Wybrzmiał ostatni akord tegorocznego sezonu w rajdach cross-country – Baja Portalegre. Była to dla nas wszystkich niezwykle przyjemna chwila, bo oto Krzysiek Hołowczyc zdobył Puchar Świata. Jest to osiągnięcie historyczne, ponieważ to trofeum jeszcze nigdy nie zostało zdobyte przez polskiego kierowcę samochodu. Jest to osiągnięcie indywidualne, ale pokazuje, że jesteśmy mocni jako reprezentacja. Co więcej nie zaczynamy liczyć się w rajdowej czołówce naszego globu, ale już w niej jesteśmy!
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
Kilka tygodni przed finałową rundą rozmawialiśmy z Krzyśkiem. Mówiliśmy o tym jak doskonałym wynikiem byłoby trzecie lub drugie miejsce. O pierwszym nie wspominaliśmy – choć wciąż były na nie spore szanse – bo nie chcieliśmy zapeszać. Życie pokazuje jednak, że jeśli robi się coś solidnie i osiąga się w tym pewną doskonałość, to do człowieka uśmiecha się również szczęście. Tak jest w sporcie. Tak jest w przypadku „Hołka”, którego ominęły problemy techniczne i rajdowe niespodzianki. Zaprocentowała jego wieloletnia praca, niezwykle solidna szkoła rajdowa i ogromna determinacja. Te elementy w połączeniu ze wsparciem od takich sponsorów, jak Lotto, Mini BMW i Monster doprowadziło go na sam szczyt.
To jest prawdziwie historyczne osiągnięcie. Jeszcze nigdy Polak siedzący za kierownicą samochodu nie zdobył Pucharu Świata. A Krzysiek uczynił to w świetnym stylu, wygrywając z takimi tuzami jak Nani Roma, czy Jean-Louis Schlesser. Jestem szczęśliwy i dumny, że filar naszej rajdowej reprezentacji osiągnął tak znaczący sukces. Rozpiera mnie również radość, że obaj wywalczyliśmy w tym roku trofeum, pokazując rosnącą siłę polskiego motorsportu.
Powoli biało-czerwona fala naszych rajdowców stabilizuje swoje miejsce w światowej czołówce. Bo my nie pukamy do bram elity. Już w niej jesteśmy. Kuba Przygoński wywalczył trzecie miejsce w mistrzostwach świata. „Hołek” ma godnego następcę w postaci Martina Kaczmarskiego, który w Portugalii zajął drugie miejsce, a na ostatnim odcinku specjalnym był nawet szybszy od swojego mistrza. Marek Dąbrowski i Jacek Czachor przełożyli swoje doświadczenie z motocykli na samochód i tworzą załogę, która już może śmiało konkurować z najlepszymi. Nie zapominajmy też o Adamie Małyszu i Rafale Martonie, którzy wciąż stawiają sobie nowe cele i pną się w górę w zawrotnym tempie. To kapitalne uczucie patrzeć na grupę profesjonalistów, która nie przestaje się rozwijać i przeć w kierunku zwycięstwa. Może już niedługo Polacy zajmą całe podium w rundzie pucharu, czy mistrzostw świata. Najważniejsze jednak, że odnosząc kolejne sukcesy mamy wszyscy poczucie, że są one oparte o współpracę i wzajemną pomoc.
O tym, że nasza pozycja na świecie staje się coraz mocniejsza świadczy również postawa quadowców. Kolejny sukces odniósł w tym roku Łukasz Łaskawiec, zdobywając po raz czwarty mistrzostwo Europy. Świetnie prezentowali się w cyklu Baja Kamil Wiśniewski i Zbyszek Zych. Chyba żaden kraj nie ma tylu quadowców zajmujących miejsca w czołówce, a to rysuje przed nami piękną przyszłość.
Popełniłbym grzech, gdybym nie napisał też kilku słów o naszej wadze ciężkiej. Jarek Kazberuk i Robin Szustkowski otarli się rok temu o doskonałe miejsce w Dakarze. Mamy świetną załogę Grześka Barana, a na horyzoncie pojawiają się następne, bo przecież w Maroko świetnie poradziło sobie trio, w którym swoje miejsce znalazł Przemysław Saleta.
Po tym sezonie jestem dumny z zawodników reprezentacji Polski. Zdobyte trofea są oczywiście wyróżnieniami indywidualnymi, ale pokazują jak jesteśmy silni jako drużyna. A to dopiero początek...