Dakar skończył się niemal dwa tygodnie temu, ale we mnie jest cały czas żywy. Nie pozwalają mi o nim zapomnieć bliscy, znajomi i kibice, którzy, jak mnie zapewniają, śledzili całą rywalizację z wypiekami na twarzy. I właśnie to sprawia, że na myśl o zmianie, jaka zaszła w tym roku, nie przestaję się uśmiechać.
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
W poprzednich Dakarach bardzo smutne było dla mnie to, że przyjeżdżałem na metę na najwyższej pozycji wśród Polaków, ocierałem się o podium, albo na nie wskakiwałem, a kibice mieli do mnie pretensje. Mówili: "Słyszałem, że nieźle jedziesz, nawet gdzieś była migawka, ale nie można tego nigdzie zobaczyć. Dlaczego?". Teraz nastąpiła zmiana o 180 stopni. Od powrotu do kraju nie spotkałem osoby, która nie wiedziałaby, że Dakar się odbył, że startowała w nim reprezentacja Polski, że również w niej byłem i zająłem miejsce na podium. Co więcej nawet osoby, które nie interesowały się dotąd sportami motorowymi, nagle nie mogły oderwać się od telewizorów i komputera, śledząc każdy ruch kierowców Poland National Team.
Oznacza to, że razem z TVP, TVN, PSP, a potem także Polsatem i Onetem udało nam się skonstruować dobry przekaz, który dotarł do wielu kibiców. Pokazaliśmy im, że o nich dbamy, bo przecież nie możemy spodziewać się dopingu, jeśli nie dajemy możliwości oglądania naszej rywalizacji. Na bezdrożach Ameryki Południowej zostawiamy krew, pot i łzy. Wygrywamy ze swoimi słabościami i jako reprezentacja robimy to też po to, żeby pokazać nasze wysiłki i sukcesy kibicom w kraju. Wykonaliśmy naprawdę wielki, jakościowy skok, jeśli chodzi o świadomość i wzbudzenie zainteresowania wśród naszych rodaków.
W tym roku było znakomicie i miałem bardzo radosny powrót, który był spowodowany nie tylko wynikiem moim, czy Adama, ale przede wszystkim tym, że Polska zaczęła aktywnie dopingować reprezentację i żyć Dakarem.