
Zagadkowe i zuchwałe morderstwo podnosi na nogi całą moskiewską policję. Śledztwo staje się priorytetem dla Erasta Fandorina, a stawką staje się posada i honor. W końcu nasz bohater nie może pozwolić, by przestępcy przebrani za niego bezkarnie popełniali mordy.
REKLAMA
Eskortowanie wysokiego urzędnika państwowego i jednocześnie przyjaciela cara, wydaje się być prostym zadaniem. W końcu przeprowadzenie mężczyzny z jednego peronu na drugi nie może wiązać się z większymi trudnościami? Chyba, że ów szlachcic zginie zanim w ogóle pod ochronę trafi. Zdarzenie takie jest skazą na honorze dla radcy stanu, który szczyci się swoją perfekcyjnością. Erast Fandorin zakasuje rękawy i w swoim stylu zaczyna prowadzić śledztwo, które poprowadzi go aż do siatki terrorystycznej.
Pomysł, aby w realiach XIX-wiecznej carskiej Rosji umieścić szajkę terrorystów nie mógł się nie udać. Grupa Bojowa była prawdopodobnie wzorowana na Narodnoj Woli, organizacji, która za cel pozostawiła sobie zamordowanie cara Aleksandra II. Niektórym czytelnikom mogą też nasuwać się skojarzenia z szajką z Assasin’s Creeda.
Z drugiej strony to ciekawe spojrzenie na terroryzm przez pryzmat przeszłości. Zwłaszcza gdy na motywacje zamachowców czytelnik ma możliwość spojrzenia z ich punktu widzenia. Akunin nie ocenia opisywanych przez siebie bohaterów, pisze obiektywnie, co prowadzi do tego, że w pewnym momencie bardziej czytelnik utożsamia się z terrorystami niż z Fandorinem.
Choć „Radca stanu” jest jedną z gorszych książek Borisa Akunina, choćby w porównaniu z „Lewiatanem” czy „Dekoratorem”, to nie można się od niej oderwać. To, że jest zdecydowanie dłuższa niż dotychczasowe tomy, nie wpłynęło znacząco na szybkość akcji powieści. Jedynie bohaterowie „Radcy stanu” są lepiej zarysowani niż z pozostałych powieści, dzięki czemu ciekawsi – lecz przydałoby się, by Akunin powstrzymał swe złowieszcze zamiary i nie szedł w stronę George’a Martina mordując każdego, kto mu się pod pióro nawinie.
Na szczęście na srebrnym pancerzu Erasta Fandorina ukazała się jakaś rysa. Nareszcie, bowiem na ukazanie wad radcy stanu trzeba było czekać siedem tomów. Jednak gdy w końcu się jakieś pojawiły, to fani starej, dobrej powieści detektywistycznej nie mogą narzekać. To rysy w stylu Sherlocka Holmesa, Adama Dalgliesha, nie zaś Harry’ego Hole’a czy Saszy Załuskiej. Brak zatem tu problemów widocznych i popularnych wśród bohaterów współczesnych kryminałów – alkoholizmu czy depresji. Tym samym Erast Fandorin jest człowiekiem, a nie mężczyzną, na którego świat się uwziął, zsyłając wszystkie możliwe nieszczęścia. I taki bohater przypadnie do gustu każdemu czytelnikowi.
Marta Kraszewska
