Rząd skierował do konsultacji społecznych projekt nowych rozwiązań w zakresie sprawowania opieki nad dziećmi w pierwszym okresie życia. Główna zmiana to wprowadzenie 12 miesięcy płatnego urlopu rodzicielskiego. Do wykorzystania również przez ojców, ale dopiero po 14. tygodniu. Wcześniej państwo mówi kobietom: siedzieć w domu i wychowywać. Mężczyźni mogą, ale nie muszą włączyć się w ten proces. Propozycja rządu to milowy krok jak na nasze dotychczasowe rozwiązania w zakresie opieki na dziećmi. Ale to tylko mały kroczek na długiej drodze, którą przebyły kraje takie jak Szwecja lub Norwegia.
Doktor psychologii, prezes zarządu firmy badawczej INSE Research
Dlaczego krok milowy?
Po pierwsze nowe rozwiązania zachęcą rodziców do zapewnienia dłuższej opieki dzieciom bez oddawania ich w pierwszym roku życia do żłóbków, czy pod opiekę niań lub dalszej rodziny. Niemowlęta wymagają stałej troski, ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Nikt nie zaspokoi potrzeb dziecka w tym okresie tak dobrze jak rodzice. Nie oznacza to oczywiście, że inne formy opieki muszą być dużo gorsze. Można na przykład znaleźć troskliwą i odpowiedzialną nianię, ale nie jest to proste. Z kolei pracownicy żłobków, choćby wszyscy wykonywali swoją pracę z zaangażowaniem, nie mogą poświęcić swoim podopiecznym tak dużo uwagi, jak rodzice w domu. Czasem wybawieniem jest babcia lub dziadek, ale nie zawsze mieszkają blisko wnucząt lub mają czas i ochotę zajmować się dziećmi.
Po drugie bardzo ważna jest zapowiadana zmiana nazwy urlopu macierzyńskiego na rodzicielski. Spotkałem się z opiniami, że to tylko nazewnictwo, że przecież już dziś kobieta pod pewnymi warunkami może zrzec się części urlopu macierzyńskiego na rzecz ojca. Ale z tego rozwiązania niewielu mężczyzn chce skorzystać. Traktują je jako ostateczność. Bo jak „prawdziwy” mężczyzna może wziąć urlop m a c i e r z y ń s k i? Zgodnie z definicją słownika języka polskiego jest to „płatny urlop przysługujący k o b i e c i e …”. Oczywiście dla części ojców kwestia nazewnictwa nie jest przeszkodą i chwała im za to, ale mężczyzna na urlopie macierzyńskim to wciąż wyjątek.
Po trzecie wreszcie mężczyzna będzie mógł wziąć większą część płatnego urlopu rodzicielskiego niż dotychczas. Mógł, nie musiał i dlatego niewielu ojców będzie się decydowało na takie rozwiązanie. Ale z czasem, przy odpowiednim wsparciu informacyjnym ze strony rządu i organizacji pozarządowych, powinno się to stopniowo zmieniać, na rzecz coraz większego angażowania się mężczyzn w wychowanie dziecka. Proces ten jednak będzie bardzo powolny.
Dlaczego to tylko mały kroczek?
Po pierwsze dlatego, że prawo wciąż będzie zmuszało kobiety do przerwania pracy zawodowej na minimum 14 tygodni. Oczywiście wiem, że wiele matek chętnie zostanie nawet dłużej ze swoimi maluchami w domu. To bardzo dobrze, ich dzieci na pewno na tym skorzystają. Ale chodzi o to, by nie zmuszać do takiego rozwiązania tych kobiet, które chciałaby wcześniej, niż po 14 tygodniach od porodu, wrócić do pracy. Bo trzeba pamiętać, że w czasie urlopu rodzicielskiego budują się więzi z dzieckiem, ale równocześnie zrywają się więzi z pracą.
Już słyszę głosy protestu. A połóg? Przecież kobieta musi dojść do siebie w okresie połogu. Tak, w pełni zgoda, ale to nie usprawiedliwia zmuszania jej do przerwania pracy na minimum 14 tygodni. Połóg trwa zazwyczaj około 6 tygodni, czasem trochę krócej, czasem dłużej. Po tym okresie kobieta sama najlepiej będzie wiedziała, czy chce wrócić do pracy czy nie. Rząd nie musi podejmować decyzji za rodziców, wskazując delikatnie, gdzie jest miejsce kobiety. Nie widzę powodu, dla którego mężczyzna nie mógłby zajmować się dzieckiem np. od 10. tygodnia po porodzie, jeśli obydwoje rodzice by tego chcieli. Prawo jednak nie będzie na to zezwalać.
Nie chodzi oczywiście o dążenie do absolutnej symetrii w angażowaniu się obu płci w opiekę nad niemowlęciem. Na pewno wiele kobiet chcących karmić dziecko piersią, będzie w pełni wykorzystywało urlopy rodzicielskie, ale przecież nie wszystkie matki mogą i chcą to robić przez tak długi okres. A mężczyzna, choć nie nakarmi dziecka piersią, wszystkim innym obowiązkom jest w stanie podołać.
Szwedki to mają dobrze
Szwecja od lat zajmuje czołowe miejsca w zestawieniu Mothers’ index rank prowadzonym przez amerykańską organizację Save the Children. Polska wśród 43 najlepiej rozwiniętych państw jest na 28. pozycji. Po wprowadzeniu proponowanych przez rząd rozwiązań, miejsce naszego kraju w opisywanym rankingu poprawi się, ale do czołówki na pewno nie wejdziemy.
W Szwecji nie ma urlopu macierzyńskiego. Kobiety mają prawo wziąć urlop chorobowy już na 60 dni przed porodem. Potem mogą korzystać z urlopu rodzicielskiego. W sumie trwa on 480 dni i jest płatny w wysokości 80% wynagrodzenia. I co najważniejsze: 60 dni z tego urlopu należy tylko do mamy, a 60 tylko do taty. Zostaje 360 dni do r ó w n e g o podziału między rodziców. Jeśli jedno z nich zrzeka się swojej części na rzecz drugiego, musi wypełnić odpowiedni formularz. Urlopu nie trzeba wykorzystywać od razu, można go dzielić na części, a przysługuje on do ukończenia przez dziecko ósmego roku życia. W przypadku gdy rodzic nie ma pracy, urlop rodzicielski jest opłacany przez państwo.
Na wprowadzenie w Polsce części rozwiązań szwedzkich potrzebne są dodatkowe pieniądze. Na to naszego kraju w tym momencie nie stać. Ale na pewno stać nas na politykę równego traktowania obu płci. Nie oznacza ona bezmyślnej symetrii. W Szwecji wciąż to kobiety biorą większość urlopu rodzicielskiego, ale robią to dobrowolnie. I, co równie ważne, szwedzki mężczyzna zostający w domu z dzieckiem nie jest już budzącym zdziwienie wyjątkiem.
W Polsce wciąż zbyt często jeszcze pokutuje stereotyp, że miejsce kobiet jest w domu lub w zakonie, a mężczyzn w pracy lub na ambonie. Dlatego rozwiązania na wzór Szwecji byłyby trudne do przyjęcia, szczególnie dla środowisk popierających tradycyjny podział ról społecznych. Zmiany proponowane przez rząd to jednak krok w dobrym kierunku – milowy jak na Polskę i mały jak na kraje promujące opiekę nad dziećmi z zachowaniem równości praw obu płci.