Swoim postępowaniem zaprzeczał skromności i ubóstwu, jakie powinny cechować Kapłana. Uwielbiał ordery, zaszczyty i luksusowe samochody. Chorobliwie wręcz ambitny i lubiący przebywać w świetle kamer. Jednocześnie człowiek o wielkiej odwadze cywilnej, nie bojący się głosić tego w co wierzył. Ksiądz Henryk Jankowski. Jaki był naprawdę? Na te pytania stara się odpowiedzieć w swej książce Jerzy Danielewicz.
Pochodził z bardzo ubogiej rodziny. Przerwał naukę, by poświęcić się pracy zarobkowej, kontynuując jednocześnie naukę w trybie wieczorowym. Każdy chyba przyzna, że nie jest to łatwy początek drogi życiowej. Tak wyglądały pierwsze lata życia Bursztynowego Prałata, kontrowersyjnego proboszcza gdańskiej parafii św. Brygidy.
Te pierwsze lata były latami, w których młody Henryk „miał zawsze pod górkę”. Lata te nauczyły go jednak dwóch prawd. Pierwsza, że czystość i schludność jest najtańszym luksusem ludzi ubogich, druga, że pewność siebie i znajomości pomóc mogą we wszystkim. Praktyczne ich zastosowanie pomogło wyjść w cienia przeciętnemu dość uczniowi i klerykowi, odrobina zaś szczęścia umożliwiły mu uzyskanie parafii, której tak naprawdę nikt z jego kolegów nie chciał. Parafii praktycznie nie istniejącego kościoła św. Brygidy. Spryt i pomysłowość pomogły Henrykowi Jankowskiemu na odbudowanie kościoła, szczęście zaś na znalezienie się w centrum wydarzeń politycznych i kojarzenie jego osoby z Solidarnością. Po przemianach ustrojowych nie otrzymał należnych mu, jego zdaniem, zaszczytów. Gorąco miał liczyć na stanowisko biskupa polowego wojska polskiego. Zawiedziony zaczął propagować tezy destabilizujące państwo polskie i dzielące naród. Wykorzystywany przez młodych chłopców, z którymi łączyły go do dziś niewyjaśnione relacje, przeniesiony na emeryturę, popadł w niedostatek i zapomnienie.
Drobiazgową i tytaniczną można nazwać pracę, jaką włożył Jerzy Danilewicz w napisanie tej książki. Przede wszystkim Autor musiał przedrzeć się przez gąszcz mitów jakie narosły wokół osoby ks. Jankowskiego. Mitów tworzonych przez samego zainteresowanego i powielanych w hagiograficznej książce Petera Rainy, a także w słownych przekazach jego zwolenników. Mity te stale musiał konfrontować z relacjami świadków i zachowanymi dokumentami, zachowując jednocześnie daleko idącą ostrożność. Pamiętać musimy, że Jankowskim interesowała się Służba Bezpieczeństwa, niektóre więc plotki o nim mogły być przez nią stworzone.
Obraz, który wyłania się z kart książki jest smutny i zmuszający do refleksji. Ten niezbyt zdolny człowiek był swoistym beneficjentem ustroju, z którym walczył. Gdyby nie ten znienawidzony komunizm przyszły kapelan Solidarności nie mógłby łączyć pracy zawodowej z bezpłatną nauką. Odbudowa Kościoła św. Brygidy w tzw. warunkach wolnorynkowych również byłaby utrudniona, a niejasności, jakie jej towarzyszyły doprowadzić by musiały do odsunięcia kapłana i jego przeniesienia. Niepowodzenia księdza Jankowskiego wiązały się z upadkiem komunizmu, a jego volta w kierunku antysemickim była rozpaczliwą próbą poszukiwania nowych rzesz wyznawców, których mógłby prowadzić do walki ze znienawidzonym wrogiem.
W ten oto sposób kapelan Solidarności zapamiętany zostanie jako antysemita ceniący sobie luksus. Być może nie będzie to sprawiedliwa ocena, ale na własne jego życzenie.