Dominik Tokarski i Michał Kubieniec są miejskimi aktywistami, którym leży na sercu jakość życia w Katowicach. Działają w Stowarzyszeniu Moje Miasto, które w dużym stopniu kreuje nowoczesny wizerunek miasta. Tokarski i Kubieniec poprzez swoje działania promują Katowice poza regionem. Jako młodzi przedsiębiorcy prowadzą trzy modne miejsca: klubokawiarnię KATO (ul. Mariacka), sklep z designem Geszeft (ul. Morcinka ) i punkt z frytkami Pokrzep się (Tylnia Mariacka) Geszeft i KATO to marki doskonale znane w Warszawie czy Berlinie i pozytywnie pokazujący nowe oblicze Katowic – jako miejsca gdzie warto bywać. Dominik jest pasjonatem neonów i inicjatorem akcji Muzeum Neonów w Katowicach. W wolnych chwilach sadzi bluszcz na ekranach akustycznych. Michał jest pasjonatem architektury i inicjatorem Street Art Festiwalu w Katowicach. W Rajzie po Kato są odpowiedzialni za koncepcję merytoryczną projektu.
Zacznijmy przekornie: co się wam nie podoba w Katowicach?
Dominik: Nie podoba mi się wszechobecny brud na ulicach.
Michał: Mnie razi bierność społeczna. Jest mało ludzi zaangażowanych w sprawy miejskie w Katowicach.
Dominik: Dochodzi do tego fatalny system komunikacji miejskiej. Jest nieprzyjazny dla użytkowania , cechuje go brak jakości i niedostosowanie do nowych realiów
M: Irytuje mnie to, że nie potrafimy sobie poradzić z przestrzenią rynku i stało się to już żenadą na skalę europejską.
D: Na koniec wspomnę o tym, że Spodek jest kompletnie niewykorzystany. Organizuje się w nim za mało imprez. Podsumowując brakuje wizji na rozwój miasta.
Długa ta litania. Ale wy nie tylko narzekacie, ale działacie. Co robicie by w Katowicach żyło się lepiej?
M: Działamy w Stowarzyszeniu Moje Miasto w ramach którego organizujemy szereg działań: od debat na temat miasta począwszy na akcjach typu Betonowa Kostka (wybór najgorszej inwestycji architektonicznej z danego roku – przyp. red.) czy Tramwaj na Południe (akcja mająca na celu poprowadzenie linii tramwajowej do południowych dzielnic Katowic – przyp. red.) kończąc.
D: Michał organizuje Street Art Festiwal Katowice.
M: We wszystkich naszych działaniach staramy się by były one osadzone w mieście. Jako Kato dbamy o to by ulica Mariacka i okolica ożyły i odbywały się tam wydarzenia kulturalne. Jako Geszeft ożywiamy Koszutkę (dzielnica Katowic – przyp. red). Street Art Festiwal jest krytycznym odczytaniem miasta i staje się przyczynkiem do kolejnej debaty na temat przestrzeni publicznej w Katowicach.
A widzicie efekty waszych działań?
M: Dzięki naszym działaniom ponawiana jest ciągle dyskusja na temat Katowic – jako miejsca do życia. W przypadku Geszeftu nasze działania są bardzo widoczne promocyjne. Wydział Promocji Miasta powinien czuć się zawstydzony.
D: Nasze inicjatywy są bardziej widoczne na zewnątrz niż w regionie. A pewne pomysły są podejmowane z powodzeniem przez innych ludzi. Tak jest w przypadku BioBazaru czy Śniadań na mieście.
A co rozumiecie przez miejski tryb życia który promujecie przez swoje działania?
M: Aktywny tryb partycypacji w tworzeniu wizerunku miasta.
D: Korzystanie z uroków i rozrywek miasta w świadomy sposób.
M: Nie wpadanie w inercję. Interesowanie się tym co się dzieje na mieście i uczestniczenie w tym. Samo miasto daje nam możliwość korzystania z wielu rzeczy m.in. infrastruktury. Trzeba jednak pamiętać, że poza wymaganiami względem miasta mamy też obowiązki, w tym obowiązek angażowania się - na różnych poziomach. Oczywiście, że możemy się wycofać, tylko później nie miejmy pretensji o to, jak to miasto wygląda i co nam oferuje.
Co waszym zdaniem się zmieniło od 2009 roku, kiedy Katowice stanęły do walki o tytuł ESK?
M: To jest skok cywilizacyjny. Pojawiły się nowe grupy osób, które są żywo zainteresowane jakością życia w mieście.
D: Już nie ma w tym mieście ludzi, którzy tylko chcą coś zmienić, ale są tacy, którzy działają. Zmienił się wizerunek Katowic. Katowice zaistniały w dyskursie publicznym o dużym miastach w Polsce.
M: Dwa lata temu zrobiła się w Polsce pewna moda na Katowice. Jest to też konsekwencją tego, że mamy dwa duże europejskie festiwale muzyczne: Tauron Nowa Muzyka i Off Festiwal. Katowice stały się destynacją wycieczek weekendowych. Ludzie przyjeżdżają zwiedzać Nikisz czy Tauzen…
D: Pojawiło się nowe pokolenie osób, które często definiuje się jako "Nowych Ślązaków", nie koniecznie pochodzących ze Śląska, ale mających poczucie odpowiedzialności za miasto i chcących go zmieniać na lepsze.
M: Wreszcie jako mieszkańcy polubiliśmy swoje miasto. Przestaliśmy się wstydzić, a nawet z dumą zaczeliśmy się nim chwalić. Dostrzegliśmy ile mamy do zaproponowania jako miasto, ile ciekawych miejsc do odwiedzenia czy architektury do podziwiania.
Czy uważacie, że ten kapitał przy ESK został dobrze wykorzystany?
D: Został on zmarnowany w dużym stopniu…
M: Powraca brak wizji i wszystkie te działania nie zostały mądrze wykorzystane. Życie miejskie i obywatelskość nie rozwijają się już tak dynamicznie. Inne miasta typu Lublin, Bydgoszcz czy Łódź doganiają nas, jeśli już nas nie prześcignęły. Budujemy wielkie obiekty licząc na mityczny Efekt Bilbao, który jest raczej żartem i PR-ową ściemą niż realnym nośnikiem zmian społecznych. Nie inwestujemy w kompetencje w kulturze, nie do końca wykorzystując fakt, że działania kulturalne mogą pomagać w zmianie społecznej, szczególnie w Katowicach, mieście, które szuka swojego nowego oblicza.
Jak współpracować z miastem?
D: Władze samorządowe powinny mieć świadomość tego o czym mówimy.
M: Trzeba współpracować krytycznie. Wywierać presję tak jak było przy akcji Lokal na kulturę. Urząd Miasta powinien sam opracować strategię i wprowadzić strukturalne zmiany.
D: Przykład Krakowa (Krakowskie Biuro Festiwalowe) i Katowic (Miasto Ogrodów) pokazuje, że powinny działać takie komórki, które animują pewne działania. Powinno istnieć strukturalne wsparcie – pomoc instytucjonalna i społeczna.
Dlaczego powstała Rajza po Kato?
M: Chcemy powiedzieć coś nowego o Katowicach i o tym, co miasto ma do zaoferowania mieszkańcom, jak i przyjezdnym.
D: Chcemy wzmocnić informację o mieście na zasadzie: sprawdzam to. Czasami jest potrzebne by usłyszeć rzeczy oczywiste i zidentyfikować się z miastem na nowo. Po prostu w Katowicach brakuje takiego przewodnika jak „Zrób to ..” w Warszawie czy Trójmieście.
Na koniec powiedzcie co fajnego warto odkryć w Katowicach?
M: Katowice są nadal nie odkryte pod względem architektury i bogactwa jakie ze sobą niesie. Jeżeli z modernizmem międzywojennym nie ma tego problemu, to z powojennym już jest. A Katowice to nie tylko modernizm, jest też Nikiszowiec, Giszowiec, realizacje Niemczyka czyli postmodernizm najwyższych lotów. Dużo się dzieje współcześnie, termin śląska szkoła architektury powstał nieprzypadkowo, i choć dzisiaj przydałoby mu się pewne odświeżenie, to pokazuje, że mamy się czym chwalić jeśli chodzi o nowe realizacje.
D: Istnieje w końcu życie na ulicach Katowic. W ciepłe dni ogródki na ulicach Mariackiej, Mielęckiego i Stanisława są pełne. Katowice stały się przyjazną przestrzenią dla ludzi. Można miasto eksplorować na różne sposoby np. szlakiem murali powstałych w ramach Street Art. Festiwalu czy odwiedzając miejsca serwujące lokalną kuchnię.
M: Ludzie są coraz odważniejsi w otwieraniu knajp w różnych miejscach. Nowe miejsca w stylu Rudy Goblin, Biała Małpa, Cybermachina nie są może skierowane do mnie, ale cieszę się, że miasto rośnie w nowe miejsce.
D: Wcześniej tego w Katowicach nie było.
M: Trochę mi jeszcze brakuje miejsc, które chcą animować rzeczywistość, a nie tylko lać piwo…
D: Tutaj dużą szansą jest "Lokal na kulturę", który jest świetnym narzędziem do zarządzania miastem i jego ożywiania. Po drugiej edycji widać, że zainteresowanie konkursem jest coraz większe, co daje nadzieje, że w niedalekiej przyszłości będziemy mieli w mieście wiele niszowych miejsc chcących animować miasto.