J.R.R. Tolkien
Beowulf
J.R.R. Tolkien Beowulf Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Nieustraszeni wojownicy, potwory, przygody i średniowieczny klimat legend. Czego chcieć więcej?

REKLAMA
„Beowulf” to średniowieczny poemat heroiczny, będący jednym z największych skarbów literatury staroangielskiej. Należy do najcenniejszych zabytków kultury wszelakiej – zwłaszcza, że pochodzi sprzed najazdu Wikingów – przypuszcza się, że w formie ustnej istniał już w VIII w., spisano go zaś około 1000 roku. Choć ważny, nie jest szczególnie znany, w szerszym kręgu tytuł można kojarzyć z choćby z licznymi ekranizacjami – na przykład z tą z 2007 roku, gdzie wystąpiła m.in. Angelina Jolie czy Anthony Hopkins.
„Beowulf” wielokrotnie uwspółcześniano. Przekładów na angielski dokonywał m.in. noblista Seamus Heaney, zaś na ekrany przenoszono tę opowieść już 12 razy. W zeszłym roku do grona adaptatorów „Beowulfa” dołączył J.R.R.Tolkien. Choć pracował nad przekładem już w latach 30. XX wieku, to nigdy nie opublikował efektów swojej pracy, ciągle będąc niezadowolonym z wyników. Jego badania zebrał i wydał teraz syn, Christopher Tolkien.
W takich większości przypadków autorka niniejszego tekstu ma spore zastrzeżenia i mieszane uczucia, biorąc do ręki coś, co zostało wydane bez zgody autora. Z jednej strony – cóż, trudno byłoby go zapytać o zgodę, skoro już nie żyje, z drugiej strony – jeśli napisał to w kwiecie wieku i mimo że mógł wydać, schował to do szuflady, to widocznie miał powód i powinno się uszanować jego wybór. Z „Beowulfem” tłumaczonym przez Tolkiena problem jest podobny. Czytelnik może czuć się nieswojo czytając coś, co de facto nie powinno ujrzeć światła dziennego i w sumie jedynie będzie mógł pocieszać się myślą, że J.R.R. Tolkien pracował nad tym całe życie i był bliżej lub dalej końca. Trudno orzec, czy ojciec chciał, by syn dokończył jego dzieła, aby kolejne pokolenia czytelników miały do wyboru jeszcze jeden przekład – zresztą świetnie napisany – „Beowulfa” czy też wolał, żeby jego praca nigdy się nie pojawiła.
Wiadomo za to, że Christopher Tolkien dołożył wszelkich starań, aby „Beowulf” ukazał się w jak najlepszej formie. A zatem w liczącej prawie 500 stron książce pojawia się i poemat – który do najdłuższych nie należy, to około 80 stron – i wykłady, które Tolkien wygłaszał przed studentami, i komentarz towarzyszący przekładowi – czyli kolejne zmiany w tłumaczeniu, które pojawiały się w ciągu długoletniej pracy nad utworem, i „Sellic Spell” będący własnym spojrzeniem na „Beowulf”. Wersja polska jest jeszcze dłuższa - wydawca postanowił umieścić zarówno tłumaczenie Tolkiena w przekładzie na polski, jak i w rodzimym dla autora języku. Był to doskonały pomysł, dzięki któremu czytelnicy będą mogli śledzić oba tłumaczenia, obserwować różnice pomiędzy nimi, jak i dostrzeże niuanse zmian prowadzonych przez Tolkiena. Niewątpliwie efekt jest zaskakujący.
Pozycja obowiązkowa dla każdego. Dla fanów Tolkiena to gratka - mogą bowiem zmierzyć się ze źródłem inspiracji, z którego autor tłumaczenia czerpał pisząc „Hobbita”. Miłośnicy fantastyki odnajdą tu kolejną wspaniałą heroiczną opowieść, zaś prawdziwi, jak i samozwańczy studenci literatury znajdą w opracowaniu Tolkiena rozrywkę na długie wieczory, studiując poemat.
Marta Kraszewska

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?