Był zakompleksionym kaleką żądnym władzy, sukcesu i powodzenia u kobiet. Był mistrzem demagogii i autokreacji. Swój talent sprzedał najbardziej zbrodniczej ideologii jaką był nazizm. Jego konsekwencja w zaprzedaniu swej duszy popchnęła go do podjęcia decyzji o zamordowaniu własnych dzieci. Podtytuł książki Longericha „apostoł diabła” trafnie wskazuje kim był Joseph Goebbels.
W ciągu ostatnich miesięcy nasz rynek czytelniczy zalewany jest książkami o bonzach III Rzeszy. Obok wielu zbeletryzowanych biografii i ocierających się o sensację książek, otrzymujemy wiele takich, których autorzy starają się pokazać tych największych zbrodniarzy od ich ludzkiej strony. Kiedy uświadomimy sobie człowieczeństwo architektów i wykonawców zbrodni, zaczynamy ostrożniej podchodzić do słynnego zdania „człowiek to brzmi dumnie”.
Analizując dwunastoletnią historię III Rzeszy trudno oprzeć się wrażeniu, że odpowiednio dobrany przez Hitlera dwór, nie tylko umożliwił rozpoczęcie wojny, ale też umożliwił jej tak długie prowadzenie. Sam Hitler szczycił się tym, że starannie dobierał kandydatów na kluczowe stanowiska. Dowodem na to miał być gauleiter Berlina i minister propagandy, Joseph Goebbels.
Żaden z nazistowskich bonzów, może poza Hansem Frankiem, nie pozostawił po sobie tak bogatego materiału w postaci prowadzonych dzienników. Materiał ten miał być swego rodzaju tekstem wyjściowym do badań historycznych. Dzienniki konfrontowane z relacjami świadków czy materiałami prasowymi i zachowanymi dokumentami stawały się nie tylko materiałem dla historyka, ale i dowodem w procesach nazistów.
Peter Longerich poszedł krok dalej. Opierając się na dziennikach udowodnił, że Goebbels był mistrzem autokreacji, a także dowiódł, że tym samym Dziennikach Goebbels przypisał sobie w strukturze państwa nazistowskiego, większe znaczenie większe, niż było ono w rzeczywistości. Możemy tu oponować. Dzienniki pisze się dla własnych potrzeb, w dziennikach można więc być szczerym, bo jakże to można okłamywać samego siebie? Oponenci używający takich właśnie argumentów będą mieli częściowo rację. Każdy normalny człowiek może się kreować na kogoś innego we wspomnieniach, ale nie w dziennikach. Jednakże od kogoś głęboko zakompleksionego, kto codziennie uważa, że został stworzony do wyższych celów, nie można wymagać, by nie oszukiwał sam siebie. Już sam fakt pisania o sobie, jako o kimś ważnym musiał być dla ministra propagandy wielką frajdą. Biorąc jednocześnie pod uwagę, że nazistowski Volklischer Beobachter chciał za astronomiczną sumę wykupić prawa do publikacji Dzienników mówi samo za siebie. Goebbel pisał je jako dokument, dzięki któremu mieszkańcy wielkiej Rzeszy rozciągających się między Atlantykiem a Uralem, mogli uczyć się historii ruchu nazistowskiego i heroicznych walk z brytyjsko żydowską plutokracją oraz judeobolszewizmem sowieckim.
Longerich nie pozostawia złudzeń. Adwokat diabła był chorym na narcyzm, zakompleksionym małym człowieczkiem, który każdego dnia rozdmuchiwał ważność swojej osoby i podkreślał ją paletą świetnie skrojonych garniturów, ostrym i bezwzględnym traktowaniem podwładnych, astronomiczną wręcz liczbą uwiedzionych kobiet a także tymi właśnie dziennikami.
I odkrycie to nie powinno nas specjalnie. Wielcy ludzie nie popełniają zbrodni, ani ich nie legitymizują własnym nazwiskiem. To zajęcie ludzi małych.