Wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez Zmarłych, a przez Autorkę dopełniona metodą koniektury, z wielu rozmaitych ksiąg zaczerpnięta, a także wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka.
Przyznam, że do tej pory unikałem Olgi Tokarczuk. Przed laty zniechęcony jej „Domem dziennym…” wolałem czytać książki innych pisarzy, uważając ją samą za autorkę książek dla kobiet. Skuszony jednak zapowiedziami wydawniczymi postanowiłem sięgnąć po „Księgi Jakubowe”. Nie ruszany do tej pory temat, podtytuł, aura tajemniczości, jaka otaczała Jakuba Franka sprawiła, że postanowiłem po nią sięgnąć. Do samej lektury podchodziłem dwa razy. Za pierwszym razem problemy dnia codziennego nie pozwalały mi się skupić nad wielowątkową książką. Za drugim, w atmosferze świątecznego leniuchowania połknąłem prawie tysiąc stron tekstu w kilka wieczorów. Jeśli miałbym jednym słowem określić moje odczucia po lekturze, słowem tym byłby zachwyt.
Długa, bo sześcioletnia praca Autorki, zaowocowała monumentalnym, wielowątkowym dziełem o osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej, kraju wielu kultur i religii, pozornej swobody wyznania, kraju, który mógł odetchnąć po długich latach wojny i cieszyć się życiem. Właśnie w tym kraju, na Podolu pojawił się nowy Mesjasz Żydowski- Jakub Frank. Charyzmatyczny szybko skupił wokół siebie grupę jemu podobnych kontestatorów dotychczasowego życia. Pełen ambicji chciał doprowadzić do szczęśliwego końca dzieło swoich poprzedników. Dziełem tym miało być pełne równouprawnienie swoich współwyznawców, ceną było zerwanie z religią przodków, przyjęcie chrztu i asymilacja.
Jakub Frank uważał się za Mesjasza i rzeczywiście nim był. Tak to już bowiem jest, że jesteśmy tymi ludźmi, za jakich się uważamy, a wiara nasza przechodzi na najbliższe otoczenie. Frank postępował jakby naprawdę był Mesjaszem. Krótko przed przyjęciem chrztu zgromadził wokół siebie dwunastu najbliższych zwolenników, przyjęli oni imiona Apostołów, wśród nich był również wyznawca pełniący rolę Judasza. Mesjasz miał być uwięziony i prześladowany, Frank więc nie protestował przeciw kościelnemu wyrokowi, zgodnie z którym został osadzony w częstochowskim klasztorze. Rzeczywista kariera Mesjasza zaczęła się po jego uwolnieniu. Wówczas, postępując niczym guru sekt religijnych, rządził niepodzielnie życiem i majątkiem swoich popleczników.
Książka Olgi Tokarczuk może być dla wielu ludzi niewygodna. Zwolennicy czystych „kanonów polskości” przeżyją szok czytając nazwiska, jakie przyjęli wychrzczeni Żydzi. Ich potomkami byli wielcy myśliciele, reformatorzy, artyści, pisarze. Dla potomków przechrztów książka ta również nie jest wygodna. Dla wielu heraldyków i biografów „frankistowskie” pochodzenie było tematem tabu, starannie unikanym i w literaturze przemilczanym. Zwolennicy niepokalanej naleciałościami tożsamości europejskiej i dostrzegający w multi kulti dla niej zagrożenie, również mogą się po tej lekturze poczuć nieswojo. Olga Tokarczuk bowiem dowodzi, że wielokulturowość wzbogaca, a dzięki szacunkowi wszystkich, których dotyczy będzie skarbem, nie zaś zagrożeniem.
Cóż mogę jeszcze dodać poza jednym tylko słowem :”czytajmy”?