Dakar już za nami. Jestem szczęśliwy mogąc napisać te słowa. Nie tylko dlatego, że były to niezwykle ciężkie dwa tygodnie, ale przede wszystkim dlatego, że dał nam tyle powodów do radości. Był to przełomowy rajd dla reprezentacji Polski - Poland National Team, a dla mnie ogromne szczęście z powodu zespołowego i indywidualnego sukcesu.
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
W niedzielę odbyła się oficjalna ceremonia zakończenia zmagań i uhonorowania uczestników. Co roku wygląda ona niemal tak samo i tak naprawdę niewiele różni się również od ceremonii rozpoczęcia zmagań. Pojawiają się tysiące kibiców, media z całego świata, słychać nierównomierny rytm, strzelających migawek aparatów. Na rampie pojawiają się kolejne pojazdy i ich załogi. Na finiszu, w przeciwieństwie do startu jest ich mniej (na ogół mniej niż połowa uczestników kończy Dakar), niektóre są brudne, ciągnięte na linach, bo i machający wesoło, zmęczeni zawodnicy czasem wpychają samochody na metę ostatniego etapu siłą własnych rąk. Z twarzy kierowców bije zmęczenie, brak snu, niedożywienie, ale również ogromna radość, że oto dotarli do celu.
Ceremonia w Santiago de Chile była jednak historyczna pod trzema względami. Zacznę może od tego najmniej bliskiego nam - Polakom, ale niezwykle interesującego. Po trzech próbach metę w końcu osiągnął mieszkający w USA Argentyńczyk Luis Belaustegui. Co w tym wyjątkowego? Otóż pokonał ponad osiem tysięcy kilometrów motocyklem KTM150 z silnikiem dwusuwowym. To naprawdę niesamowity wyczyn, bo to jest motor bardziej młodzieżowy, nieprzygotowany do jazdy w tak trudnym terenie. Jego wyczyn można porównać do próby objechania świata dookoła syrenką. Na poprzednich Dakarach zatrzymywały go awarie, ale również kontuzje - złamał nogę, nadgarstek, uszkodził kolano. Na tym Dakarze też miał wiele przygód, ale dotarł do mety.
Druga historyczna chwila, to wygranie klasyfikacji kobiet przez Camelię Liparoti. Jadąc na quadzie teoretycznie nie miała ona szans z zawodniczkami na motocyklach, jak choćby wielokrotną mistrzynią świata w trialu Laią Sanz. Osiągnęła to dzięki swoim niesamowitym umiejętnościom i ogromnej determinacji. Mnie ten sukces cieszy dodatkowo, bo przyłożyliśmy do niego swoją rękę. Serwisem quada Camelii zajmowali się moi mechanicy - Jarek Zając i Jarek Małkus. Zabraliśmy ją do naszej ciężarówki, a jej odnową biologiczną zajmował się Staszek Czopek. Jej konsekwencja i determinacja były jednak najważniejsze i nie znam drugiej takiej kobiety wśród tych startujących w rajdach. To jest prawdziwa Juta Kleinschmidt quadów.
Wreszcie trzecia i najważniejsza historyczna chwila. Na podium pojawiła się cała reprezentacja Polski w komplecie. Wszyscy zawodnicy, którzy startowali w Dakarze poza nieobecnymi już Krzysztofem Hołowczycem i Szymonem Rutą - załogi samochodów i ciężarówek, Łukasz Łaskawiec z teamem i ja z moim niezastąpionym zespołem, wszyscy mechanicy i pracujący z nami ludzie. Podczas mszy, w której uczestniczyliśmy w dniu przerwy od ścigania nie było mechaników, bo musieli pracować nad maszynami i nie mogli sobie pozwolić nawet na godzinę przerwy. Tym razem nie zabrakło nikogo! To była wspaniała i symboliczna chwila!
Xavier Gavory z ASO, jak nas wszystkich zobaczył tak się przestraszył, że prosił, abyśmy zrezygnowali bo to za dużo ludzi. Organizatorzy chyba nawet nie wiedzieli, że tylu Polaków wzięło udział w tegorocznym Dakarze. Myślę, że zrobiliśmy na nich ogromne wrażenie i będzie to przemawiać za wprowadzeniem dodatkowej klasyfikacji narodów, którą już zaproponowaliśmy, a która wzbudziła spore zainteresowanie ASO.
Mam w sobie ogromną wiarę, że ten Dakar dla polskich rajdowców był przełomowy i będzie to dla nas dopiero początek pięknej drogi. Dotychczas jeździliśmy pojedynczo, a teraz po raz pierwszy jako reprezentacja narodowa. Mogę tylko marzyć, żeby w przyszłym roku na mecie byli z nami Krzysztof Hołowczyc, Szymon Ruta i więcej niż trzech motocyklistów. Moje marzenia ostatnio często się sprawdzają, więc sobie na nie pozwolę i kto wie, co będzie za rok.
Bez żadnych wątpliwości największe wrażenie na mnie zrobiło to, co zobaczyłem w oczach reprezentantów Polski - wielki entuzjazm, który przebijał się przez ogromne zmęczenie. Wielu z nich, od kierowców po mechaników, weterani Dakaru, przychodziło do mnie mówiło: "Dokonałeś niesamowitej rzeczy. To jest niesamowite, że jesteśmy tutaj razem". To jest wielka przyjemność. Kiedy jest się w jakiejś dziedzinie pionierem, to przychodzą momenty bardzo ciężkie. Wiatr zawsze wieje pionierom w oczy, bo nie chowają się za niczyimi plecami. Niedziela była dniem, kiedy pionier został wynagrodzony. Dlatego z radością patrzę na czekające nas wyzwania i wspólną pracę, dzięki której z pewnością osiągniemy kolejne sukcesy!