Mija trzeci miesiąc od kiedy Prawo i Sprawiedliwość objęło władzę. Chaos w polityce wewnętrznej i zagranicznej przerósł najgorsze obawy wielu z nas. Rozniecanie konfliktów, obrażanie Polaków, dzielenie ich na lepszy i gorszy sort to główne narzędzia sprawowania władzy Jarosława Kaczyńskiego (chyba nikt nie ma wątpliwości kto naprawdę pociąga za sznurki w obozie władzy). Po kilku miesiącach zniknęły nam z oczu chyba wszelkie wspólne cele i wartości, które łączyły nas wszystkich. Nie ma już chyba żadnej dziedziny dotyczącej zasadniczych państwowych spraw, w której panowałby konsensus. Polska obecność w Unii Europejskiej została sprowadzona z fundamentu naszej pomyślności do odbierania pieniędzy z unijnej kasy, dziecinnego obrażania się na "rowerzystów i wegetarian" i wspólnego knucia z W. Orbanem jak osłabić i podzielić europejską wspólnotę. Dziś kraj, którego Prezydent działa wbrew konstytucji, a minister sprawiedliwości to człowiek, na którym ciąży wyrok za nakłanianie do składania fałszywych zeznań wygląda na mało poważnego partnera, co poważnie godzi w Polskie interesy w Europie.
Tym, co nas dziś jako kraj charakteryzuje jest konflikt, niepewność i krótkowzroczna buta. Krótkowzroczna, bo jak uczy nie tylko nasza historia, interesy w dzisiejszym świecie realizuje się współdziałając z partnerami, a nie obrażając na nich. Węgry (otwarcie zacieśniające więzy gospodarcze z Rosją) i Wielka Brytania (dążąca do osłabienia UE, a kto wie, może nawet wyjścia z niej) to nie najlepsi partnerzy do realizacji polskich celów. Nasz tradycyjnie najbliższy partner - Niemcy, to w wizji PiS, w najlepszym razie niewygodny sąsiad, nasz drugi bardzo wpływowy partner - Francja, to kraj, z którym mamy zamiar zerwać kontrakt na dostawę śmigłowców dla naszej armii. Coraz głośniejsze są w kuluarach unijnych instytucji głosy, by nie oglądać się na Polskę i dążyć do rozwiązania ważnych problemów bez oglądania się na fochy PiS. W polityce krajowej trwa istna napaść na wszelkie instytucje państwowe od TVP obsadzanej ludźmi z Telewizji Republika po spółki skarbu państwa i służbę cywilną. Ustawa dopuszczająca obszerną inwigilację obywateli i nieodpowiedzialne targi o 500 zł na dziecko zastąpiły debatę o tym, jak ma wyglądać Polska w przyszłości. Na dłuższą metę, to nie może się skończyć dobrze.
Jakie są nasze cele? Jaki model rozwoju powinniśmy wybrać? Co powinniśmy zrobić wobec wyzwań takich jak kryzys migracyjny w Europie (ośli upór w odmowie przyjęcia uchodźców to fakt, jednoznaczne stanowisko, ale nie żadne rozwiązanie) i stale pogłębiający się kryzys na Bliskim Wschodzie? Jak sprawić, by nasza gospodarka stawała się coraz bardziej konkurencyjna, innowacyjna? Co możemy wspólnie zrobić, by przyszłość w Polsce była dla absolwentów wyższych uczelni nie mniej obiecująca niż perspektywa emigracji zarobkowej? To problemy, które dotyczą nas wszystkich, bez względu na to na kogo głosujemy, czy co myślimy o wegetarianizmie. Również ich skuteczne rozwiązanie leży w interesie nas wszystkich. Jaka jest więc nasza racja stanu? Nasz wspólny interes, co do którego zgadzamy się, że jest ważniejszy od jakichkolwiek różnic? W tym momencie nie ma chyba ani jednej takiej kwestii. Jeśli bowiem nawet nasze bezsprzeczne korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej i dobre relacje z sąsiadami są kwestionowane, zabrnęliśmy już chyba w PiSowskim obłędzie za daleko! Pozwoliliśmy Jarosławowi Kaczyńskiemu na zagarnięcie całej dyskusji o naszym kraju i nas samych i obrócenie jej w niekończący się niszczący konflikt. Nie potrafimy znaleźć wspólnego języka ani ze sobą, ani z naszymi partnerami, którzy nie są naszymi wrogami, a sojusznikami. Bez względu na to, jak zapalczywie prezes Kaczyński chce nam wmusić swoją wizję, Niemcy to kraj, który jest naszym sojusznikiem i największym partnerem handlowym, Unia Europejska to opoka naszego rozwoju i pomyślności, dla której nie ma żadnej alternatywy. Przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego, czy obywatele wyrażający swoje obawy o los kraju w manifestacjach to nie zdrajcy i wrogowie, a tacy sami Polacy jak np. ministrowie Ziobro, czy Waszczykowski.
Nie możemy stracić z oczu fundamentalnej prawdy, iż nasze bezpieczeństwo i pomyślność zależy od dobrych i silnych więzi z partnerami w Europie i za oceanem; od ładu wewnątrz naszego kraju, w którym można planować przyszłość bez obaw o nocny rajd służb specjalnych nasłanych przez wyznających jedyną słuszną prawdę. Już raz w naszej historii pozwoliliśmy na to, by konflikty i krótkowzroczność przekonanych o swojej racji grup zrujnowały nasz kraj skazując go na niebyt pod zaborami. Rzeczpospolita została wtedy rozbita od środka przez waśnie, egoizm i brak troski o dobro wspólne. Nieprzyjaźni sąsiedzi łatwo skorzystali z naszego zacofania i konfliktów. Oczywiście nie twierdzę, że grożą nam nowe zabory (do tego trzeba by chyba wyobraźni min. Macierewicza). Chcę zwrócić uwagę na to, do czego może doprowadzić brak wspólnej troski i poczucia odpowiedzialności. Ogólnonarodowa zgoda (pomimo istniejących oczywiście politycznych różnic) po upadku komunizmu, pozwoliła nam dołączyć do NATO i Unii Europejskiej. Osiągnąć sukces, za który jesteśmy na świecie szczerze cenieni i w którym udział mają również politycy obecnego Prawa i Sprawiedliwości. To nasze wspólne, niezaprzeczalne osiągnięcie, które wszyscy mamy świeżo w pamięci! Nie zapominajmy o tym, co potrafimy osiągnąć, jeśli pomimo różnic działamy razem dla naszego kraju. Bo bez względu na różne wizje, narracje o naszym kraju, mamy tylko jedną Polskę. Jeśli pozwolimy prawicowym radykałom, na to by ją zrujnować, przegramy wszyscy.