Roczny urlop może zniechęcić pracodawców do zatrudniania młodych kobiet. Dlatego należy się zastanowić, jaką przyjąć formułę tych urlopów. Rodzicielskich – a nie macierzyńskich. Te odważne słowa padły dziś z ust Ireny Wóycickiej, minister ds. społecznych w Kancelarii Prezydenta. Wprowadzenie urlopów rodzicielskich to bardzo dobra propozycja. Zarówno z punktu widzenia dzieci, rodziców, jak i pracodawców.
Doktor psychologii, prezes zarządu firmy badawczej INSE Research
Obecne rozwiązania prawne pozwalają matce na wzięcie do 24 tygodni urlopu macierzyńskiego. Mężczyzna może pójść tylko na dwutygodniowy urlop ojcowski (nie tacierzyński!). Młodzi ludzie już na początku pełnienia tak ważnych społecznie ról rodzicielskich otrzymują sygnał od państwa: miejsce matki jest w domu, a ojca w pracy. Pracodawcy też o tym wiedzą i niechętnie zatrudniają młode kobiety lub mniej im płacą, rzadziej wysyłają na szkolenia. Wolą inwestować w mężczyzn z podobnymi kwalifikacjami, bo są bardziej dyspozycyjni i nie ma obawy, że nagle znikną z firmy na pół roku lub dłużej. Taki model wychowania dzieci promowany przez istniejące rozwiązania prawne, choć zgodny z tradycyjnym rozumieniem rodziny, jest oznaką dyskryminacji kobiet na rynku pracy, a mężczyzn w sferze życia rodzinnego. Powinno się to zmienić. Premier w ostatnim expose zapowiedział rewolucję w urlopach macierzyńskich. I dobrze, ale zróbmy przy okazji coś więcej, by stworzyć warunki także ojcom do angażowania się w wychowanie dzieci. Mężczyźni wprawdzie nie mogą urodzić dziecka i karmić go własną piersią, ale cała reszta jest w ich zasięgu.
Dlatego dobrym rozwiązaniem jest zlikwidowanie zarówno urlopu macierzyńskiego, jak i ojcowskiego i zastąpienie ich jednym urlopem rodzicielskim. Można sobie wyobrazić różne możliwości podziału takiego urlopu pomiędzy rodziców. Leszek Kostrzewski i Piotr Miączyński na łamach Gazety Wyborczej proponują by 3 z 12 miesięcy zapowiadanego przez premiera urlopu były zarezerwowane tylko dla ojców. Można pójść dalej – dr Piotr Krajewski proponuje 6 miesięcy dla matki i 6 miesięcy dla ojca. Jeśli rodzice nie wykorzystają swojej części, to i tak nie mogliby przekazać prawa do niej drugiemu rodzicowi. To rozwiązanie ma dobre strony, bo wywiera delikatny nacisk na ojców, by angażowali się w wychowanie dziecka i jest sygnałem ze strony państwa, że prawo podobnie traktuje matki i ojców. Jednak jest to narzucanie sztywnego podziału i określonego modelu wychowania. Znów państwo decydowałoby za obywateli.
Inną możliwością jest pozwolenie rodzicom na znaczną dowolność w podziale urlopu. Rodzina rodzinie nie jest przecież równa. Każda ma swoje indywidualne potrzeby, światopogląd, możliwości zawodowe. Dowolność podziału urlopu rodzicielskiego jest może mniejszym krokiem na drodze do równouprawnienia kobiet i mężczyzn w kwestii rodzicielstwa, ale za to zakłada dobrowolność, a to samo w sobie jest wartością. Pośrednim rozwiązaniem byłoby domyślne przypisanie 6 miesięcy urlopu rodzicielskiego matce i 6 miesięcy ojcu z pozwoleniem na zrzeczenie się swojej części na rzecz drugiego rodzica. Taka możliwość i tak w praktyce spowoduje, że w pierwszym okresie znacznie częściej mężczyźni będą przekazywali swoją cześć urlopu kobietom. Jednak odsetek ojców chcących skorzystać z prawa do wychowania będzie z czasem rósł, wraz ze zmianą podejścia społeczeństwa do kwestii współdzielenia obowiązków rodzicielskich.
A co w przypadku rodzin niepełnych? Oczywiście rodzic samotnie wychowujący dziecko powinien mieć prawo do całości urlopu rodzicielskiego. Niezależnie od tego, czy chodzi o matkę, czy o ojca.
Obrońcy status quo powiedzą, że to tylko nazewnictwo, że przecież już dziś kobieta pod pewnymi warunkami może zrzec się części urlopu macierzyńskiego na rzecz ojca. Ale z tego rozwiązania niewielu mężczyzn chce skorzystać. Traktują je jako ostateczność. Bo jak „prawdziwy” mężczyzna może wziąć urlop m a c i e r z y ń s k i? Wszak zgodnie z definicją słownika języka polskiego jest to „płatny urlop przysługujący k o b i e c i e …”. Oczywiście dla części ojców kwestia nazewnictwa nie jest przeszkodą i chwała im za to, ale mężczyzna na urlopie macierzyńskim to wciąż wyjątek.
Zmianom w prawie powinna towarzyszyć kampania informacyjna na temat nowych rozwiązań w zakresie dzielenia się obowiązkami rodzicielskimi. Bo nawet dziś niewielu ojców wie o możliwości skorzystania z części urlopu macierzyńskiego. I nie chodzi mi o namawianie mężczyzn, by zostawali w domach z dziećmi. Chodzi o zwykłe informowanie pracowników i pracodawców, że jest to możliwe, że mężczyzna też ma prawo do aktywnego angażowania się w wychowanie dziecka.
Szczerze mówiąc nie wierzę, by była duża szansa na szybkie zrównanie praw i obowiązków rodzicielskich obu płci. Jednak każdy krok w tym kierunku będzie sukcesem i dodatkowo zwiększy równouprawnienie na rynku pracy. Rząd zachęcił do debaty na ten temat, więc debatujmy. Jeśli nie dziś, to może jutro mężczyzna będzie mógł bez dodatkowych przeszkód być ojcem przez duże „O”, a kobieta pracownikiem przez duże „P”. Z niecierpliwością czekam na propozycje konkretnych rozwiązań ze strony rządu.