operacje, specjalistyczne procedury i leki, ale również zatrudnienie odpowiedniej ilości personelu medycznego. Lekarzy mamy za mało, bo część uciekła za granicę, gdzie zarabiają godnie lub więcej, niż godnie, część nie decyduje się na kształcenie w kluczowych, ale trudnych, wymagających specjalizacjach jak onkologia, a część osób, które kiedyś wybrałyby medycynę, dziś z tego rezygnuje, ponieważ zawód stracił na atrakcyjności. Oczywiście - w kraju.
Wróćmy jednak do sieci szpitali. Każdy z nich dostaje z budżetu określone pieniądze i musi się w nich zmieścić, gdyż więcej nie dostanie. Z drugiej strony musi przecież przyjmować wszystkich pacjentów, którzy potrzebują pomocy. Takie jest prawo! Efektem tego jest 14 miliardowe zadłużenie polskich szpitali.
Wieloletnia sytuacja, w której płatnik nie pokrywa faktycznych kosztów świadczeń zdrowotnych doprowadziła do takiego właśnie poziomu długu.
Co robić? Żeby go spłacić wszyscy obywatele musieliby się „złożyć” na te 14 mld zł - skądś trzeba wziąć pieniądze na spłatę! - a przecież to oczywiste, że spłata długu dziś wcale nie rozwiązuje sprawy i nie oznacza, że za chwilę nie będzie kolejnego długu. Nawet więcej - jest pewne, że będzie!
Uczy się zatem szpitale gospodarowania budżetem. Uczy się je umiejscowienia się na rynku świadczeń zdrowotnych w miejscu adekwatnym do swoich zasobów i potrzeb. Monitoruje się również inwestycje w ochronie zdrowia. A jak? Oczywiście tak, by nie powstawały takie, które będą skutkowały zwiększonymi wydatkami.
Brzmi sprytnie? Dobry plan? I na to wszystko, w listopadzie ubiegłego roku, pojawia się wyrok Trybunału Konstytucyjnego, że to państwo musi pokrywać koszty świadczeń zdrowotnych!
Państwo, czyli my. Z czego? Z daniny publicznej, czyli podatku! W jakiś sposób te 14 mld zł musimy spłacić. I znaleźć pieniądze, żeby ten system dalej, na jakimś poziomie, utrzymywać.
Na wdrożenie wyroku TK jest 18 miesięcy. To już niedługo! Państwo musi przejąć obowiązek pokrywania kosztów świadczeń zdrowotnych. I państwo zaczyna to robić. Wprowadza przepisy regulujące rachunek szpitalnych kosztów, by móc je porównywać, kontrolować. Powierza jednocześnie placówkom medycznych wykonanie zadania publicznego z zakresu ochrony zdrowia.
Nazwijmy rzecz po imieniu: w ten sposób przechodzimy do systemu socjalistycznego, powiedziałbym wręcz, że bardzo socjalistycznego! System staje się oto ogólnospołeczny, pozbawiony jakichkolwiek elementów sprzedaży procedur płatnikowi czy wytwarzania zysku przez podmioty lecznicze.
Czy to dobrze? Dobrze! Pod warunkiem, że jako społeczeństwo będziemy gotowi na to by ponieść tak duży koszt reformy!
Dziennikarze zawsze pytają: „Czy składka musi wzrosnąć?”. Nie, dlaczego? A może ona w ogóle zniknie?! Oczywiście zniknie dlatego, że zamieni się w podatek. Pieniądze, które dziś się znajdują w kasie NFZ trafią do budżetu państwa i zostaną zasilone wpływami z podatków.
Nie ważne, proszę Państwa, jak to zrobimy: czy podniesiemy składkę, czy zapłacimy podatek. Jedno jest pewne: musimy za to zapłacić!
A ile? Ile będziemy musieli i ile będziemy w stanie. Oba warunki trzeba rozpatrywać łącznie. I jeśli to nie będzie na tyle dużo, by utrzymywać ochronę zdrowia na poziomie, którego oczekuje społeczeństwo, to otrzymamy rzeczywiście minimalny, podstawowy, bazalny system, a wszystko co ponad - będzie trzeba kupować dodatkowo. Już to znamy i już to praktykujemy! Prywatna ochrona zdrowia ma się bardzo dobrze. Zbiórki na leczenie też już potrafimy organizować. Pojawią się dodatkowe polisy na leczenie. Kto będzie chciał, widział w tym sens i kogo będzie na to stać - będzie się ubezpieczał - a więc płacił - dodatkowo.
Rodzi się tylko pytanie: Czy tak to musi wyglądać? A może jest inne wyjście?
Patrząc na aktualną sytuację polityczną w Polsce - nie. Prawo i Sprawiedliwość jest partią socjalną i tworzy instrumenty socjalne do wspierania szeroko pojętego społeczeństwa, a jednocześnie nie dzieli go na warstwy mniej czy bardziej potrzebujące.
Jeśli wszystkim ma dać równo dostęp do ochrony zdrowia, to tak będzie. Pytanie tylko: do czego tak naprawdę wszyscy otrzymają dostęp?
Oczywiście, że państwo w tym wszystkim będzie widziało, już widzi, grupy szczególne, ale nie z uwagi na pozycję społeczną! To z uwagi na politykę zdrowotną państwa ustala się priorytety i tak priorytetem staje się onkologia. A dlaczego? Dlatego, że dotyczy prawie każdego. Priorytetem jest pediatria, bo inwestycja w zdrowie dzieci to inwestycja w przyszłe, zdrowe społeczeństwo. Brzmi socjalistycznie?
Brzmi socjalistycznie i będzie socjalistycznie, bo w dzisiejszej sytuacji politycznej, w której filozofia partii rządzącej jest taka właśnie, w sytuacji, gdy w gospodarce zaczyna się kryzys, a do tego jest epidemia - to jedyne rozwiązanie. Jedyna możliwość.
I chyba jest też tak, że niczego innego społeczeństwo by dziś nie udźwignęło. Nie udźwignie wyższej składki, a daninę publiczną udźwignie na takim poziomie, który rząd wyznaczy, jako próg wrażliwości.
W tej sytuacji każdy obywatel - bogaty i biedny - musi dziś myśleć o tym, że zdrowie społeczne to tak naprawdę jest jego osobiste zdrowie.
Każde działanie prozdrowotne, każdego pojedynczego obywatela, to jest jego inwestycja - tak, inwestycja! - na przyszłość, bo jeśli o siebie dzisiaj nie zadba, to za chwilę będzie musiał zapłacić za prywatną poradę albo organizować zbiórkę na leczenie, albo wykupić dodatkowe ubezpieczenie.
Bądźmy szczerzy! My dziś w Polsce jako społeczeństwo nie przywiązujemy specjalnej wagi do zdrowia. Nie dbamy o dobre, zdrowe życie.
Moda na bycie fit, moda na bieganie, moda na jedzenie eko? Zgoda. Ale to tylko mody. W dodatku atrakcyjne dla specyficznej, wąskiej, wielkomiejskiej grupy ludzi.
Większość ma podejście takie, że się pali, że się pije, że jak człowiek jest chory to idzie po pigułkę (a teraz nawet nigdzie nie trzeba iść, wystarczy zadzwonić!). A jak się ma raka? To logiczne, że się umiera. Tak samo, jak na zawał.
A to przecież już od dłuższego czasu jest nieprawdą. Medycyna poszła do przodu. I dziś pytanie jest takie, czy się godzimy na to, że jak człowiek ma raka to umiera, czy też się na to nie godzimy? A jeśli nie, to czy bierzemy na siebie mikro inwestycję w postaci dbałości o swoje zdrowie? Czy bierzemy swoje zdrowie na swoje barki czy też przygotowujemy się na to, że my i nasi współobywatele będziemy stanowić istotne obciążenie systemu, który jest systemem publicznym, finansowanym z naszych podatków? Czyli logiczne, że im bardziej go obciążymy, tym wyższe będziemy musieli płacić podatki.
Dziś zadaniem państwa, czyli nas, jest oddłużenie tego systemu i zapewnienie, czyli sfinansowanie jego podstawowego trwania. PiS nie ma innego wyjścia, jak tylko tak właśnie ten system urządzić. Jako socjalny. Mogłaby zafundować prywatne ubezpieczenia, prawda? Wspomóc obywateli poprzez odpisy od podatków? Uważam, że dziś to by nie zdało egzaminu.
Ochrona zdrowia jest dziś w bardzo złym stanie organizacyjnym. Jest zmęczona i poszarpana wieloma reformami, które nigdy nie dochodzą do skutku.
Jedyną dobrze się trzymająca przestrzenią w ochronie zdrowia - dobrze, niedoskonale - jest POZ. Na jego bazie, w mojej ocenie, ten rząd będzie budował nowy system ochrony zdrowia.
To nie będzie żaden cud! Nie posypią się diamenty! Dziś nie walczymy o to, żeby było najlepiej, ani nawet o to, żeby było dobrze, tylko żeby w ogóle było jakoś. Celem reformy, której obserwatorami i uczestnikami dziś jesteśmy jest uchronienie tego systemu przed totalną zapaścią.