Kolejny Dakar wyznaczył nam prawdziwy początek roku. Od chwili, kiedy przejechałem linię mety w Valparaiso minęły już dwa tygodnie. Zdążyłem już wrócić do „normalnego” życia, ale wspomnienia wciąż są żywe. Drugie miejsce to historyczny wynik i wielka radość, ale celem każdego sportowca jest zwycięstwo, wiec gdy staje się o stopień za nisko, zawsze pozostaje jakaś mała, ale uciążliwa zadra…
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
Wiele już zostało powiedziane w temacie tego co się działo na trasie ostatniego Rajdu Dakar. Mówiłem o trudnych momentach, poszukiwaniach waypointów, czy kapciu, który przykleił się do mnie jak brat łata na całe 650 km. Wszyscy słyszeli już historię o niesprawnej pompie paliwowej, a także frustracji, którą czułem widząc jak jadący na mocniejszych quadach rywale odjeżdżają mi na prostych. Jak bumerang, w każdej rozmowie powraca również temat Ignacio Casale i nielegalnej pomocy, którą kilka razy przyjmował na trasie. Chyba już wystarczy.
Sześć lat walczę z Dakarem i przeżyłem tam wiele sytuacji, w których włosy stawały mi dęba. Czasem ze strachu, a czasem ze zdziwienia, bo niektóre historie do dziś nie mieszczą się w mojej wyobraźni. Czasem można reagować, wyciągać konsekwencje, walczyć. A czasem trzeba po prostu popatrzeć przeciwnikowi w twarz i wiedząc, że to on będzie musiał żyć ze świadomością w jaki sposób sięgnął po zwycięstwo, po prostu dalej robić swoje. Ja na pewno nie odpuszczę i nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.
Niech ta deklaracja będzie podsumowaniem tegorocznego Dakaru, bo teraz już trzeba myśleć o kolejnych wyzwaniach. Przede mną obrona Pucharu Świata FIM, którą rozpocznę w Abu Zabi 4 kwietnia. Tego rajdu jeszcze nigdy nie udało mi się wygrać, więc mam zamiar dobrze się do niego przygotować. Jeszcze w tym miesiącu spędzę 10 dni na pustyni w Emiratach, szlifując technikę jazdy. Uprzedzając pytania – zarówno w Abu Dhabi Desert Challenge, jak i następującym krótko po nim Sealine Cross-Country Rally w Katarze pojadę Hondą TRX. Potem ponownie przesiądę się na Yamahę.
Teraz jednak jest czas na trochę „normalności” – czyli życie na walizkach pomiędzy Warszawą, Krakowem i Zakopanem, przeplatane już wkrótce wyjazdami zagranicznymi. W tym szaleństwie jest metoda. Każdy kto mnie zna, wie że nie potrafię długo usiedzieć w jednym miejscu. Z natury jestem nomadą, więc w ruchu odpoczywam. Przemieszczanie się to dla mnie nieodłączna część istnienia. Jest ono oczywiście związane z obowiązkami zawodowymi, treningami, sprawami rodzinnymi, ale to wszystko to sól życia. Bez niej nie miałoby ono smaku.