Upał to nieodłączny towarzysz zawodników w czasie Dakaru. W tym roku jednam południowoamerykańskie lato przywitało nas w Argentynie rekordowymi temperaturami. Jest gorąco, bo słupek rtęci szybuje ponad 40 stopni, a na trasie odcinków specjalnych ma być jeszcze cieplej...
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
Większość rajdów cross-country toczy się w gorącym klimacie, więc po tylu latach ścigania się po pustyniach nie wypada mi już narzekać na wysokie temperatury. W każdym miesiącu staram się spędzić jakiś czas w krajach, gdzie codzienne upały są normą, więc mój organizm zdecydowanie lepiej znosi już rozgrzane powietrze, które potrafi parzyć nozdrza i do czerwoności rozgrzewać płuca. To, że w Argentynie, gdzie wylądowałem trzy dni przed Nowym Rokiem, jest tak gorąco ma jednak fundamentalne znaczenie dla rajdu.
Jest sprawą oczywistą, że nawet miejscowi będę zmagać się ze spiekotą. Widzę, że wielu moich rywali, żyjących na co dzień w Ameryce Południowej, ale w chłodniejszych regionach, już jest w Buenos Aires i również stara się jak najlepiej zaaklimatyzować.Ta temperatura czyni tegoroczny Dakar jeszcze bardziej ekstremalnym. Wiemy już o dżungli, potężnych wysokościach, na które będziemy wjeżdżać w Andach i dwóch etapach maratońskich. Teraz spada na nas jeszcze nie do końca zbawienna w tym przypadku moc słońca. Takich upałów często nie wytrzymują ani ludzie, ani sprzęt. Co więcej mogą one doprowadzić do anomalii pogodowych, czyli potężnych burz, które już choćby w zeszłym roku przerywały odcinki specjalne. W kilka godzin woda w rzekach wezbrała do tego poziomu, że nawet ciężarówki nie były w stanie ich pokonać. Nie chcę być złym prorokiem, ale historia może się powtórzyć.
Miałem już okazję trenować na torze motocrossowym zaprzyjaźnionych Argentyńczyków, na quadzie, który został tu po Desafio Ruta 40. Ostatnio ćwiczyłem głównie na 450, więc dobrze było znowu siąść, choć na parę godzin na zdecydowanie większej i mocniejszej maszynie. Poczułem znów dobrze znany głód jazdy, choć informacja o tym, że na trasie temperatura będzie jeszcze o dziesięć kresek wyższa nie napawa optymizmem. Po to tu jednak jesteśmy, żeby podjąć wyzwanie i pójść w to tango!
W czwartek rozpoczynają się odbiory technicznie, czyli mnóstwo papierkowej roboty i biurokracji. Mam również zaplanowany ostatni trening - już na quadzie, który przypłynął tu z Hawru i na którym w sobotę przejadę przez oficjalną rampę startową. Z ogromną radością nakleję na niego logotypy Siemachy, bo w tym roku startuję pod hasłem "Jadę Dakar dla Siemachy".
To wspaniałe stowarzyszenie stało się moją drugą rodziną. Nie byłbym sobą, gdybym swoją radością nie chciał podzielić się z Siemachą. Dlatego ks. Andrzej Augustyński pojedzie na Dakar i będzie z nami ósmego dnia, by odprawić Mszę Świętą, która odbyła się już przed rokiem i miejmy nadzieję, stanie się tradycją Poland National Team.
Trzymajcie więc kciuki za reprezentację, za Siemachę i za mnie! Obyśmy wszyscy 18 stycznia, z szerokimi uśmiechami na twarzach spotkali się na mecie w Valparaiso! Śledźcie nasze poczynania na oficjalnej stronie Poland National Team!