Adrian Markowski
Sąsiady
Adrian Markowski Sąsiady Prószyński i S-ka

Sąsiad, co to na dole po drugiej stronie podwórka mieszka, żonę tłucze…. Swoją żonę tłucze przecież, nie inną. Swoje powody najwidoczniej ma, bo jakby nie miał, żony by przecież z samego rana nie tłukł.

REKLAMA
Adrian Markowski zaczyna swój zbiór opowiadań od mocnego akcentu. Przemoc domowa, odreagowywanie życiowych niepowodzeń na najsłabszych. Za słona zupka, nowy samochód sąsiada, zła pogoda, kac. Preteksty, usprawiedliwienia, przyzwyczajenia, wzory kulturowe, powiedzonka, wreszcie cicha akceptacja otoczenia. Doprawdy mocny to akcent, jak na książkę, która ma być satyrą na typowego Polaka, katolika z dziada pradziada, który za kołnierz nie wylewa, nie lubi obcych, którzy z otoczenia się wyróżniają, nie może przeboleć jakiegokolwiek sukcesu swego rodaka.
Markowski chłoszcze więc nas wszystkich ostrzem swego języka. A złośliwa z niego bestia, trzeba mu to przyznać. Nawet poszukiwanie szczęścia potrafi taki wyszydzić, a i zmiana spojrzenia na długotrwały związek mu nie pasuje. Wkłada taki w usta zawistnych obserwatorów takie argumenty, że aż włos się na głowie jeży. Bowiem Markowski jest świetnym obserwatorem. To przeklęte polskie piekiełko, którego źródło znajduje się w naszej ogólnonarodowej tradycji, musiał zbadać dogłębnie i wykorzystał do wychłostania Polaków. A chłosta to okrutna, przy niej ułożona przez Koterskiego „Modlitwa Polaka” jest lekkim tylko pogrożeniem palcem.
Autor by uniknąć zarzutu szargania narodowych świętości i antypolskości, musiał ubrać swą satyrę w absurd. Opisywane przez niego sytuacje są przerysowane, reagujemy na nie śmiechem, ale kiedy zastanowimy się nad treścią, to nasz uśmiech zamieni się w grymas zniesmaczenia i zawstydzenia jednocześnie. Bowiem w każdym z nas tkwi nie tylko sąsiad, czy jego żona, ale i królik, ten sam, który może zamienić się nagle w krwiożerczą bestię.
Czytajmy więc Sąsiadów, ale bez poczucia wyższości. Czyż każdy z nas jest czyimś sąsiadem?

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?